Autor: Gabriel Garcia Marquez
Wydawnictwo Muza
Stron 74
"- Szukałem pana po południu, ale nawet kapelusza nie znalazłem.
- Nie używam, żebym go przed nikim nie musiał zdejmować."
Gabriel Garcia Marquez, "Nie ma kto pisać"
Gabriel Garcia Marquez to autor takich arcydzieł literatury jak "Sto lat samotności" i "Miłość w czasach zarazy". Ja swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam dość nietypowo, a co za tym idzie ryzykownie. Trafiło na "Nie ma kto pisać do pułkownika", ponieważ była to książeczka, którą zawsze chciałam przeczytać, a przy tym bardzo cienka... i lekka, a więc idealna do torebki na podróż komunikacją miejską. Zaczęłam więc przygodę z historią pułkownika do którego nie miał kto pisać...
Pułkownik, czyli główny bohater opowiadania Marqueza to 75 - letni mężczyzna - mąż i ojciec syna, który został zabity podczas walk kogutów. Posiadacz koguta - jedynej pamiątki po synu, która z czasem jak liczy ma mu przynieść zyski. Od piętnastu lat czeka na przyznanie renty kombatanckiej... i temu podporządkuje całe swoje życie. Żyje nadzieją i czekaniem. Prawnik, któremu powierzył swoją sprawę - każe czekać. Więc czeka... W każdy piątek zachodzi na pocztę, aby sprawdzić czy nadszedł upragniony list potwierdzający jego prawo do otrzymywania świadczeń. List jednak nie nadchodzi. Pułkownik mimo to wychodzi z założenia, że kto tyle już czekał... może poczekać jeszcze trochę.
Żona pułkownika ma jednak w tej kwestii zdanie zgoła inne. Nie jest tak naiwna jak pułkownik i podejrzewa, że upragniony list nie nadejdzie nigdy. W związku z kurczącymi się w zastraszającym tempie oszczędnościami zaczyna wywierać nacisk na pułkownika, aby ten sprzedał koguty, który oprócz zysków generuje dodatkowe koszty. Cierpi na astmę, a dodatkowy stres związany z niestabilną sytuacją finansową jej nie pomaga.
Gabriel Garcia Marquez słynie z realizmu magicznego... jednak w tym opowiadaniu było to dla mnie prawie niezauważalne. Nie wiem tylko czy z tego powodu mam się cieszyć czy płakać? "Nie ma kto pisać do pułkownika" to opowiadanie z nieskomplikowaną fabułą opowiadające o poczuciu własnej godności i oślim uporze. To właśnie z tego uporu i (myślę, że mimo wszystko fałszywego) poczucia własnej godności jego żona cierpi. Pułkownik to w pewnym sensie egoista... Poczucie własnej godności, a co za tym idzie wrażenie, że jest się kimś lepszym i znajdującym się na lepszej pozycji determinuje jego działanie, które na skutek tego nie zawsze podąża w odpowiednim kierunku. Może po części jest także hipokrytą? Z jednej strony pragnie otrzymywać świadczenia od państwa (któremu ufa), a z drugiej strony rozprowadza ulotki opozycji... i działa przeciwko niemu (jego władzy).
Bardzo ważny w opowiadaniu Marqueza jest aspekt relacji pułkownika z pozostałymi bohaterami tego utworu. Na pierwszy plan wybija się jego relacja z żoną. Ona błaga, by ten przestał wierzyć mrzonkom, sprzedał koguta... i zapewnił im jedzenie. On jest jednak nieustępliwy, bowiem na ustępliwość nie pozwala mu jego godność wkraczająca w głupotę. Mieszkańcy miasteczka szanują pułkownika, a jednak patrzą na niego z pewną pobłażliwością. Wszystko w tym utworze jest lekko pobłażliwe, ironiczne,
"Nie ma kto pisać do pułkownika" to utwór pokazujący, że jednostka nie ma żadnego znaczenia, a zapalczywe poczucie własnej godności nie prowadzi do niczego dobrego. Marquez stworzył utwór ironiczny i ciekawy, choć czytelnik od samego przypuszcza jak ta historia się zakończy. Kolumbijski pisarz w rewelacyjny sposób zakończył historię pułkownika, pisał dobrym językiem (zresztą wiadomo, że nie mogłoby być inaczej), ale brakowało mi tego realizmu magicznego. "Nie ma kto pisać do pułkownika" to opowiadanie o człowieku, którego godność... miała mu zniszczyć życie. Człowieku starym, nieustępliwym i bez wątpienia odrobinę naiwnym. O tym, że w obliczu świata jednostka nie ma znaczenia. Opowiadanie Marqueza spodobało mi się, dobrze mi się je czytało, jednak jestem pewna, że to dopiero przedsmak jego literackiego talentu. Krótkie, treściwe i trafne... a przy tym gorzkie i przygnębiające.
Żona pułkownika ma jednak w tej kwestii zdanie zgoła inne. Nie jest tak naiwna jak pułkownik i podejrzewa, że upragniony list nie nadejdzie nigdy. W związku z kurczącymi się w zastraszającym tempie oszczędnościami zaczyna wywierać nacisk na pułkownika, aby ten sprzedał koguty, który oprócz zysków generuje dodatkowe koszty. Cierpi na astmę, a dodatkowy stres związany z niestabilną sytuacją finansową jej nie pomaga.
Gabriel Garcia Marquez słynie z realizmu magicznego... jednak w tym opowiadaniu było to dla mnie prawie niezauważalne. Nie wiem tylko czy z tego powodu mam się cieszyć czy płakać? "Nie ma kto pisać do pułkownika" to opowiadanie z nieskomplikowaną fabułą opowiadające o poczuciu własnej godności i oślim uporze. To właśnie z tego uporu i (myślę, że mimo wszystko fałszywego) poczucia własnej godności jego żona cierpi. Pułkownik to w pewnym sensie egoista... Poczucie własnej godności, a co za tym idzie wrażenie, że jest się kimś lepszym i znajdującym się na lepszej pozycji determinuje jego działanie, które na skutek tego nie zawsze podąża w odpowiednim kierunku. Może po części jest także hipokrytą? Z jednej strony pragnie otrzymywać świadczenia od państwa (któremu ufa), a z drugiej strony rozprowadza ulotki opozycji... i działa przeciwko niemu (jego władzy).
Bardzo ważny w opowiadaniu Marqueza jest aspekt relacji pułkownika z pozostałymi bohaterami tego utworu. Na pierwszy plan wybija się jego relacja z żoną. Ona błaga, by ten przestał wierzyć mrzonkom, sprzedał koguta... i zapewnił im jedzenie. On jest jednak nieustępliwy, bowiem na ustępliwość nie pozwala mu jego godność wkraczająca w głupotę. Mieszkańcy miasteczka szanują pułkownika, a jednak patrzą na niego z pewną pobłażliwością. Wszystko w tym utworze jest lekko pobłażliwe, ironiczne,
"Nie ma kto pisać do pułkownika" to utwór pokazujący, że jednostka nie ma żadnego znaczenia, a zapalczywe poczucie własnej godności nie prowadzi do niczego dobrego. Marquez stworzył utwór ironiczny i ciekawy, choć czytelnik od samego przypuszcza jak ta historia się zakończy. Kolumbijski pisarz w rewelacyjny sposób zakończył historię pułkownika, pisał dobrym językiem (zresztą wiadomo, że nie mogłoby być inaczej), ale brakowało mi tego realizmu magicznego. "Nie ma kto pisać do pułkownika" to opowiadanie o człowieku, którego godność... miała mu zniszczyć życie. Człowieku starym, nieustępliwym i bez wątpienia odrobinę naiwnym. O tym, że w obliczu świata jednostka nie ma znaczenia. Opowiadanie Marqueza spodobało mi się, dobrze mi się je czytało, jednak jestem pewna, że to dopiero przedsmak jego literackiego talentu. Krótkie, treściwe i trafne... a przy tym gorzkie i przygnębiające.
Moja ocena: 8/10 Rewelacyjne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz