Autor: Howard Jacobson
Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron 326
"Tak działa mechanizm oczernienia. Ofiara przyswaja poglądy oprawcy. "Skoro tak wyglądam, widocznie taki jestem"."
Howard Jacobson, "Kupiec wenecki. Shylock się nazywam"
Po genialnej aranżacji dramatu Szekspira "Zimowa opowieść", której dokonała Jeanette Winterson w powieści "Przepaść z czasu" z wypiekami na twarzy sięgnęłam po kolejną powieść z tej serii, powstałej z okazji 400. rocznicy śmierci Szekspira. Największy dramaturg wszech czasów i współcześni pisarze mający za zadanie stworzyć własne aranżacje jego dzieł. Drugi "przearanżowany" dramat to "Kupiec wenecki". Zadania podjął się Howard Jacobson i w ten oto sposób powstał utwór "Shylock się nazywam". Książka bardzo dobra, napisana ciekawym językiem, bardzo często niepokojąca... i niestety czasami przytłaczająca. Howard Jacobson chciał stworzyć wariację na temat współczesnego Żyda, sensu bycia ojcem i miłosiernym człowiekiem. Niestety z jego powieści wybrzmiewa stereotypowy obraz Żyda..., a przy tym obraz niesamowicie gorzki. To jedna z tych powieści, których sensu nie mogę do końca uchwycić..., bo autor chciał za dużo?
Pewnego dnia kolekcjoner sztuki Simon Strulovitch jest na cmentarzu świadkiem rozmowy Shylocka ze swoją zmarłą żoną. Mężczyzna pod wpływem impulsu postanawia zaprosić Shylocka do domu. Impulsu wynikłego z potrzeby porozmawiania z drugim człowiekiem... o chorej żonie, którą musi się opiekować, o córce, która wkracza w dorosłe życie, o wierze, byciu Żydem, miłosiernym człowiekiem. Potrzebuje kogoś bezkompromisowego i szczerego. Shylock okazuje się być pod tym względem osobą idealną, ponieważ tego co nie powie... to da wyraźnie do zrozumienia. Shylock zmaga się ze śmiercią żony, ucieczką córki w domu. Z pozoru mają podobne problemy... różni ich jednak podejście do życia i świata oraz punkt życiowy w którym obecnie się znajdują. Czy ta dwójka znajdzie wspólny język? I jak skończą się ich historie?
Howard Jacobson przedstawił główne postacie jako postacie względem siebie antagonistyczne. Tym samym czytelnik ma szansę poznać dwie różne postawy ojca, męża, Żyda... i człowieka, a idąc jeszcze dalej różne postawy córek, dorastających dzieci, zepsutych gwiazdek i ludzi samotnych. Strulovitch i Shylock w swoich dysputach poruszają się bardzo daleko w skutek czego podczas czytania niejeden pomyśli, że wydarzenia przedstawione w książce są absurdalne i głupie. Howard Jacobson na pewno stworzył powieść, która przez dorabianie motywów psychologicznych czy jakiejś filozofii każdemu czynowi bohaterów traci. A jednak autor tak poprowadził akcję, tak ją w pewnym momencie "udziwnił", że czytelnik chce czytać dalej, żeby przekonać się jak ta z jednej strony bardzo skomplikowana, a z drugiej niezwykle prosta historia się zakończy... Czy Jacobson dochodzi czasami do absurdu? Bez wątpienia!
"Nazywam się Shylock" to powieść momentami bardzo ciężka, przytłaczająca, a nawet nużąca. Mimo to nietuzinkowy klimat i tempo narracji zasługują na uwagę, bo dzięki temu ta powieść jest "inna". Najważniejszym elementem tego utworu są rozmowy Strulovitcha z Shylockiem na temat wiary i życia ogółem, które choć z początku bardzo ciekawe... z czasem zaczynają jednak nużyć. Howard Jacobson lubi poruszać w swoich powieściach temat tożsamości żydowskiej (np. "Kwestia Finkera"), tak też czyni w tej powieści. Próbował to jednak okrasić humorem, który nie do końca przypadł mi do gustu. Brak mu pewnej lekkości...
Czuję pewien przesyt, a jednocześnie pewny głód. "Nazywam się Shylock" miało być świetną powieścią o tożsamości żydowskiej, a to wyszło tylko po części. Autor wskazuje między innymi na jakiś wewnętrzny przymus w kwestii obrzezania, czy tego, że ród powinien przetrwać, ale dobrze tego nie argumentuje. Książka Jacobsona jest przykładem powieści w której pewne kwestie zostały wyolbrzymione, przekoloryzowane... ze szkodą dla niej. Obraz żydowski ukazany w tej powieści nie do końca mnie przekonuje. Wydaje mi się, że społeczeństwo poszło do przodu... i judaizm nie jest obecnie już czymś piętnowanym, a Żyd nie jest uważany za tego złego (pomijam tu oczywiście ludzi bardzo zacofanych). Howard Jacabson jednak o tych wszystkich uprzedzeniach przypomina... niepotrzebnie.
"Nazywam się Shylock" to powieść niejednolita, posiadająca bardzo dobre jak i bardzo słabe punkty. Ogółem wariacja Jacobsona na temat "Kupca weneckiego" jest ciekawa, ale nie porywająca. Brakuje mi w niej ujednolicenie i pewnego wygładzenia. Howard Jacobson stworzył powieść, która miała zadatki na genialną, ale niestety podczas jej spisywania po drodze podwinęła mu się noga. Jest przez to odrobinę przegadana, choć cały czas intrygująca. Niestety nie zawsze rozmowy Shylocka i Strulovitcha, jak i wydarzenia wokół nich były porywające... "Nazywam się Shylock" to powieść gorzka, a przy tym niekiedy absurdalna ze względu na dysonans do którego dochodzi na skutek tego, że z jednej strony autor pisze o rzeczach ważnych, a z drugiej kpi ze wszystkiego. Autor zasługuje jednak na brawa ze względu na niezwykle dopracowany język jakim się posługuje i nietuzinkową (a przy tym bardzo dobrą) kreację bohaterów. Moje uczucia wobec tej powieści są bardzo mieszane, niekoniecznie dobre jak widzicie. Chciałabym jednak dać jej w przyszłości jeszcze jedną szansę... może wtedy odbiorę ją inaczej? Dzisiaj jednak jestem lekko rozczarowana...
Howard Jacobson przedstawił główne postacie jako postacie względem siebie antagonistyczne. Tym samym czytelnik ma szansę poznać dwie różne postawy ojca, męża, Żyda... i człowieka, a idąc jeszcze dalej różne postawy córek, dorastających dzieci, zepsutych gwiazdek i ludzi samotnych. Strulovitch i Shylock w swoich dysputach poruszają się bardzo daleko w skutek czego podczas czytania niejeden pomyśli, że wydarzenia przedstawione w książce są absurdalne i głupie. Howard Jacobson na pewno stworzył powieść, która przez dorabianie motywów psychologicznych czy jakiejś filozofii każdemu czynowi bohaterów traci. A jednak autor tak poprowadził akcję, tak ją w pewnym momencie "udziwnił", że czytelnik chce czytać dalej, żeby przekonać się jak ta z jednej strony bardzo skomplikowana, a z drugiej niezwykle prosta historia się zakończy... Czy Jacobson dochodzi czasami do absurdu? Bez wątpienia!
"Nazywam się Shylock" to powieść momentami bardzo ciężka, przytłaczająca, a nawet nużąca. Mimo to nietuzinkowy klimat i tempo narracji zasługują na uwagę, bo dzięki temu ta powieść jest "inna". Najważniejszym elementem tego utworu są rozmowy Strulovitcha z Shylockiem na temat wiary i życia ogółem, które choć z początku bardzo ciekawe... z czasem zaczynają jednak nużyć. Howard Jacobson lubi poruszać w swoich powieściach temat tożsamości żydowskiej (np. "Kwestia Finkera"), tak też czyni w tej powieści. Próbował to jednak okrasić humorem, który nie do końca przypadł mi do gustu. Brak mu pewnej lekkości...
Czuję pewien przesyt, a jednocześnie pewny głód. "Nazywam się Shylock" miało być świetną powieścią o tożsamości żydowskiej, a to wyszło tylko po części. Autor wskazuje między innymi na jakiś wewnętrzny przymus w kwestii obrzezania, czy tego, że ród powinien przetrwać, ale dobrze tego nie argumentuje. Książka Jacobsona jest przykładem powieści w której pewne kwestie zostały wyolbrzymione, przekoloryzowane... ze szkodą dla niej. Obraz żydowski ukazany w tej powieści nie do końca mnie przekonuje. Wydaje mi się, że społeczeństwo poszło do przodu... i judaizm nie jest obecnie już czymś piętnowanym, a Żyd nie jest uważany za tego złego (pomijam tu oczywiście ludzi bardzo zacofanych). Howard Jacabson jednak o tych wszystkich uprzedzeniach przypomina... niepotrzebnie.
"Nazywam się Shylock" to powieść niejednolita, posiadająca bardzo dobre jak i bardzo słabe punkty. Ogółem wariacja Jacobsona na temat "Kupca weneckiego" jest ciekawa, ale nie porywająca. Brakuje mi w niej ujednolicenie i pewnego wygładzenia. Howard Jacobson stworzył powieść, która miała zadatki na genialną, ale niestety podczas jej spisywania po drodze podwinęła mu się noga. Jest przez to odrobinę przegadana, choć cały czas intrygująca. Niestety nie zawsze rozmowy Shylocka i Strulovitcha, jak i wydarzenia wokół nich były porywające... "Nazywam się Shylock" to powieść gorzka, a przy tym niekiedy absurdalna ze względu na dysonans do którego dochodzi na skutek tego, że z jednej strony autor pisze o rzeczach ważnych, a z drugiej kpi ze wszystkiego. Autor zasługuje jednak na brawa ze względu na niezwykle dopracowany język jakim się posługuje i nietuzinkową (a przy tym bardzo dobrą) kreację bohaterów. Moje uczucia wobec tej powieści są bardzo mieszane, niekoniecznie dobre jak widzicie. Chciałabym jednak dać jej w przyszłości jeszcze jedną szansę... może wtedy odbiorę ją inaczej? Dzisiaj jednak jestem lekko rozczarowana...
Moja ocena: 7-/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz