Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Litera. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Litera. Pokaż wszystkie posty

listopada 15, 2020

(721) Gang różowego sari

(721) Gang różowego sari

Tytuł: Gang różowego sari
Autor: Amana Fontanella Khan
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 304

"Gang różowego sari" to książka, która na swoją kolej na czytelniczej półce... nie dość, że cierpliwie... to jeszcze wytrwale. Odkąd tylko wpadła w moje ręce znajdowała się wśród tych pozycji, które pragnę przeczytać w pierwszej kolejności. Okazało się jednak, że moje wyobrażenia jej dotyczące były inne niż to co w rzeczywistości, autorka - Amana Fontanella Khan jest nam w stanie w tej biograficzno - faktograficznej książce przekazać. 

"Gang różowego sari" odkrywa przed czytelnika malutki kawałeczek kobiecego świata w Indiach - pokazuje ich problemy, trudności, z którymi się zmagają - gwałty, nierówność, zmuszanie do małżeństw, dominująca rola mężczyzny, bieda. Ta historia, rzeczywistość opowiedziana zostaje przez dziennikarkę, przez pryzmat kobiecego ruchu, na którego czele stoi Sampat Pal Devi. Różowe sari, bambusowe kije, 200 tysięcy członkiń..., które ze względu na swoją liczebność i hałas, który są w stanie wywołać - mogą wywierać nacisk na polityków. Najwięcej jest jednak w tej książce nie indyjskiej rzeczywistości, nie problemów, z którymi zmagają się kobiety w Indiach, a samej założycielki ruchu - Sampat. Sampat, która choć przez wielu może być uwielbiana i podziwiana... w moich oczach jawi się jako osoba, do której działań należy podejść ze zdrową dawką krytycyzmu, ponieważ mimo posiadania wielkiej siły przebicia, zdolności przemawiania do prostego ludu... jej brak pewnego obycia, żeby nie powiedzieć, że wykształcenia sprawia, że nie do końca zdaje sobie sprawę z procesów kierujących światem - a taka osoba, która chce dużo robić - działać i jednocześnie jest przekonana o swojej niezłomności, może bardzo łatwo paść ofiarą manipulacji, własnej pewności siebie lub ambicji. Sampat lubi być chwalona, doceniana ze względu na trudną drogę, którą przeszła, aby otrzymać niezależność. To wszystko sprawia jednak, że wydaje mi się postacią łasą na pochlebstwa... a pod pozorem doceniania jej pracy łatwo jest zdobyć jej przychylność, która nie zawsze będzie wykorzystywana we właściwych celach. 

Autorka opowieści przekazuje czytelnikowi te wątpliwości, o których opowiadają jej niektórzy z rozmówców - z drugiej jednak strony wydaje mi się, że wbrew temu co napisała w posłowiu - fakt przebywania z Sampat, mieszkania w jej domu, życzliwość, którą ją darzy nie pozwala mówić  jej czytelnikowi o nich wprost. Oczywiście - można uznać to za wielką zaletę tej historii, że autorka pozostawia nam przestrzeń do wydania samodzielnego osądu, jednak posłowie, w którym szczególnie widać przychylność względem Sampat... delikatnie tą możliwość swobodnego opiniowania czytelnikowi odbiera. Może więc nie warto czytać posłowia, a swą historię skończyć na epilogu, który zdaje się być swego rodzaju zwieńczeniem wątpliwości, które zajmowały myśli czytelnika w trakcie lektury? 

Opowieść Fontanelly Khan zostawiła we mnie pewne poczucie niedosytu, ponieważ zaoferowała mi coś odmiennego od tego, czego oczekiwałam. Być może dlatego, że nie polubiłam Sampat, która jest w centrum opisywanych wydarzeń... trudno było mi bardziej zaangażować się w tę historię, nie patrząc na nią, skupiając się na budzących się we mnie wątpliwości względem głównej postaci tej historii. "Gang różowego sari" nie był złą lekturą, jednak nie był także pozycją, którą mogłabym Wam gorąco polecać. To zaledwie maluteńki wycinek świata indyjskich kobiet, który opowiada o problemach, które intuicyjnie są nam wszystkim znane. Być może mój brak zachwytu związany z tą powieścią wiąże się z tym, że za dużo było w niej polityki, a zbyt mało ludzkich historii? To one najbardziej mnie poruszają, stanowią najlepszy sposób do opisania rzeczywistości i świata... tu tego zabrakło. 

Moja ocena: 6+/10 Dobra z plusem!

kwietnia 10, 2019

(707) Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą

(707) Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą
Tytuł: Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą
Autor: Katarzyna Tubylewicz
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 334

Sztokholm – stolica, a zarazem największe miasto Szwecji, jej główny ośrodek polityczny, ekonomiczny i kulturalny stał się przestrzenią życia polskiej kulturoznawczyni Katarzyny Tubylewicz. Z jej miłości, zafascynowania i przeżyć związanych z tym miejscem powstała książka – „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” – owoc pracy jej pisarskiego pióra oraz fotograficznego oka jej syna, Daniela. To nie jest przewodnik…, a jeśli przewodnik – to bardzo nieoczywisty. To książka, która ma w sobie wiele z reportażu, a jednocześnie pokazuje czytelnikowi miejsca, które są szczególnie warte uwagi w Sztokholmie – jednak to wszystko, te wskazówki, ogrom zdjęć zostaje okraszone celnymi spostrzeżeniami i uwagami dotyczącymi Sztokholmu, których nie da się dostrzec na pierwszy rzut oka. Sztokholm trzeba poczuć, trzeba w nim żyć, żeby zobaczyć, co skrywa pod olśniewającą harmonią, estetyką, pozorną nadmierną wręcz tolerancją… 

Katarzyna Tubylewicz opowiada o Sztokholmie jako o swoim miejscu na ziemi – jak sama pisze, w żadnym miejscu nie czuje się tak pewnie jak w tym mieście. Tylko w nim się nie gubi, w nim się najlepiej orientuje i to w nim najchętniej przyjmuje gości – to tam stworzyła swój dom. Stworzyła tam swój dom, jednak nie tam się urodziła… niezależnie od tego ile lat tam przeżyje, jak wiele miejsc zobaczy, jak wiele kaw w Sztokholmie wypije – zawsze będzie jednak imigrantką, a nie rodowitą Szwedką. I dobrze. Bo fakt bycia imigrantką pozwala spojrzeć jej na Sztokholm z trochę innej perspektywy, może nie tyle z lotu ptaka, może nie tak sceptycznie jak mógłby to uczynić Polak żyjący na co dzień w Polsce, a w Sztokholmie prowadzący jedynie badania… ale jak człowiek, który posiada dwie tożsamości. Przez tą jedną  – polską, jest w stanie dostrzec dwuznaczności, ukryte kody i hierarchię panującą w Sztokholmie. Przez drugą – szwedzką, jest w stanie opisać to wszystko bez moralizatorstwa, oceniania, krytykowania. Ukazując blaski i cienie stolicy potrafi trwać w swojej fascynacji i miłości do tego miasta. 

Sztokholm, zwany Wenecją Północy, w książce Tubylewicz jawi się jako miasto na pierwszy rzut oka prezentujące turyście tylko to, co on sam chce zobaczyć. Ukryte zostają podziały i miejskie snobizmy. Tubylewicz wykracza poza opowieść o zabytkach i miejscach, opowiadając jednocześnie o ludziach z nimi związanych. Okazuje się, że w Sztokholmie miejsce mówi o człowieku więcej niż moglibyśmy się tego spodziewać… „Powiedz mi w jakiej dzielnicy mieszkasz, a powiem Ci ile mniej więcej masz lat, jakie masz wykształcenie i ile zarabiasz, a także czy jeździsz rowerem czy autem”. I to nie są tylko czcze stereotypy. To przekonanie (a raczej fakty) dotyczące tego, że miejsce zamieszkania mówi dużo o konkretnej osobie widać nawet w czasopismach, w których obok wywiadów, w krótkim biogramie zamieszcza się informację o tym, gdzie dana osoba mieszka. 

Katarzyna Tubylewicz opowiada nie pomija w swej książce opowieści o miejscach wartych zobaczenia w Sztokholmie, jednak stara się nie pisać o miejscach najbardziej emblematycznych dla Sztokholmu, o tych, o których przeczytamy na pierwszych stronach każdego lepszego przewodnika po stolicy Szwecji. Miejsca stają się pretekstem do opowieści o szwedzkich różnicach, bolączkach, ukrytych historiach, a także ludziach, którzy mieli duży wkład w obraz współczesnej Szwecji. Opowieści o zburzonej dzielnicy Klara, muzeum Milles’a, centrum kultury, bibliotece dla osób w wieku 10 – 13 lat, Archipelagu Sztokholmskim… i wielu innych miejscach. W książce Tubylewicz nie zabraknie oczywiście także polskich wątków, jak krótka opowieść o polonikach czy też inspirująca historia Polki pracującej w Muzeum Fotografii. 

„Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” pełne jest fotografii – lepszych i gorszych, jednak wszystkie one w pewien sposób oddają klimat miasta i pokazują ważne dla autorki miejsca. Ilustrują jej opowieść i dopełniają. Język, którym posługuje się autorka pokazuje, że to nie jest jej pisarski debiut – pisze pewnie i sprawnie. Ma sporą wiedzę i doświadczenie do przekazania. Nie ukrywa się… opowiada także o swoich doświadczeniach i emocjach. Pisze na tyle i zgrabnie i ciekawie, że „Sztokholm” czyta się szybko i płynnie jak najlepszą powieść. Inspiruje, zaraża i zdecydowanie mobilizuje do odwiedzenia Sztokholmu, oprowadza nas po przedmieściach, miejscach nieodwiedzanych przez turystów… i pokazuje, że to właśnie tam w rejonach nieodkrytych i nieukazywanych przez przewodniki turystyczne kryją się najcenniejsze skarby i klucz do zrozumienia Szwedów. Na podstawie miejsc pokazuje, że Szwecja to nie tylko prostota, opiekuńczość i egalitaryzm.

marca 04, 2017

(608) Eksplozje

(608) Eksplozje
Tytuł: Eksplozje
Autor: Janusz L. Wiśniewski & Tomasz Jastrun, Daniel Odija, A.J. Gabryel, Alek Rogoziński, Igor Brejdygant, Jacek Melchior, Paweł Paliński, Ahsan Ridha Hassan
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 350

"To wtedy, w drodze powrotnej z Helu, zrozumiałam, że on nie będzie nigdy tylko moim mężczyzną. Jego można mieć całego dla siebie tylko okresowo. I powinnam to zaakceptować. Jeżeli nie można mieć całego ciasta, to i tak można mieć radość przy wydłubywaniu i jedzeniu rodzynków. Poza tym warto żyć chwilą, choć często chce się własne serce odłożyć do lodówki."

Janusz L. Wiśniewski, "Kochanka" 

Janusz L. Wiśniewski – człowiek orkiestra, bestsellerowy autor powieści, opowiadań i felietonów dla kobiet. Doktor informatyki i chemii, magister fizyki, rybak dalekomorski, autor między innymi "S@motności w sieci", "Na fejsie z moim synem", "Łóżko"  czy też "Miłość oraz inne dysonanse". "Eksplozje" to wspólny projekt literacki – pisarze Jastrun, Odija, Gabryel, Rogoziński, Brejdygant, Melchior, Paliński oraz Hassan stworzyli literackie odpowiedzi na opowiadania Wiśniewskiego (z którymi czytelniczki mogły już się jednak zapoznać wcześniej, ponieważ zostały opublikowane np. w "Zespołach napięć"). I muszę przyznać, że to odgrzewanie tego co już było... podczas lektury "Eksplozji" trochę mnie do tego tomu zniechęciło.  A jednak... ta mieszanka emocjonalnych opowiadań Wiśniewskiego i nowe aranżacje świetnych polskich pisarzy, w tym literackim pojedynku tworzą ekscytującą i rewelacyjną całość. "Eksplozje" to zbiór nietuzinkowy, zbiór niesamowicie przejmujący – zbiór opowiadań o cierpieniu, rozpaczy, miłości, tęsknocie, pragnieniach, lękach... niesamowita, wybuchowa dawka emocji. Prawdziwa eksplozja uczuć i dobrej literatury. 

Po udanym, a jednak niezachwycającym pierwszym spotkaniu z twórczością Wiśniewskiego rok temu, przy okazji zbioru "Udręka braku pożądania" nie sięgałam po "Eksplozje" ze względu na jego twórczość. "Eksplozje" zaintrygowały mnie także nie tyle różnorodnością pisarzy, jak faktem, że jednym z nich jest Igor Brejdygant, którego "Paradoksem" cały czas się zachwycam. Mimo to już po lekturze "Eksplozji"  wiem, że choć to zbiór świetnych opowiadań różnych autorów, to jednak mistrz w tym wypadku jest jeden. I jest nim Janusz L. Wiśniewski. Jest niezaprzeczalnym mistrzem w opisywaniu kobiecych emocji, ich subtelności, ekspresji, targających nimi namiętności. W opowiadaniach Wiśniewskiego cały czas przewijają się treści związane z jego wykształceniem, przez co niektóre utwory jego autorstwa wydają się być w pewnych wątkach monotematyczne, ale to pewna cecha charakterystyczna jego... bardzo poruszającej twórczości. 

Opowiadania Wiśniewskiego są kanwą dla pozostałych utworów zawartych w zbiorze. Literackie odpowiedzi pisarzy zazębiają się z utworami Wiśniewskiego – łączą je różne aspekty: postać głównego bohatera, drugoplanowego, wydarzenia, emocje, rodzaj relacji, okresu historycznego. Je wszystkie jednak łączy bardzo dobry język jakim zostały napisane. Z tego literackiego pojedynku wyłaniają się całościowe historie, które pozwalają poznać styl pisarzy innych niż Wiśniewski. Bardzo dobry styl! Nie wszystkie opowiadania mówiąc kolokwialnie wbijają w fotel, ale każde z nich ma w sobie... "to coś". Piękna dawka wyśmienitej literatury, która zmusza do refleksji i może właśnie dlatego tak mnie zachwyca.

Zbiór otwiera opowiadanie Wiśniewskiego "Arytmia". Opowiadanie, które wbija w fotel, powoduje drżenie serce, przywołuje ciarki... niesamowicie emocjonalne w swego rodzaju surowości i to naprawdę nieprawdopodobne, że napisał je mężczyzna – niesamowita wrażliwość, otwartość i szczerość. Niesamowite opowiadanie. Odpowiedź na nie, w postaci "Metronomu" stworzył Daniel Odija – utrzymał je w podobnej atmosferze, w podobnym stylu – bardzo mi się podobało, choć nie wykończyło emocjonalnie jak opowiadanie Wiśniewskiego. 
Drugi pojedynek, czyli "Syndrom przekleństwa Undine" Wiśniewskiego vs "Pilzner solipsysty" Brejdyganta, czyli kolejna dawka świetnej literatury. Oba opowiadania genialnie się dopełniają – Wiśniewski wychodzi naprzeciw czytelniczek z opowiadaniem pisanym z kobiecej perspektywy, a Brejdygant z męskiej. Elektryzujące połączenie. Ekscytująca całość, która wbija w fotel... Mocne, celne i godne zapamiętania utwory pokazujące, że świat nie jest ani czarno – biały... ani dobry.
Kolejny zestaw, czyli "Anorexia nervosa" Wiśniewskiego oraz "Jeden dzień w Sarajewie" Alka Rogozińskiego – poruszające, zaskakujące, chwytające za serce, świetnie zakończone. Operują jedną historią, uzupełniają się. Alek Rogoziński tworząc swoją opowieść pozostaje gdzieś w z boku... i może właśnie dlatego ciąg dalszy "Anorexia..." jest tak przejmujący. 

I tak przez te trzy zestawy przechodzimy do kolejnego oblicza damsko – męskich relacji... "Kochanka" i "Kochanek" (Tomasz Jastrun) to dwa opowiadania opisujące związek pozamałżeński. Jak można domyślić się już po tytułach... Wiśniewski zabrał się za stronę kobiecą, a Jastrun za stronę męską. Poruszające i otwierające oczy. 
Janusz L. Wiśniewski nie zawsze jest mistrzem. W następnej parze opowiadań ("Noc poślubna" i "Drugie samobósjtwo Magdaleny") Ahsan Ridha Hassan pokonał go. Oba opowiadania oscylują wokół historii żony Josepha Goebbelsa, jednak to opowiadanie ze względu na narrację zwróconą bezpośrednio w kierunku... Magdy Goebbels, która zamordowała swoje dzieci, a potem sama popełniła samobójstwo z pomocą Josepha (w ramach solidarności z Hitlerem) budzi największe emocje. "Drugie samobójstwo.." budzi odrazę i dużo negatywnych emocji. Jest mocne i zapadające w pamięć – niesamowite pod względem literackim! Hassan wygrywa. 
Opowiadanie Gabryela "Zła Kobieta" zostało powiązane z "Cyklami zamkniętymi" Wiśniewskiego w sposób dosyć luźny, a jednak pokazujący... jak bardzo ludzkie losy się przenikają i zazębiają, jak wiele mają nam do zaoferowania. Oba bardzo dobre, ciekawe, poruszające i zmuszające do refleksji.
Siódmy zestaw, czyli "Krew" Wiśniewskiego oraz "Strzępy" Palińskiego to w pewnym sensie najbardziej enigmatyczny duet, który nie rzuca na kolana, ale jest dobry...
Zamknięcie tego zbioru, czyli "Menopauza" oraz "Zmarszczki wszechświata" to takie podsumowanie kobiecości, przemijalności. Opowiadanie Jacka Melchiora stanowi dobrą kontynuację "Zmarszczek" Wiśniewskiego, swego rodzaju polemikę. Muszę jednak przyznać, że tak jak "Arytmia" i "Metronom" otwiera "Eksplozje" z prawdziwym emocjonalnym hukiem, tak "Menopauza" i "Zmarszczki" nie pozostawiają już w czytelniczce tak silnych emocji, choć bez wątpienia pokazują niesprawiedliwość biologiczną damsko – męskich zmian zachodzących z wiekiem. 

"Eksplozje" to zbiór wyjątkowy, który mimo, że nie ma w sobie za grosz optymizmu ani myśli pokrzepiających... powinien znaleźć się na półce każdej kobiety. Szesnaście opowiadań i dziewięciu niezwykle utalentowanych polskich pisarzy. Mieszanka pełna emocji. Mieszanka opowiadań, które poruszają, nie pozwalają o sobie zapomnieć, szokują przedstawionymi opowieściami, a przecież czytelnik już po drugim, trzecim zestawie opowiadań wie, że nie ma co się spodziewać happy – endów, a jednak czyta dalej... Czyta dalej, ponieważ w "Eksplozjach" swoje miejsce znalazły opowiadania przejmujące, wciągające, opowiadania wybitne, z ciekawą fabułą, bohaterami zarysowanymi wyraźną kreską. Opowiadania gorzkie, bo o życiu, jego ciemnych odcieniach, porażkach, niespełnionych pragnieniach, poszukiwaniu i czekaniu. Opowiadania o kobietach – złych, dobrych, zakochanych, pogubionych, udręczonych, poszukujących... Opowiadania godne uwagi.

Moja ocena: 8+/10

stycznia 22, 2017

(593) Kolos

(593) Kolos
Tytuł: Kolos
Autor: Finn Alnaes
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 560

"Używanie przemocy leży w naturze wszystkich ludzi. Jesteśmy jedynymi na świecie zwierzętami uciekającymi się do przemocy, bo jedynie my wiemy,co to jest przemoc. "

Finn Alnaes, "Kolos"

"Kolos" – kultowa skandynawska powieść, wydana jako debiut literacki w 1963 roku w Skandynawii, a w 1967 rok w Polsce ponownie trafia na półki księgarni i zachwyca polskich czytelników. Zachwyca, choć niezmiennie jest trudna, ciężka i wymagająca wielkiego samozaparcia i cierpliwości podczas czytania. Finn Alnaes ponad 50 lat temu napisał powieść, która nie traci nic na swojej aktualności, a wręcz trąci w czytelnika swą współczesnością. "Kolos" nie należy do powieści, które porywają. On należy do tych powieści, które hipnotyzują, a przy tym niejednokrotnie nużą. Jej przeczytanie wiąże się jednak z niebywałą satysfakcją i moralnym wzbogaceniem. Mimo, że nie mogę napisać, że "Kolos" odmienił diametralnie moje spojrzenie na świat... to jednak bez wątpienia je wzbogacił i zajął dumne miejsce wśród innych reprezentantów skandynawskiej literatury. 

Finn Alaes stworzył powieść silnie filozoficzną, która choć zachwalana i reklamowana jako porywające love story, sięga o wiele głębiej. Przypomina, że najtrudniejsze, ale też najważniejsze są próby poznania ludzkiej tożsamości, tajników człowieczeństwa. Akcja wręcz się wlecze, powieść jest enigmatyczna, złożona w większości z wywodów głównego bohatera, który postanawia opowiedzieć o swojej przeszłości. Powieść jest długa, momentami nużąca, a jednak niezwykle ważna i warta przeczytana, bo poruszająca problem człowieczeństwa, zbrodni, kary, odkupienia, winy i odpowiedzialności człowieka za zło mające miejsce na świecie. Opowiada o ludzkiej bierności, skazach... i także o miłości, choć główny bohater na pierwszy rzut oka z pewnością nie prezentuje postawy bohatera zainteresowanego życiem wewnętrznym. 

"Przychodzimy z ciemności,odchodzimy do ciemności,czy więc nie powinniśmy używać życia,cieszyć się światłem i kurczowo trzymać się światła w krótkim okresie między tymi dwoma ciemnościami? "


F.A. "Kolos"

Fabuła jest prosta i skondensowana. Tak samo jak główny bohater... Brage Bragesson to żywiołowy, energiczny, porywczy, młody chłopak, który po tym jak wygrał z niepełnosprawnością postanowił czerpać z życia pełnymi garściami. Taki niespokojny lekkoduch, który ulega lekkiemu wyciszeniu, kiedy na swojej drodze spotyka młodszą o kilka lat, piękną Siv, w której bardzo szybko się zakochuje. Jego czucie do niej staje się jednak z czasem tak silne, a on sam świadom swojej porywczości, że zaczyna obawiać się, że chociażby na skutek namiętności może sprawić dziewczynie niechcący ból... Myśl o tym staje się dla niego na tyle uporczywa, nękająca, że chłopak popada wręcz w paranoję i zaciąga się na statek, aby wyruszyć w rejs i pozwolić jej żyć w spokoju. Z czasem jednak tęsknotą za nią i górami staje się tak silna, że postanawia wrócić do domu. Po kilku miesiącach znajduje się w końcu na stałym lądzie i postanawia odwiedzić owiane złą sławą dzielnice Amsterdamu. Tam jednak wdaje się nieopatrznie w bójkę, w trakcie której zabija jednego z jej uczestników. Staje przed sądem i próbuje zawalczyć o jak najniższy wyrok dla siebie. Niestety jego porywczość w tym nie pomaga. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że to doświadczenie go mentalnie wzbogaca.

"Kolos" to powieść podzielona na kilka charakterystycznych części, w których opisane zostały różne części życia Bragego, a jednak tą najciekawszą częścią wydaje się być właśnie ten bardzo emocjonalny za jego sprawą przewód sądowy. Wtedy też czytelnik poznaje jego charyzmatycznego obrońcę, który ma poglądy niezgodne z nauką prawną, a jednak poglądy jak wydające się samemu czytelnikowi bardzo ludzkie... prawdziwe i szczere. Najbliższe prawdy. I tak w trakcie rozmów bohaterów, a także przewodu sądowego na jaw wychodzi coraz więcej poglądów związanych z odpowiedzialnością człowieka, problemem kary i odkupienia, a co najważniejsze na jaw wychodzi teza, że to właśnie bierność jest najgorszą cechą ludzką. Cechą, która powinna być nieustannie karana i piętnowana, ponieważ to ona prowadzi do zbrodni przeciwko ludzkości, popełniania przestępstw. Ba! Bierność staje się wręcz gorsza od "złej czynności". Mam wrażenie, że z tych wywodów bohatera nie da się wyłapać wszystkich ważnych myśli płynących z tej powieści, a jednak ich zaledwie ułamek już stanowi ważny moralny akumulator. 

Późniejsze części opisujące życie bohatera w więzieniu, potem na wolności i trud związany z wyjściem "zza krat", zmaganie się z żywiołem – to przede wszystkim opisy konfrontacji człowieka z samym sobą, własnymi zachowaniami i słabymi stronami. "Kolos" wydaje się być w pewnym momencie książką nieskończenie długą, a jednak autor w każdej części kładzie nacisk na inny problem, cały czas nie opuszczając tego głównego – czyli człowieczeństwa i wszystkich powinności z nim związanych. Te filozoficzne wykłady wydaję się być momentami wpakowane na siłę, są nużące, zbyt długie..., ale też "Kolos" pod względem jakościowym nie jest powieścią jednolitą.
"Kolos" to niezaprzeczalnie dobra książka, która choć nie porywa czytelnika... angażuje go w przedstawianą treść. Czasami za dużo w niej filozofii, niektóre wywody są za długie i autor nie zawsze potrafi utrzymać umysł czytelnika w gotowości. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że to powieść warta poznania i przeczytania, choć wymaga od czytelnika więcej niż inne książki. To jednak genialna postać głównego bohatera, bardzo ciekawy sposób narracji i autor ma u mnie ogromny plus za bardzo dokładne przedstawienie emocji i dylematów moralnych, które dotykały ludzi w przeszłości, dotykają także dzisiaj i będą dotykały w przyszłości. Ciekawa, intrygująca pozycja literatury skandynawskiej.

Moja ocena: 7/10

sierpnia 05, 2016

(523) Góra Tajget

(523) Góra Tajget
Tytuł: Góra Tajget
Autor: Anna Dziewit - Meller
Wydawnictwo Wielka Litera
Stron 248

"Zbrodnia dokonywana zupełnie otwarcie ma to do siebie, że czyni współuczestnikami wszystkich, którzy są jej świadkami i nic nie robią, aby ją powstrzymać."

Scott Horton

Anna Dziewit – Meller, autorka "Disko" stworzyła książkę porażającą swą prawdziwością. "Góra Tajget" mimo tego, że jest powieścią fikcyjną jest ściśle oparta na historii... szczególnie tej dotykającej II wojny światowej. Polska pisarka inspirując się prawdziwą historią stworzyła powieść do bólu poruszającą, przyprawiającą wręcz o ból głowy. Dotyka tego aspektu zbrodni wojennych o których mówi się najmniej, czyli o badaniach medycznych prowadzonych na ludziach... także na dzieciach. "Góra Tajget" to historia trudna i wzruszająca, której czytanie powoduje nagły ucisk w piersi. To powieść, której lekturę trzeba sobie dawkować, bo jest zbyt ciężka, zbyt przytłaczająca, zbyt prawdziwa... aby móc ją czytać ze stoickim spokojem. Takie niełatwe historie są jednak potrzebne. Potrzebne by nie zapomnieć.

Sebastian to młody ojciec i mąż, właściciel apteki. Pewnego dnia spotyka swojego starego nauczyciela, który prosi go o pomoc w uzyskaniu jakiegoś upamiętnienia dla dzieci, które zmarły w wyniku eksperymentów medycznych podczas II wojny światowej. Teraz w miejscu ich kaźni powstaje luksusowy hotel, który ma rozruszyć gospodarkę miasta, a więc władza nie jest skłonna przypominać o tragedii, która miała miejsce w miejscu, które teraz ma się stać uosobieniem wypoczynku i zadowolenia. Sebastian, który dotąd nie angażował się w żaden sposób społecznie, jako ojciec zaczyna stawać się człowiekiem bardziej świadomym i wrażliwym... także na tragedię, która miała miejsce dawno temu. Jednak to nie tylko jego losy w tej książce są ważne... Fabułę powieści Dziewit – Meller tworzą także inne postacie – bardzo często poobijane przez los... z powodu swojej winy lub winy czasów w których przyszło im żyć.

Bohaterowie autorki "Disko" to postacie z obu stron barykady. Niemcy jak i Polacy. Ich wszystkich różni także "pozycja", którą zajmowali podczas II wojny światowej. To historia oprawców jak i ich ofiar i choć postacie występujące w "Górze Tajget" to fikcyjni bohaterowie, to czytelnik nie może wyzbyć się wrażenia, że oni wszyscy żyli... pod innymi imionami, nazwiskami, ale żyli. Wojna zbiera zawsze ogromne żniwo – zostawia w ludziach zadry na lata, jednak w kolejnych pokoleniach, których życie nie jest zatrute perspektywą wojny czy też zniewolenie pojawia się bardzo często swego rodzaju kult bagatelizowania przeszłości, bo to było, bo to minęło, bo teraz żyjemy w innych czasach. Nie chodzi jednak o rozdrapywanie ran, chodzi o pamięć... nie tylko o holokauście, ale także o innych zbrodniach wojennych. Także o zwykłych ludziach – ich "zwykłych" tragediach, o trudnym dniu codziennym, o przejmującym strachu. A emocje w powieści Anny Dziewit – Meller są bardzo żywe i silne.

Nie wszyscy zbrodniarze wojenni zostali osądzeni podczas procesów w Norymberdze – przekupywanie świadków, wypieranie się faktów – doprowadziło do tego, że część z nich została uniewinniono, a część nawet nigdy nie została postawiona przed sądem. "Denazyfikacja i osądzenie zbrodniarzy wojennych" to także zostało określone w postanowieniach po II wojnie światowej... jednak jak "dezaktywować" tak dużą sieć ludzi? Brak sumienia? Brak skrupułów? Brak wyrzutów sumienia? Jak osądzić siatkę powiązaną zmową milczenia? To wszystko doprowadziło do takiego paradoksu, że ludzie, którzy prowadzili eksperymenty na dzieciach podczas wojny, odbierali je rodzicom, bo miały np. problemy ze wzrokiem... były uznawane za jednostki słabe, niepotrzebne, będące obciążeniem dla III Rzeszy, a co za tym idzie nadające się tylko do likwidacji... lub ew. na króliki doświadczalne - w nowej powojennej rzeczywistości... stawali się wybitnymi naukowcami, lekarzami. To brutalna wojenna prawda o której mówi się niestety mało. Anna Dziewit – Meller dotyka tego tematu szczerze i bez obłudy.

"Góra Tajget" i historia w niej zawarta ma wpływ na czytelnika tym silniejszy, że teraźniejszość miesza się w niej z przeszłością. Teoretyczna beztroska współczesności z teoretyczną (i praktyczną) niedolą (choć to zdecydowanie eufemizm) czasów II wojny światowej. Kontrasty wynikłe ze zestawienia bohaterów przejmujących się zeznaniem podatkowym z bohaterami przejmującymi się nalotami bombowymi... Książka Anny Dziewit – Meller, choć tak naprawdę bez konkretnej fabuły uderza i zachwyca. A do tego jest do bólu współczesna... i pięknie przez prostotę i szczerość opisuje dramat II wojny światowej. Zaledwie jego skrawek, mały element, bo całości nie da się opisać, ale za to skrawek bardzo ważny, często zapomniany i pomijany.

Anna Dziewit – Meller to utalentowana polska pisarka, która swoją najnowszą powieścią burzy spokój człowieka... "Góra Tajget" to prawdziwy cios i zadra dla psychiki współczesnego czytelnika. Dziewit – Meller za pomocą swojej książki krzyczy, każe pamiętać i nie zapominać. Zachęca do drążenia... Tak samo pewne jak to, że "Góra Tajget" nie należy do literatury łatwej jest fakt, że i taką literaturę należy czytać. To kawał dobrej i przejmującej literatury – trudnej, smutnej, ale bardzo ważnej. Powieść Dziewit – Meller dojrzewa w czytelniku z każdą kolejną chwilą, wydaje swój plon powoli, ale nie pozwala o sobie zapomnieć. To niesamowicie dopracowane, a co za tym idzie wybitne dzieło sięgające po największe brudy wojny, jednak nie dla taniej sensacji.

Moja ocena: 9-/10 Wybitna z minusem!