lutego 21, 2018

(687) Kto wypuścił bogów?

(687) Kto wypuścił bogów?
Tytuł: Kto wypuścił bogów?
Autor: Max Evans
Wydawnictwo Literackie
Stron 376

Opis wydawcy: 
Niesforny dwunastolatek, całkiem wiekowa Panna i uwięziony na Ziemi demon – awantura gotowa!

Elliot Hooper nie ma łatwego życia. Od śmierci dziadka mieszka sam z mamą na starej farmie w południowej Anglii. Wstawać rano nie lubi, za szkołą nie przepada, ale to wszystko byłoby do zniesienia, gdyby tylko nie szwankująca pamięć mamy Elliota. Josie zamiast otaczać syna opieką, sama jej coraz częściej potrzebuje.

Rosnące długi, czyhająca na rodzinną farmę wścibska sąsiadka i znikająca raz za razem mama to zbyt dużo jak na dwunastolatka. A gdyby tego wszystkiego było za mało, pewnej nocy w oborze na farmie Elliota ląduje Panna, która przedstawia się jako „nieśmiertelna”, „gwiezdna konstelacja” i „członkini Rady Zodiakalnej”, licząca sobie niespełna dwa tysiące lat!

To dopiero początek kłopotów Elliota... Dziwaczna istota, którą – co tu dużo gadać – chłopiec ma za lekką szajbuskę, szuka „więźnia numer czterdzieści dwa”.

Kim jest więzień?
Kto pragnie przejąć władzę nad światem bogów i ludzi?
Czy chłopiec zdoła przeciwstawić się tajemniczemu i potężnemu wrogowi?
Jedno jest pewne – na Elliota i jego nowych, boskich przyjaciół spadną prawdziwe gromy!

Moja opinia: 
"Kto wypuścił bogów?" Maz Evans to początek fascynującej, zabawnej i niezwykle przystępnej serii dla młodszych czytelników. Uczniowie podstawówki pokochają tę historię. Spotkałam się z opiniami, że Maz Evans powiela po prostu to co już wcześniej wymyślił Rick Riordan - nie wiem czy zgadzać się z tym, czy nie: nie czytałam serii o Percym.  Mogę oceniać jedynie tę powieść. Od momentu kiedy ukończyłam podstawówkę minęły lata, jednak z lektury powieści "Kto wypuścił bogów?" czerpałam naprawdę dużą przyjemność. Oczywiście - powieść Evans nie jest arcydziełem. Nie posiada sprecyzowanym wad - chodzi o jej ogólny odbiór: bardzo pozytywny, choć nie idealny. 

Maz Evans wprowadziła bogów znanych z greckich mitów we współczesny świat i jego realia... tak więc Hermes nie będzie mógł się rozstać ze swoim ibogiem (iphonem), a Charon czyli straszny przewoźnik po Styksie (rzece umarłych) będzie prowadził korporację taksówkarską. To sprawia, że szczególnie czytelnicy obeznani choć w pewnym stopniu w mitologii greckiej (uczniowie podstawówki bez wątpienia do nich należą), dostrzegą komizm ukryty w tej powieści. Zachowanie niektórych charakterystycznych cech charakteru oraz atrybutów greckich bogów... przy jednoczesnym ich unowocześnieniu sprawia, że "Kto wypuścił bogów?" staje się niezwykle zabawną i przewrotną powieścią. 

Głównym bohaterem powieści Maz Evans jest dwunastolatek - niezwykle rezolutny i mądry chłopak, który ma na głowie cały dom... To właśnie te fragmenty: obserwowanie jego próby załatania wszystkich dziur (problemów) oraz uchronienie mamy przed wszelkim niebezpieczeństwem sprawiają, że staje się bliski czytelnikowi. Jego niewydumane problemy... poruszają odbiorcę. Evans stworzyła całą kompanię świetnie wykreowanych i barwnych postaci: zarówno te śmiertelne jak i nieśmiertelne postacie zapadają w pamięć i wywołują silne emocje (choć najsilniejsze chyba ta podstępna, okropna sąsiadka...) . 

"Kto wypuścił bogów?" to zabawna, mądra i trzymająca w napięciu historia, stworzona w oparciu o greckie mity. Evans połączyła dwa światy (realny i fantastyczny) w sposób nietuzinkowy. Wprowadziła greckich bogów w świat śmiertelników - zaznajomił dwunastoletniego chłopaka z wielkimi greckimi bogami, który "uczłowieczył", a jednak nadała im pewne ograniczenia... nawet bogowie olimpijscy muszą liczyć się z pewnymi zasadami i kodeksami. Jest w tej książce szczypta sensacji, tajemnicy i przygody. Cała góra: przyjaźni i miłości. To naprawdę dobrze skonstruowany debiut literacki, która daje nadzieję na świetne kolejne części... dla mnie pełnił rolę rozluźniającej powieści - dla młodszego czytelnika ma szansę stać się porywającą, wręcz zapierającą dech w piersi historią. 

Moja ocena: 8/10

lutego 20, 2018

(686) Wykłady o literaturze rosyjskiej

(686) Wykłady o literaturze rosyjskiej
Tytuł: Wykłady o literaturze rosyjskiej
Autor: Vladimir Nabokov
Wydawnictwo Aletheia
Stron 440

Moja opinia: 

XX - wieczny klasyk, autor jednej z najbardziej bulwersujących ale także najchętniej czytanych w XX wieku powieści, amerykański pisarz rosyjskiego pochodzenia, Vladimir Nabokov. Autor "Lolity" w latach 40. i 50. mieszkając w USA, pracował jako wykładowca literatury - jego wykłady zostały zebrane w trzech tomach: "Wykłady o Don Kichocie", "Wykłady o literaturze rosyjskich" i "Wykłady o literaturze" (gdzie opowiadał o literaturze amerykańskiej). Wykłady dotyczące literatury rosyjskiej są najbardziej subiektywne... i chyba samemu autorowi najbliższe - to w tej literaturze i kulturze był wychowywany, to ta literatura tworzyła jego świat w pierwszych latach obcowania z literaturą. Jednak... jak to bywa z pozycjami Nabokova wydawanymi w wydawnictwie Aletheia w tej pozycji nie liczy się jedynie jej główna treść dotycząca poszczególnych rosyjskich dzieł, ale także (a może przede wszystkim?) to jak bardzo Nabokov był zafascynowany literaturą, jak ważną rolę odgrywała w jego życiu... momentami odziera ją z patosu, jest przeciwny wszelkim interpretacjom zmierzającym ku nadinterpretacjom i zachwyca: lekkością swojej wypowiedzi i osobowością. 

W "Wykładach o literaturze rosyjskiej" zostały zawarte teksty "Rosyjscy pisarze, cenzorzy i czytelnicze" (wprowadzenie wręcz niezbędne do tego tomu, otwierające oczy i pozwalające wkroczyć w świat rosyjskiej literatury), "Sztuka przekładu", "Filistrzy i filisterstwo" oraz główna, najważniejsza część... tj. teksty dotyczące rosyjskich pisarzy (ich zarysy biograficzne - napisane z polotem, wzbogacone o ciekawostki, a jednocześnie obfitujące w informacje ważne dla rozwoju ich twórczości) i ich dzieł. Te wszystkie teksty zostały odtworzone na podstawie notatek Nabokova (jeśli mieliście okazję przeczytać zbiór wywiadów z nim, wydanych w zbiorze "Własnym zdaniem" doskonale wiecie, że Nabokov nigdy nie "szedł na żywioł", a każdą swoją wypowiedź musiał mieć wcześniej spisaną na kartce). Opracował je już w 1981 roku (czyli cztery lata po śmierci Nabokova) Fredson Bowers - to ten pan odpowiada także za przedmowę - z zadaniem poradził sobie bardzo dobrze! Tym samym czytelnicy otrzymali książkę, w której omówione zostało kilkanaście pozycji niezwykle ważnych dla literatury rosyjskiej. 

Kilkanaście pozycji, 6 biografii + teksty dodatkowe... już po tym możecie się zorientować, że nie są to teksty obszerne. Nabokov w swoich bardzo subiektywnych wypowiedziach skupiał się na poszczególnych wątkach, niekiedy szczególikach. Jego teksty są wyraziste, niektóre oburzają, inne otwierają oczy. Nabokov o literaturze opowiadał oryginalnie, niekiedy na przekór wszystkim innym mądrym wykładowcom i krytykom. Skupiał się nie tyle na walorach estetycznych... co na odczuwaniu literatury. To inteligentne, niekiedy zabawne, zawsze przewrotne i oryginalne teksty, których się nie czyta - je się połyka. 

Nabokov pod lupę wziął następujące pozycje: "Martwe dusze" i "Szynel" Nikołaja Gogola; "Ojcowie i dzieci" Iwana Turgieniewa; "Zbrodnia i kara, "Notatki z podziemia, "Idiota", "Biesy" i "Bracia Karamazow" Fiodora Dostojewskiego; "Anna Karenina" i "Śmierć Iwana Iljicza" Lwa Tołstoja; "Pani z pieskiem", "W parowie" i "Mewa" Czechowa oraz "Na tratwie" Maksyma Gorki. Najwięcej słów w "Wykładach..." poświęcił Dostojewskiemu, którego uważał za miernego, nieporządnego, piszącego zawsze w pośpiechu pisarza... raczej skupiał się na jego krytykowaniu, ale... choć subiektywna to jest to także krytyka inteligentna, która ma swoje uzasadnienie. I tak... jak darzę czytelniczą miłością "Zbrodnię i karę", o której Nabokov wypowiedział wiele niepochlebnych słów... to jednak te wszystkie jego argumenty: przemawiają do mnie. Zawarte w tym zbiorze teksty poruszają trybiki do myślenia, analizowania i odkrywania na nowo wszystkich przedstawionych tu pozycji. 

Nabokov we "Wykładach o literaturze rosyjskiej" przedstawia niedoskonałość Czechowa, pisze o finezji Tołstoja, a Gorkę kwalifikuje jako bardzo kiepskiego pisarza... czytelnik sięgający po tę pozycje nie musi się z tymi wszystkimi sądami zgadzać: nie mniej są to sądy człowieka świetnie wykształconego, uznanego na świecie pisarza, który swoim literackim dobytkiem (a mowa tu przecież także o takich powieściach jak "Zaproszenie na egzekucję", "Pnin" i wielu innych) zdumiewa i zachwyca do dnia dzisiejszego. "Wykłady o literaturze rosyjskiej" to bardzo ciekawa, inspirująca, zachęcająca do czytania i odkrywania literatury na nowo pozycja: lektura obowiązkowa dla wszystkich sympatyków literatury rosyjskiej... i literatury w ogóle. Nabokov pokazuje jak powinno się o literaturze mówić i pisać. 

Moja ocena: 8/10

lutego 16, 2018

(685) Mity skandynawskie

(685) Mity skandynawskie
Tytuł: Mity skandynawskie
Autor: Roger Lancelyn Green
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Stron 280

Opis wydawcy:
Tęcza tworząca migotliwy most pomiędzy światami bogów i ludzi. Wąż tak ogromny, że oplata cały świat. Naszyjnik tak piękny, że nawet boginię doprowadza do szaleństwa...

Wielkie skandynawskie sagi są pełne magii i bohaterskich czynów. Roger Lancelyn Green znanym od niepamiętnych czasów mitom o wędrówkach Odyna, młocie Thora, śmierci Baldra czy ostatniej bitwie nadał nową formę, łącząc je w jedną ekscytującą opowieść, która ożywia surowe piękno krain skandynawskich bogów i olbrzymów. Swoją relację oparł na zachowanych poematach i podaniach, starając się jak najwierniej oddać ducha oryginału – tę niezwykłą atmosferę Północy. 

Moja opinia: 
Chyba każdy z nas miał w swoim życiu taki moment, kiedy bardzo dużą uwagę przykładał do mitycznych opowieści o bogach i herosach... W dzieciństwie zawsze skupiałam się na mitologii greckiej - jej częste adaptacje w animowanych serialach dla dzieci i młodzieży sprawiały, że wydawała mi się bliska, a jej bohaterowie bardzo ludzcy. Nawet groźny Zeus nie był dla mnie budzącym respekt, gromowładnym bogiem, a jedynie miłym, choć nad wyraz silnym staruszkiem. Nie ukrywam, że ogromny wpływ na takie postrzeganie bogów miał dla mnie animowany serial - "Spadkobiercy tytanów". Zresztą... to właśnie o mitologii greckiej mówi się w szkole najwięcej. Rzymska stanowi jedynie jej odpowiednik, a o mitologii egipskiej mówi się niewiele... o wierzeniach innych państw wspomina zaledwie w kilku zdaniach. Nigdy nie interesowałam się historiami o wikingach, a już tym bardziej mitami skandynawskimi.... Dzisiaj, po lekturze książki Rogera Lancelyna Greena wiem jak wiele straciłam. 

"Mity skandynawskie" spisane przez Rogera Lancelyna Greena zostały pierwotnie opublikowane w 1960 roku. W Polsce światło ujrzały jednak dopiero w zeszłym roku. To zbiór opowieści oparty  na zachowanych poematach i podaniach - w pełni oddaje nastrój północy i jest niezwykle klimatyczny. Wszystkie przedstawione w tym zbiorze opowieści są ze sobą ściśle związane i tworzą wspaniałą, intrygującą całość. Poczynając już od pierwszej opowieści o świecie wyłaniającym się z chaosu po wszelkie historie przedstawiające losy bogów, a także przeplatające się losy bogów, olbrzymów i ludzi... Green serwuje czytelnikom opowieści pełne magii, mądrości, intryg i bardzo często także brutalności. Świat skandynawskich mitów i bogowie są nieubłagani... jeśli istnieje jakaś szansa na szczęśliwe zakończenie - to tylko za sprawą sprawiedliwości. Skrucha i wielki żal nie pomoże - liczą się przysięgi i umowy, które muszą zostać dotrzymane. 

Mitologia skandynawska obfituje w wiele wątków i historii, które w zmienionej formie mogliśmy poznać już np. w mitologii greckiej lub w Starym Testamencie. Przez mitologię Greena przewijają się postacie, które pod zmienionymi imionami mieliśmy okazję poznać już w historiach innych kultur. To kolejne źródło postaci, historii i wątków, którzy porezentują typowo ludzkie zachowania - obrazują zarówno ich zalety jak i wady, z każdymi najmniejszymi nawet słabości. Bowiem nawet bogowie, posiadający moc i władzę okazują się niekiedy słabi. Stają się ofiarami własnej pychy i krnąbrności. Potrafią silnie kochać, ale także mścić się w sposób niewyszukany. 

Opowieści przedstawione w tym zbiorze układają się w logiczną całość, która przedstawia świat skandynawskich mitów jako zdominowany przez silnych mężczyzn posiadających władzę nad kobietami. Toczą się w nim nieustanne walki między bogami a olbrzymami... ich ofiarami często stają ludzie. Roger Lancelyn Green będący potomkiem normadzkich wikingów spisał historie rozpięte między początkiem świata a dniem ostatecznej bitwy, końcem świata.... "Mity skandynawskie" to wspaniały zbiór opowieści - pełnych magii i powabu. Początkowo trudno jest się wdrożyć w tę historię, jednak potem z każdą kolejną chwilą... coraz bardziej wciąga, inspiruje... rozbudza ciekawość i wyobraźnię. Pozycja Greena stanowi wspaniały wstęp do poznawania mitologii skandynawskiej. To zbiór gruntownie przemyślany, który zaznajamia nas ze staroskandynawskimi opowieściami... buduje podwaliny pod wiedzę, którą warto rozwijać i dalej zgłębiać. 

Moja ocena: 8,5/10

lutego 07, 2018

(684) Kijanki i kretowiska

(684) Kijanki i kretowiska
Tytuł: Kijanki i kretowiska
Autor: Aleksandra Zielińska
Wydawnictwo W.A.B.
Stron 200

Nie lubię zbiorów opowiadań, jednak niesamowicie cenię pozycje wydawane w serii Archipelagi, wydawnictwa W.A.B. Archipelagi to dla mnie synonim dobrej, ciekawej, polskiej literatury, która bynajmniej nie należy do tej lekkiej, łatwej i przyjemnej. To literatura godna uwagi. Aleksandra Zielińska, autorka "Przypadku Alicji", nominowanym do Nagrody Conrada oraz powieści "Bura i szał", nominowanej do Nagrody im. Witolda Gombrowicza w "Kijankach i kretowiskach" rozbudza emocje, porusza, wzbudza niepokój i zachwyca... Udowodnia, że niekiedy mniej znaczy więcej. "Kijanki i kretowiska" to zbiór jedenastu niebanalnych opowiadań - lepszych i gorszych fabularnie, ale zawsze zachwycających językowo i narracyjnie. 

Aleksandra Zielińska, niespełna trzydziestoletnia autorka rewelacyjnie radzi sobie z pobudzaniem strun w czytelniku dotychczas uśpionych lub w uśpieniu pozostających. Bohaterami jej opowiadań w dużej mierze są dzieci - ogarnięte dojrzewaniem. Zielińska przedstawia ten krótki okres życia, który niesie za sobą wiele niewiadomych, a niekiedy nawet grozę. Grozę związaną z dojrzewaniem na różnych etapach, momentach i sytuacjach w życiu. Uzdolniona prozaiczka zaczarowuje świat widzielny - doprowadza do zbiegnięcia się dwóch światów - tego wymyślonego oraz prawdziwego. Świata, w którym na dojrzewającego człowieka czeka wiele niebezpieczeństw... a niepokój mogą budzić nawet guziki. 

"Kijanki i kretowiska" są bardzo mrocznym zbiorem opowiadań. Po lekturze każdego z nich w czytelniku roi się od pytań... na które nie znajduje odpowiedzi. To od niego zależy jaki koniec i wytłumaczenie przypisze przedstawionym opowieściom. Zielińska mistrzowsko panuje nad swoim piórem, tworząc powieść tak zgrabną stylistycznie, że trudno się od niej oderwać. Jest panią swoich opowieści - wprowadza czytelnika w aurę mroku, niepokoju i niedomówień - niedomówień, które sprawiają, że życie może zamienić się w małe piekiełko. W opowiadaniach Zielińskiej nie ma miejsca na sielankę, poczucie bezpieczeństwa towarzyszące dzieciństwu... świat pełen tajemnic i niedostępnych dotychczas dla dziecka rejonu - na to nie pozwala. Inicjacja ku dorosłości wiąże się z bolesnymi przemianami i przejściami. 

Nie chodzi o to, że dobro toczy nieustanną walkę ze złem - ważne jest raczej to, że zło cały czas czyha gdzieś obok dobra. Czeka na moment dekocentracji, nieuwagi, aby wyciągnąć swe szpony. Zbiór opowiadań Zielińskiej budzi w czytelniku lęk... czasami nawet większy niż horrory poprzez stopniowe odchodzenia od z pozoru bezpiecznych wątków, wydarzeń, międzyludzkich relacji. Mrok i niepokój budzi w czytelniku tak wyraźnie ukazana rzeczywistość. Świadomość, że wydarzenia opowiedziane w "Kijankach i kretowiskach" nie są jedynie wymysłami autorkami, a opowieściami, które cały czas gdzieś się rozgrywają... ludzkimi tragediami, niepokojami i bitwami ubranymi niezwykle subtelnie i pięknie w słowa. Opowiadania zawarte w tym tomie zasługują na uwagę ze względu na naprawdę wysoki poziom literackim, jakim zostały napisane; ze względu na umiejętności, które posiada autorka: wpływania na czytelnika, tworzenia niebanalnych historii, stopniowania napięcia, opisywania świata jako areny na której cały czas toczy się walka między dobrem a złem, bezpieczenstwem i zagrożeniem, tworzenia niezwykłych portretów cierpiących, dojrzewających dzieci, które poruszą każdego czytelnika... a rodziców w szczególności. 

Moja ocena: 8/10

lutego 06, 2018

(683) Umami

(683) Umami
Tytuł: Umami
Autor: Laia Jufresa
Wydawnictwo W.A.B.
Stron 320

"Umami" to debiut niezwykle utalentowanej pisarki, którego ważnym aspektem jest właśnie słowo "umami" oznaczające "pyszny", czyli określający jeden z pięciu smaków (zachęcam do zagłębienia się w ten temat - dowiecie się np. dlaczego ludzie tak chętnie jedzą pizzę i cheesburgery). Na Zachodzie jest jednak znany dopiero od niedawna. Laia Jufresa akcję swojej powieści umieściła na jednym z meksykańskich osiedli - stworzyła zamkniętą społeczność, której życie toczy się gdzieś poza realnym światem, narodowością, sytuacją w państwie. "Umami" to bardzo minimalistyczna pod względem ilości bohaterów i zwrotów akcji powieść, która jest jednak tak sympatyczna i niebanalna, że nie warto przechodzić obok niej obojętnie. Jufresa napisała piękną opowieść o ponoszeniu straty, radzeniu sobie z nią... i smakowaniu życia.

"Umami" to historia o stracie, śmierci, odchodzeniu i smaku - tym piątym, poznanym stosunkowo niedawno - o umami. To troszkę nieuchwytna fabularnie opowieść, którą poznajemy z perspektywy pięciolatki, czternastolatki, dwudziestoparolatki i faceta ok. sześćdziesięcioletniego... mieszanka wybuchowa, prawda? Oni wszyscy się znają, żyją na tym samym osiedlu (zresztą bardzo niewielkim, bo składającym się z zaledwie pięciu domów, a czterech rodzin) i zmagają się ze stratą, zmianami w swoim życiu. Obserwują i wyciągają wnioski... Ich doświadczenia, wspólne relacje, przedstawione na przestrzeni kilku lat, choć nie prowadzą do określonego punktu kulminacyjnego... wzbogacają czytelnika. Ta historia opowiedziana w "Umami" tak naprawdę nie ma wyraźnie zarysowanego początku ani końca, stanowi natomiast wycinek z życia społeczności, a raczej wchodzących w nią jednostek - oddalonych od świata pracy, rachunków, szkoły, a skupionej na osobistej stracie, dojrzewaniu i odchodzeniu.

"Umami" to powieść, którą trudno zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii... trudno opisać jej fabułę. To literatura, która stanowi ciekawe literackie spotkanie, jest niezobowiązująca, a jednocześnie bardzo przyjemna i... tu użyję określenia, którego zazwyczaj mówiąc o książkach nie stosuję - śliczna. Ten wiekowy rozstrzał między bohaterami ukazany bardzo zgrabnie przez autorkę za sprawą zróżnicowania językowego i mentalnego powieści sprawiło, że "Umami" stało się książką magiczną. Książka Jufresy jest bardzo kameralną opowieścią o grupce ludzi - ich życiu przed i po tragediach. Obawiałam się, że "Umami" będzie lekturą mentalnie obciążającą - zupełnie niepotrzebnie. W tej książce poradzenie sobie ze stratą to nie tylko zmaganie się ze śmiercią ukochanej osoby, ale także rozstaniem z drugą osobą, porzucenie swoich marzeń i aspiracji.

"Umami" nie posiada sprecyzowanej fabuły, ale oprócz aury, zbioru ciekawych opowieści, w które czytelnik daje się wciągnąć... warto zwrócić uwagę na dwa wątki, z którymi w literaturze można spotkać się naprawdę rzadko. Należy do nich motyw piątego smaku, tzw. umami. On pojawia się w tytule, w osiedlu na którym toczy się akcja, w rozmowach między bohaterami, jest szczególnie ważny dla jednego z narratorów. Nad wyraz interesujące są wątki towarzyszące sześćdziesięcioletniemu narratorowi - np. horoskopy i to z czym w literaturze spotkałam się po raz pierwszy... czyli aspekt lalek reborn, które kosztują bardzo dużo pieniędzy i do złudzenia przypominają prawdziwe dzieci. Dla jednym są przedmiotami do kolekcjonowania... dla innych stanowią namiastkę ukochanego dziecka, które odeszło lub którego nie można mieć. Jufresy pokazała ten problem w jednym z rozdziałów z wielkim wyczuciem, empatią i zrozumieniem dla drugiego człowieka - pokazała literacką klasę - widoczną nie tylko w umiejętnym posługiwaniu się piórem.

Powieść Jufresy zbiera bardzo różnorodne opinie - większość jednak się tą powieścią nie zachwyca... dla mnie jest niezwykle ciepłą i sympatyczną historią do przeczytania w jedno popołudnie. Nie wbija w fotel, ale sprawia, że człowiek odrywa się od swojego świata... to czytanie dla samej przyjemności obcowania ze słowem pisanym. Pomysł Jufresy, odizolowanie bohaterów od świata, stworzenie aury po trochu baśniowej, po trochu magicznej, próba wejścia w psychikę bohaterów,, zrozumienia istoty miłości, śmierci i straty... przekonuje mnie do siebie. "Umami", choć nie jest wybitną powieścią - jest niezwykle ciekawą na rynku wydawniczym pozycją, której warto poświęcić kilka godzin swojego czasu. "Umami" zajęło stałe miejsce w moim sercu - to jedna z tych pozycji, które przypominają mi dlaczego tak kocham literaturę. 

Moja ocena: 7+/10