listopada 15, 2020

(721) Gang różowego sari

(721) Gang różowego sari

Tytuł: Gang różowego sari
Autor: Amana Fontanella Khan
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 304

"Gang różowego sari" to książka, która na swoją kolej na czytelniczej półce... nie dość, że cierpliwie... to jeszcze wytrwale. Odkąd tylko wpadła w moje ręce znajdowała się wśród tych pozycji, które pragnę przeczytać w pierwszej kolejności. Okazało się jednak, że moje wyobrażenia jej dotyczące były inne niż to co w rzeczywistości, autorka - Amana Fontanella Khan jest nam w stanie w tej biograficzno - faktograficznej książce przekazać. 

"Gang różowego sari" odkrywa przed czytelnika malutki kawałeczek kobiecego świata w Indiach - pokazuje ich problemy, trudności, z którymi się zmagają - gwałty, nierówność, zmuszanie do małżeństw, dominująca rola mężczyzny, bieda. Ta historia, rzeczywistość opowiedziana zostaje przez dziennikarkę, przez pryzmat kobiecego ruchu, na którego czele stoi Sampat Pal Devi. Różowe sari, bambusowe kije, 200 tysięcy członkiń..., które ze względu na swoją liczebność i hałas, który są w stanie wywołać - mogą wywierać nacisk na polityków. Najwięcej jest jednak w tej książce nie indyjskiej rzeczywistości, nie problemów, z którymi zmagają się kobiety w Indiach, a samej założycielki ruchu - Sampat. Sampat, która choć przez wielu może być uwielbiana i podziwiana... w moich oczach jawi się jako osoba, do której działań należy podejść ze zdrową dawką krytycyzmu, ponieważ mimo posiadania wielkiej siły przebicia, zdolności przemawiania do prostego ludu... jej brak pewnego obycia, żeby nie powiedzieć, że wykształcenia sprawia, że nie do końca zdaje sobie sprawę z procesów kierujących światem - a taka osoba, która chce dużo robić - działać i jednocześnie jest przekonana o swojej niezłomności, może bardzo łatwo paść ofiarą manipulacji, własnej pewności siebie lub ambicji. Sampat lubi być chwalona, doceniana ze względu na trudną drogę, którą przeszła, aby otrzymać niezależność. To wszystko sprawia jednak, że wydaje mi się postacią łasą na pochlebstwa... a pod pozorem doceniania jej pracy łatwo jest zdobyć jej przychylność, która nie zawsze będzie wykorzystywana we właściwych celach. 

Autorka opowieści przekazuje czytelnikowi te wątpliwości, o których opowiadają jej niektórzy z rozmówców - z drugiej jednak strony wydaje mi się, że wbrew temu co napisała w posłowiu - fakt przebywania z Sampat, mieszkania w jej domu, życzliwość, którą ją darzy nie pozwala mówić  jej czytelnikowi o nich wprost. Oczywiście - można uznać to za wielką zaletę tej historii, że autorka pozostawia nam przestrzeń do wydania samodzielnego osądu, jednak posłowie, w którym szczególnie widać przychylność względem Sampat... delikatnie tą możliwość swobodnego opiniowania czytelnikowi odbiera. Może więc nie warto czytać posłowia, a swą historię skończyć na epilogu, który zdaje się być swego rodzaju zwieńczeniem wątpliwości, które zajmowały myśli czytelnika w trakcie lektury? 

Opowieść Fontanelly Khan zostawiła we mnie pewne poczucie niedosytu, ponieważ zaoferowała mi coś odmiennego od tego, czego oczekiwałam. Być może dlatego, że nie polubiłam Sampat, która jest w centrum opisywanych wydarzeń... trudno było mi bardziej zaangażować się w tę historię, nie patrząc na nią, skupiając się na budzących się we mnie wątpliwości względem głównej postaci tej historii. "Gang różowego sari" nie był złą lekturą, jednak nie był także pozycją, którą mogłabym Wam gorąco polecać. To zaledwie maluteńki wycinek świata indyjskich kobiet, który opowiada o problemach, które intuicyjnie są nam wszystkim znane. Być może mój brak zachwytu związany z tą powieścią wiąże się z tym, że za dużo było w niej polityki, a zbyt mało ludzkich historii? To one najbardziej mnie poruszają, stanowią najlepszy sposób do opisania rzeczywistości i świata... tu tego zabrakło. 

Moja ocena: 6+/10 Dobra z plusem!

lipca 24, 2020

(720) Wyjątkowy rok

(720) Wyjątkowy rok
Tytuł: Wyjątkowy rok
Autor: Thomas Montasser
Wydawnictwo Świat Książki
Stron 152

"Wyjątkowy rok" to powieść, na którą czaiłam się, odkąd tylko pojawiła się w zapowiedziach, czyli już od 2016 roku, jednak cały czas jakoś nie było nam po drodze. W późniejszych latach niejednokrotnie przerzucałam ją w biedronkowo - kauflandowo - carrefourowych koszach z tanią książką, za niecałe 10 złotych, ale jakoś... mimo ogromnej chęci, żeby ją przeczytać - nie skusiłam się na jej zakup. Argumentowałam to tym, że to na pewno urocza i wspaniała historia, ale bardzo krótka... więc niewarta 10 złotych. Gdy w zeszłym tygodniu dorwałam ją jednak za 2 złote w antykwariacie... no oprzeć już się nie mogłam. Może to i dobrze. Moje literackie spotkanie z powieścią Montassera pokazuje jak bardzo nasze oczekiwania mogą być sprzeczne z rzeczywistością, jak niesamowitą moc ma promowanie książki w ramach współpracy blogerskiej (wśród blogowych ocen mówi się o nich w samych superlatywach!) i, że nie zawsze nasze opinie będą pokrywały się z głosem tłumu. W powieści Montassera wyjątkowość występuje jednak tylko jako jedno ze słów pojawiających się w tytule. 

Przez ostatnie 10 lat przeczytałam mnóstwo wspaniałych książek, które pokazały mi jak literackie światy mogą być rozbudowane, wspaniałe, wzbogacające. Gdy miałam 11 lat wymyśliłam tytuł tej strony: "Książki - inna rzeczywistość", ponieważ już wtedy... jako jedenastoletnia dziewczynka uznałam, że książki przenoszą nas do innego świata, pozwalają przeżyć inne zdarzenia, zobaczyć miejsca, które być może będą dla nas niedostępne w prawdziwym życiu, poznać ludzi, charaktery, sposoby myślenia i podejścia do życia, z którymi nie zawsze będziemy się utożsamiać. Być może dlatego cytaty z "Wyjątkowego roku"... 

"Odkrywanie książki to swobodne unoszenie się nad koniecznościami codzienności, wyrwanie się z tu i teraz i przeniesienie w jakiś inny czas i inne miejsce."

"O tak, literatura może człowieka wciągnąć i całkowicie pochłonąć jego uwagę. Może go przenieść w inne światy i uwolnić od ciężaru codzienności na tyle, że bez reszty się w niej zanurzy. "

... stanowią dla mnie truizmy i banały. Nie sprawiają, że "Wyjątkowy rok" odbiorem jako wyznanie miłości do literatury i pięknych książek. Największym wyrazem miłości do literatury jest napisanie dobrej książki - "Wyjątkowy rok" się do takich nie zalicza. 

Ale zacznijmy od fabuły... 

Valerie niedawno zrobiła licencjat z ekonomii. Jej ciotka zaginęła bez śladu - zostawiła jedynie kartkę z prośbą o to, by bratanica zaopiekowała się staroświecką księgarnią. Valerie z początku zamierza jak najszybciej uporządkować wszystkie sprawy związane ze sklepem i doprowadzić do jego likwidacji. Książki znajdujące się w sklepie zaczynają ją jednak zaskakiwać... a herbata zaparzona w samowarze uwodzi ją swoim smakiem. 

I to by było tyle, jeśli chodzi o fabułę tej powieści. I tak moje bardzo krótkie streszczenie wydaje się być bogatsze od treści tej książki. Wiele jest krótkich książek, które jednak uwodzą i oczarowują czytelnika. Ta jednak zdecydowanie do takich nie należy - nudna, przewidywalna, bez akcji, zarysowanych wyraziście bohaterów... podczas czytania miałam wrażenie, że czytam szkic książki, która miała potencjał. Szkoda tylko, że doszło do wydania szkicu, a nie pełnowymiarowej powieści - z ciekawymi wydarzeniami, rozwiniętymi wątkami, barwnymi bohaterami. Pojawia się wątek miłosny, jakiś aspekt przyjaźni, niedokończonej książki, ekscentrycznej ciotki... pojawiają się... jak ziarenka maku. Prawie niewidoczne. 

Thomas Montasser jest dziennikarzem i agentem literackim... niestety aż strach pomyśleć za wydanie jakich książek odpowiadał. Niestety w tym przypadku pod piękną okładką skrywa się bardzo nieciekawa, nudna historia do połknięcia w jeden wieczór - oczywiście... jeśli lubicie mdłe historie, w których znajdziecie parę ckliwych cytatów odnośnie istoty książki / literatury - ta książka może Wam przypaść do gustu. To nie jest powieść, która bardzo męczy - to po prostu pozycja, która literacko daje tyle co lektura ogłoszeń zamieszczonych w gazecie. Olbrzymie czytelnicze rozczarowanie - autor starał się stworzyć klimatyczną, ciekawą powieść, której akcja rozgrywałaby się w starej księgarni z dobrą literaturą, ale zdecydowanie zbyt wiele rzeczy po drodze mu nie wyszło. Warto pamiętać, że nie każda książka o książkach to od razu dobra powieść. "Wyjątkowy rok" to strata czasu i pieniędzy. Nie polecam.

Moja ocena: 2/10

lipca 04, 2020

(719) Komiksowo: Loteria

(719) Komiksowo: Loteria
Tytuł: Loteria
Autor: Shirley Jackson
Wydawnictwo Marginesy
Stron 160

Krótki, mroczny, angażujący komiks, który mimo małej ilości słów w nim zawartych (a może właśnie dzięki temu?) wywołuje gęsią skórkę. Uważny czytelnik domyśli się o co chodzi w tej krótkiej historii, ale i tak będzie czuł dreszczyk oczekiwania, który szybko przemienić może się w duszności spowodowane tym jak na małą społeczność wpływają tradycje, ugruntowane zwyczaje.

27 czerwca, pogodny i słoneczny dzień, na placu zbierają się wszyscy mieszkańcy wioski. - To jedno zdanie zawiera w sobie esencję tej opowieści, ponieważ to tam, co roku, od nowa rozgrywa się historia miejscowej tradycji, oddziaływania małej społeczności - uwikłania w te relacje i historię. Do drewnianej skrzynki trafiają imiona wszystkich mieszkańców wioski, później jedno imię jest losowane... jednak w tej loterii nikt nie chce zostać wylosowany, a przegranym okazuje się cała społeczność.

Miles Hyman, autor komiksowej "Loterii" specjalizuje się w komiksach i adaptacjach klasyki literackiej. "Loteria" jest adaptacją jednego z najsłynniejszych amerykańskich opowiadań XX wieku, które stworzyła jego babcia - Shirley Jackson. Potencjalny sukces komiksowej "Loterii" i zainteresowanie czytelników nią oparte jest na trzech filarach: bycia adaptacją opowiadania Jackson, niesamowitej kresce i ilustracjom oraz przedmowie autora, która prawdopodobnie zawiera więcej słów niż sam komiks (mimo, że ma zaledwie 5 stron), a jednocześnie stanowi świadectwo pewnej literackiej i rodzinnej spuścizny.

Gdy zainteresuje Was znikoma ilość słów pojawiająca się w tym komiksie, przypomnijcie sobie, że samo oryginalne opowiadanie także jest bardzo krótkie, a mimo to potrafi oddać drzemiące w nim emocje i wzbudzić niepokój. Wrażenie niepokoju zostaje osiągnięte przez pojmowanie pewnego okrucieństwa jako czegoś zupełnie normalnego, stanowiącego element od lat kultywowanej tradycji, którą należy wspierać tak, aby nie wymarła. "Loteria" pokazuje konsekwencje społecznego konformizmu.

"Loteria" zdecydowanie nie jest komiksem do czytania, ale pozycją do oglądania. Uważne przyjrzenie się stworzonym grafikom daje o wiele więcej czytelnikowi niż ta niewielka ilość okienek dialogowych. Podczas spotkań z komiksem zawsze jednym z najważniejszych czynników, które pozwalają mi określić na ile to zetknięcie z dziełem graficznym było owocne, udane - jest to czy emocje towarzyszące bohaterom i fabule są dla mnie jasne do odczytania. Szczególnie w sytuacji, gdy mam do czynienia z komiksem fabularnym, a nie popularnonaukowym. Hyman oddał te emocje w swoich ilustracjach fenomenalnie - tworząc aurę tajemniczości, oczekiwania, niepokoju, grozy, a przy tym pewnej sielskości małego miasteczka, w którym każdy każdego zna.

Komiks Hymana stanowi ciekawy wątek, ogniwo dyskusji dotyczącej konformizmu społecznego, usilnego kultywowania tradycji, sposobu funkcjonowania małej społeczności ściśle ze sobą powiązanej tradycją, węzłami krwi i wspólną historią. Mimo swojej małej objętości stanowi pozycję, która rezonuje w czytelniku / oglądaczu po przeczytaniu / obejrzeniu. Stanowi idealne uzupełnienie lektury opowiadania Jackson, taką graficzną kropkę nad "i", ale nawet bez lektury tego opowiadania - daje czytelniczą satysfakcję związaną z zanurzeniem się w świat - nam, mam nadzieję, jak najbardziej odległy ideologicznie. Niesamowite kreska, budowanie napięcia rysunkami, przemawiające do wyobraźni odbiorcy obrazy... "Loteria" zasługuje na uwagę.

Moja ocena: 8,5/10

kwietnia 17, 2020

(718) Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności

(718) Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności
Tytuł: Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności
Autor: V.S.Naipul
Wydawnictwo Czarne
Stron 280

Studiuję kulturoznawstwo, więc "Maska Afryki..." jako książka podróżnika, pisarza, noblisty, którego fascynują pogranicza kultur oraz świat dawnych wierzeń - wydawała się być pozycją dla mnie wprost idealną. Okazało się być jednak sporym czytelniczym rozczarowaniem. Reportaż Naipula nie jest bardzo złą książką, jednak nie wprowadza w świat magii, wróżb i czarów w takim stopniu... w jakim oczekiwałabym tego od książki reklamowanej tak, a nie inaczej - posiadającej taką, a nie inną okładkę. No i... nie ukrywajmy - język, sposób opowiadania autora także nie zachwycają, choć stara się często oddawać głos swoim rozmówcom. Więcej tu opowieści politycznych niż tych dotyczących bezpośrednio wierzeń. 

"Maska Afryki" miała być kopalnią wiedzy o afrykańskich wierzeniach - uszeregowaną, ciekawą, kompletną. Okazało się, że to raczej zbiór zapisków z podróży, w dodatku z powtarzającymi się myślami autora... Myślami, które sprawiły, że autor wzbudził moją lekką irytację. Noblista spotyka się z politykami, biznesmenami, naukowcami, szamanami, chrześcijanami, muzułmanami... no... z wieloma osobami. Nie ukrywa, że niektóre z tych spotkań są aranżowane właśnie z myślą o tym reportażu. Część z miejsc, które odwiedza także mają być ważnym wątkiem dla tej pozycji. W ten sposób autor pobudza ciekawość i zainteresowanie czytelnika... chwilę później okazuje się niestety, że autor zrezygnował z danego spotkania / odwiedzenia danego miejsca, ponieważ już mu się nie chciało / był zmęczony / bał się ile za to spotkanie będzie musiał zapłacić. Gdyby to była jednorazowa sytuacja - przymknęłabym oko, ale to się powtarzało... w ogóle wyczuwalna była jakaś niechęć autora względem poszukiwania, odkrywania. A może po prostu zmęczenie? 

Autor odwiedza w "Masce Afryki" kilka afrykańskich państw - Ugandę, Ghanę, Nigerię, RPA i Wybrzeże Kości Słoniowej. Z każdej z tych podróży uda się czytelnikowi wyciągnąć dla siebie coś interesującego, jednak bardzo niewiele w zakresie samych tradycyjnych afrykańskich wierzeń. Więcej znajdą w tym reportażu dla siebie osoby, które poszukują informacji geopolitycznych. Są w tym reportażu lepsze i gorsze rozdziały, jednak przeważają te drugie. Spotkania autora nie idą po jego myśli, najczęściej nie dowiaduje się nic ciekawego i odkrywczego względem już posiadanej wiedzy... i co więcej nieuchronnie o tym czytelnika informuje - przez co "Maska Afryki" staje się tym bardziej książką niespełnionych nadziei. Nie mam pretensji o to, że autor nie zdecydował się na pewne spotkania z powodu kosztów czy zmęczenia - informowanie o tym pokazuje jednak, że jest wiele furtek, których nie zdecydował się otworzyć... choć ich otwarcie zapowiadał.

Na moich półkach znajdują się jeszcze dwie pozycje tego autora: reportaż "Indie. Miliony zbuntowanych" oraz powieść "Masażysta cudotwórca" - obie te książki bardzo mnie interesują, ale po tym nieudanym czytelniczym spotkaniu... wiem, że będą musiały jeszcze trochę na swoją kolej poczekać. "Maska Afryki" jest dla mnie rozczarowaniem - były momenty, w których była naprawdę interesująca i czytałam ją z dużym zaciekawieniem, jednak przeważało takie poczucie zmęczenia materiałem... Dodatkowo mam wrażenie, że Naipul w tej książce nie przekazuje nic ważnego, nawet nie zarysowuje stanu mentalnego mieszkańców Afryki i ich wierzeń. Jeśli jesteście zainteresowani tradycyjnymi afrykańskimi wierzeniami - zdecydowanie nie polecam, jeśli interesują Was zapiski z podróży po Afryce... sami przemyślcie, ale rewelacji się nie spodziewajcie. 

Moja ocena: 5,5/10

marca 29, 2020

(717) Przeciwnik

(717) Przeciwnik
Tytuł: Przeciwnik
Autor: Emmanuel Carrere
Wydawnictwo Literackie
Stron 200
Jean - Claude jest mordercą. Zabił swoją żonę, siedmioletnią córeczkę, pięcioletniego synka. Zabił również swoich rodziców. Zamordował, a potem próbował to ukryć - pozorując nieszczęśliwy wypadek. Nie udało mu się jednak zabić samego siebie, a potem przekonać śledczych, że sam jest ofiarą. Zostawił karteczkę "Banalny wypadek, niesprawiedliwość mogą wywołać szaleństwo. Wybaczcie mi". Jego sprawa wstrząsnęła opinią publiczną we Francji, wzbudziła także wiele emocji w autorze bestsellerowego "Królestwa". Emmanuel Carrere postanowił przyjrzeć się bliżej nie tyle samej sprawie, co postaci oskarżonego. Pragnął zrozumieć, co sprawiło, że lubiany i szanowany w społeczności mężczyzna, kochający mąż, ojciec i syn dopuszcza się tak okrutnej zbrodni. Odpowiedź jest krótka: słabości, kłamstwo i lęk - tytułowy "przeciwnik". 

Emmanuel Carrere to pisarz, którego prozę pokochałam za sprawą „Królestwa” – monumentalnej książki o historii chrześcijaństwa. Ona uświadomiła mi fenomen tego zjawiska. „Przeciwnik” jest zupełnie innym utworem. Trudno uznać go za powieść, choć opowiada historię wielkiego kłamstwa, które doprowadziło do okrutnej zbrodni. Przez niektórych jest uznawany za książkę głęboko chrześcijańską, bo pokazującą jak łatwo zło – czasami za sprawą jednego niewłaściwego kroku – może wejść do naszego życia. Dla mnie jest to pozycja, która budzi w człowieku wiele pytań i wątpliwości…  zarazem pozwala poznać odrobinę lepiej autora „Królestwa”.

To bardzo ciekawa książka pokazująca jak łatwo jest kłamać i oszukiwać, jak niewiele potrzebne jest  aby doprowadzić człowieka do zbrodni i obłędu, a przede wszystkim… jak wiele możemy nie wiedzieć o swoich bliskich, sąsiadach, znajomych. Jean - Claude przez 20 lat udawał, że jest lekarzem, cenionym pracownikiem WHO, że prowadzi ważne badania. Wyjeżdżał w delegacje, dobrze zarabiał, znał cenione w świecie nauki postacie. To wszystko okazało się jednak kłamstwem, a Jean - Claude oszustem - choć na pewno nie... pospolitym. Jego historia zaczęła się niewinnie. Nie zdał jednego egzaminu na studiach, zaczął kłamać, nie skończył studiów, nigdy nie pracował i jak się później okazało nie zarabiał. Stworzył całą sieć kłamstw, która przez prawie 20 lat pozwalała mu bez problemu oszukiwać najbliższych, funkcjonować i żyć na dobrym poziomie... jako skromny, dosyć cichy, ale dobry człowiek. Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, ale ta historia naprawdę porusza. Sąd przyglądając się całej sprawie był w szoku jakim cudem jego kłamstwa nie wyszły wcześniej na jaw. Jean - Claude był przekonujący, z pozoru pewny siebie... w rzeczywistości wiedział jednak jak bardzo jego kłamstwo jest kruche, odczuwał ogromną presję i strach. I niestety te wszystkie emocje uległy zbyt dużej kumulacji, a gdy grunt zaczął mu drżeć pod nogami... uznał, że wyjście jest tylko jedno.

Podczas lektury zostajemy skonfrontowani z jego życiem pełnym łgarstw, ale także z opiniami najbliższego otoczenia, z rozprawą sądową, z funkcjonowaniem skazanego w więzieniu. Wbrew pozorom to właśnie te ostatnie fragmenty książki dotyczące życia za kratkami - poruszyły mnie najbardziej, pobudziły najwięcej emocji. Jedną z tych emocji było dogłębne oburzenie. To nie jest jedna z tych książek, o których po przeczytaniu szybko się zapomina - jest na to zbyt mocna i zbyt prawdziwa. Psychiatrzy uznali, że Jean - Claude nie jest osobą chorą psychicznie. Bardzo możliwe, że faktycznie nie jest. W mojej opinii osobą do cna toksyczną, która sama nie wie kiedy kłamie, bo czyniła to notorycznie - z kłamstwa uczyniła sposób na życie i jak sama niekiedy wskazuje - czasami nawet nie pamięta co stało się naprawdę, a co było kłamstwem i pasowało do zgrabnie ułożonej historii. Kłamstwo stało się silniejsze od Jean - Claude.

Carrere z początku, podczas lektury, wzbudził we mnie bardzo mieszane uczucia. Mam wrażenie, że jego chęć kontaktu z mordercą - potrzeba jego zrozumienia i współczucie mu okazywane były niezdrowe - żeby nie powiedzieć - chore. Nie potrafiłam się z tym zupełnie utożsamić. Potem na szczęście ta łaskawość autora dla Jean - Claude zmalała. "Przeciwnik" nie jest owocem pracy kilku tygodni, ale kilku lat - odczuwa to czytelnik. Z czasem podejście autora nie zmienia się na jakieś negatywne, pełne niechęci, ale odsłania się dużo większa dojrzałość. Dla mnie "Przeciwnik" jest owocem właśnie dojrzałości i rzetelności autora. Zresztą stanowił punkt zwrotny w jego literackiej karierze, przez wielu nazywany był francuskim odpowiednikiem "Z zimną krwią" Capote.

Carrere stworzył portret człowieka psychicznie zdegradowanego, uwikłanego w spirali kłamstwa i wątpliwości… Niespełna 200 stron świetnej literatury. Carrere pisze wybitnie i "Przeciwnik" jest dla mnie tego kolejnym dowodem. Po lekturze tej książki mam poczucie zaspokojonej ciekawości - przekonanie, że wszystko co powinnam o historii tego kłamstwa i morderstw wiedzieć - wiem. Jest to dla mnie bardzo spójne i ciekawie napisane. "Przeciwnik" we Francji został wydany po raz pierwszy ponad 20 lat temu, w Polsce jest to jego kolejne wydanie - tym razem w tłumaczeniu Grażyny Majcher. Pełno w tej pozycji emocji i to co bardzo mi się spodobało, to fakt, że ostatecznie autor czytelnikowi pozostawia decyzję do opinii moralnej dotyczącej bohatera. Interesująca, ważna i wzbogacająca lektura. Bardzo polecam.

Jean - Claude zamordował swoją rodzinę w 1993 roku. Niecały rok temu wyszedł na wolność.
W 2001 roku na ekrany kin trafił nakręcony na podstawie książki film "Przeciwnik".

Moja ocena: 8/10