Tytuł: Popłynę przed siebie jak rzeka
Autor: Shelley Read
Tłumacz: Michał Juszkiewicz
Wydawnictwo Marginesy
Stron 328
Absolutnie przejmująca, wyciskająca łzy powieść. Z jednej strony z nieśpiesznie poprowadzoną akcją, z drugiej porywająca. Na ponad trzystu stronach przedstawiono akcję rozpiętą na ponad 20 lat, więc nie ma tu wielu szczegółów. Najważniejszy jest początek i koniec tej historii, ale nie mam wrażenia nienasycenia… niedoinformowania. To taki styl pisania, taki klimat dla którego ponad 300 stron tekstu wystarcza… ale i 600 stron byłoby literacką ucztą. Choć nie wiem czy możliwą do ogarnięcia emocjonalnie. To zbiór prostych, ale niosących za sobą ogromny ładunek emocjonalny obrazów, które niejednokrotnie wycisnęły ze mnie łzy… pozostawiając jednocześnie cały czas nadzieję na happy end.
„Popłynę przed siebie jak rzeka” to opowieść, której fabuła rozgrywa się pod koniec lat 40-tych XX wieku. Główna bohaterka wspomnieniami wraca jednak także do wcześniejszych wydarzeń. Gdy ją poznajemy, Victoria Nash ma siedemnaście lat. Po śmierci matki i ciotki została jedyną kobietą w rodzinie. Prowadzi gospodarstwo na rodzinnej farmie, dba o to by zwierzęta były zaopiekowane, wspiera w pracy przy brzoskwiniach swojego ojca. Mieszkają z nimi także jej wujek oraz jej młodszy brat, którzy jednak charakterologicznie zupełnie inni od niej… przysparzają jej zmartwień. Jest pewna swojej roli. Posłuszna, uczynna, pracowita, szczera. Kłamstwa wkradają się w jej życie, gdy przypadkiem poznaje Wilsona Moona – młodego włóczęgę z tajemniczą przeszłością, który został wysiedlony z plemiennej ziemi. Ich prosta miłość bez uprzedzeń nieodwracalnie zmienia jednak ich losy. Victoria ucieka w okoliczne góry, gdzie dojrzewa… odkrywa siłę jaką w sobie posiada, a jednocześnie daje się ponieść słabościom. Przekonuje się, że życie płynie jak rzeka bez względu na napotykane na drodze tamy i życiowe zakręty. Niezależnie od tego, co złego w życiu spotka człowieka – ono płynie dalej.
Shelley Read napisała wspaniałą powieść o dojrzewaniu i zmierzaniu dalej pomimo życiowych trudności. To z jednej strony surowa w klimacie powieść, z drugiej niesamowita ze względu na swój klimat amerykańskiej farmy drugiej połowy XX wieku i małej społeczności. Niezwykle subtelnie autorce udało się ukazać zmiany zachodzące zarówno w rzeczywistości otaczającej główną bohaterkę jak i te zachodzące w niej samej. Wraz z upływem lat zmienia się klimat tej powieści, a my trafiamy do rozwijającego się miasta. Od tematu wysiedleni rdzennych mieszkańców ziem przechodzimy zgrabnie do tematu wojny w Korei. Pisarka fantastycznie oddała mentalność małomiasteczkowej społeczności, uwzględniając także kontekst społeczno – historyczny i zachodzące w nim zmiany. Ta książka jest liryczną opowieścią nieobfitującą w dialogi. Więcej od dialogów jest w niej opisów przyrody, które przed oczami malują świat życia Victorii. Te opisy budują atmosferę i klimat tej powieści, są niezbędne do odpowiedniego emocjonalnego odczuwania tej powieści.
„Popłynę przed siebie jak rzeka” to bowiem przepiękna książka nie tylko do czytania, ale i „czucia”. To realistyczni, barwni bohaterowie. Także główna postać, czyli Victoria nie jest heroską. Podejmuje decyzje, które w większości pokrywają się z tym jak działałoby większość kobiet w jej sytuacji. Ona nie wyprzedza swoich czasów, nie jest przebojowa. Stara się przetrwać. Funkcjonować. Książka jest bardzo równa – napisana pięknym, wręcz poetyckim językiem. To niesamowity debiut. Już dawno żadna książka tak mnie literacko nie rozpaliła… nie była taką ucztą. Wspaniała pozycja, do której na pewno kiedyś jeszcze powrócę.
Moja ocena: 10/10
Książka otrzymana w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem Marginesy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz