Tytuł: Nocna runda
Autor: Lee Child
Wydawnictwo Albatros
Stron 432
Opis wydawcy:
Wysiadł na postoju, żeby rozprostować kości, i na wystawie lombardu zobaczył znajomo wyglądający sygnet. Takie nosili kadeci West Point, kiedy tam studiował. Ten, sądząc po wielkości, należał do kadetki. Jak to się stało, że trafił do lombardu w jakiejś dziurze? Chęć odkrycia tej historii to wystarczający powód, by nie wsiadać z powrotem do autobusu. A jest jeszcze inny: informacje o sygnecie Reacher musi wyciągać tak, żeby pytane osoby nie pożałowały spotkania z nim. Co tym bardziej podsyca jego determinację.
Pozna historię właścicielki sygnetu, nawet jeśli będzie musiał stanąć sam przeciwko bandzie harleyowców, spacyfikować miejscowego mafiosa, sprzymierzyć się z dziwnym człowieczkiem w garniturze i przemierzać dzikie pustkowia Wyoming.
Moja opinia:
Czytać dwudziesty drugi tom serii bez znajomości prozy autora, a co za tym idzie chociaż jednego tomu z poprzednich? Szaleństwo. Szaleństwo, o które się pokusiłam. Sięgając po "Nocną rundę" Lee Childa kierowałam się jedynie zapowiedziami wydawcy. Wiedziałam, że to kolejny tom serii... z tym, że nie spodziewałam się, że jest ona tak obszerna. To z pewnością szaleństwo, ale czy błąd? Niekoniecznie. Z lektury "Nocnej rundy" czerpałam przyjemność na poziomie fabularnym powieści kryminalnej, choć i tu miałam parę zastrzeżeń. "Nocną rundą" nie mogłam się zachwycić. Zadziałała moja ignorancja (a więc nieznajomość poprzednich tomów) czy też pycha autora, który wyszedł z założenia, że czytelnik sięgający po "Nocną rundę" zna poprzednie tomy?
Nie chodzi tu o wątki fabularne – na poziomie fabularnym książka jest jasna do zrozumienia, a główna akcja zamknięta w jednym tomie. Zacznijmy jednak od samego początku... główny bohater, Jack wyrusza w poszukiwaniu dziewczyny, która sprzedała sygnet, który stanowił formę przywileju w akademii West Point. Jest przekonany, że musiało wydarzyć się w jej życiu coś złego... co ją do tego zmusiło. Chce odkryć tę tajemnicę. Pozostali bohaterowie domyślają się, że chce w ten sposób spłacić jakiś dług – czytelnik także zdaje sobie z tego sprawę. Jednak o jaki dług chodzi? Bez znajomości poprzednich części się tego nie dowiemy. Poznajemy silnie zbudowanego mężczyznę, który nie cacka się ze zbrodniarzami, a przez niektórych porównywany jest do Wielkiej Stopy, jednak tak naprawdę – nie poznajemy jego charakteru. Wiemy jak żyje – jest wolnym strzelcem, nie ma komórki, domu, samochodu, zobowiązań i jest gotów łamać prawo. Jednak co go ukształtowało? Jak do tego doszło? I dlaczego tak się zachowuje? Otrzymujemy już wyraźnie ukształtowaną postać, o której powinnyśmy wiedzieć już wszystko za sprawą poprzednich tomów. Nie chodzi bynajmniej o to, żeby autor w powieści streszczał doświadczenia życiowe bohatera z poprzednich dwudziestu jeden książek, jednak tu nie ma tego w ogóle. Brak jakichkolwiek retrospekcji pozwalających lepiej zrozumieć bohatera sprawił, że to była dla mnie bardzo uboga pod względem charakterologicznym lektura. Z pozostałymi bohaterami, którzy pojawiają się tylko w tej części sytuacja wygląda lepiej, choć też nie jest satysfakcjonująca. Takie to mdłe i płytkie.
A West Point? Jeśli już mówimy o tym, że to taka trudna do przeżycia / przetrwania szkoła... podajmy jakieś przykłady. Zobrazujmy. Przecież – bądźmy szczerzy – nawet czytelnik, który zna poprzednie tomy, czyta coś więcej niż powieści Childa o Reacherze, więc niekoniecznie będzie potrafił odtworzyć obraz tej szkoły. Ale dobra... załóżmy, że autor napisał tę powieść dla czytelnika świetnie postać Jacka i jego doświadczenia znającego... lub, że mamy do czynienia z czytelnikiem, którego interesuje jedynie wątek kryminalny / czy też sensacyjny. Niestety i tu nie było tak dobrze jak miało być.
"Nocna runda" to z początku ogromnie nużąca książka. Główny bohater udaje się do miasta X, znajduje pierścień, wydobywa informacje od osoby Y, przenosi się do miasta A, zdobywa informacje od osoby B, przenosi się do miasta D, zdobywa informacje od osoby E. Zawsze z trudem, zawsze podróżując autostopem i opowiadając napotkanym osobom o tym w jakim celu podróżuje. Z początku też wspomina co jakiś czas o kobiecie, z którą spędził pewien czas, a która go zostawiła... snując refleksję na temat tego co ona aktualnie robi. Autor nagle ten wątek niespodziewanie urywa. Gdzieś tak w połowie cała historia zaczyna nabierać rumieńców, akcja delikatnie się rozkręca, jednak i tak więcej w tej książce swojskości i nostalgii niż zapierającej dech w piersi fabuły.
Śmieszne, bo w sumie "Nocna runda" mi się podobała. To nie był stracony czytelniczo czas, jednak bez wątpienia mogłam go spędzić lepiej. Stosunkowo kiepskie portrety psychologiczne bohaterów i skupienie uwagi przez autora na akcji, która swoją drogą także nie wbijała w fotel – nie opłaciło mu się. Po prostu. Czegoś mi w tej książce podczas jej lektury zabrakło – niestety nie chodzi tu jedynie o brak znajomości poprzednich książek z serii. W miarę ciekawy pomysł na fabułę nie został w pełni dopracowany, akcji było też za mało, portretów psychologicznych bohaterów prawie w ogóle. W połowie zrobiło się lepiej – ciekawiej, spójniej, mniej schematycznie, jednak to nadal nie była petarda. Ogółem "Nocne runda" to sympatyczna, w miarę ciekawa powieść kryminalna, jednak nie spełniła do końca moich oczekiwań. Zabrakło mi częstszego nerwowego wstrzymywania oddechu i choć przez ostatnią część książki... przeleciałam bardzo szybko to jednak cały czas uważam, że to nie to. Do losów Jacka Reachera wrócę w przyszłości. Nie wykluczam także, że sięgnę np. po pierwszy tom tej serii, aby lepiej zaznajomić się z głównym bohaterem. Na chwilę obecną – czuję ogromny niedosyt. Tym bardziej, że nie zabrakło w tej książce błędów logicznych, sytuacji nieprawdopodobnych. I nie - to nie jest mięsista, mocna i męska literatura. Sytuację ratuje dobre pióro autora i stworzenie kameralnej atmosfery.
Moja ocena: naciągane 7-/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros!