października 27, 2017

(664) Alfabet TAG

(664) Alfabet TAG


Dzisiaj przyszła pora na Alfabet TAG, pytania zaczerpnęłam od dziewczyn z kanału tuczytam. 😊 Zazwyczaj nie realizuję tagów, ale ten spodobał mi się wyjątkowo... Bez przydługawych wstępów - zapraszam do lektury! (Skupiam się na książkach przeczytanych w ostatnim czasie).


A: Autor, którego książek czytałam najwięcej 

Pierwsze co przychodzi mi do głowy to Lucy Maud Montgomery. Przeczytałam całą serię o Ani z Zielonego Wzgórza... i zakochałam się w niej. To lektura mojego dzieciństwa, która sprawiła, że pokochałam książki... i od tego czasu zaczytuję się w nich bez końca. 

Ą, Ę: Mądra książka

Mam przed sobą regał z książkami i widzę na nim niezwykle mądrość powieść "Królestwo" Emmanuel Carrere'a poruszającą nie tylko historię chrześcijaństwa, ale także jego fenomen... uwielbiam cytat z tej książki dotyczący tego, że nie wierzymy w to, że po pocałowaniu żaby przez księżniczkę, żaba zamienia się w przystojnego księcia, nie wierzymy w bogów greckich, a wierzymy, że tysiące lat temu żył Chrystus, Mesjasz, który nie dość, że przyszedł na świat z Maryi Dziewicy i umarł na krzyżu... to jeszcze zmartwychwstał. Fenomenalna książka.

B: Bardzo dobra druga część 

Nie czytam serii. i przyznam, że jest mi naprawdę trudno znaleźć tym samym taką książkę. Może jeszcze coś przyjdzie mi do głowy? 

C: Czytam teraz 

Kończę "Negroland. Zapiski z życia afroamerykańskich elit" Margo Jefferson wobec którego mam mieszane uczucia, a co potem? Może "Wichrowe wzgórza"?

Ć: Ćwiczyłam czytanie na:

Elementarzu. 

D: Do picia wybieram 

Czystą wodę, ewentualnie herbatę..., ale bardzo, bardzo rzadko.

E: Ebook, czy książka papierowa 

Zdecydowanie książka papierowa. Do ebook'ów nie przekonuje mnie kompletnie nic. Na 50m2 mieszczę 6 tysięcy książek, kupuję je za grosze w antykwariatach, nie uważam, żeby ebook'i były jakoś specjalnie tanie... i nawet książka w torebce swoją objętością mi nie przeszkadza - do komunikacji miejskiej wybieram po prostu te pozycje, które mają małą objętość. 

F: Fikcyjny bohater, z którym mogłabym chodzić w liceum 

Nigdy nie zakochiwałam się w żadnych bohaterach, a już na pewno nie chciałam z nimi chodzić do liceum 😉 

G: Git, że dałam tej książce szansę

Książka do której nie do końca byłam przekonana to "Nigdy nie zapomnę", która na końcu okazała się być zachwycającą reprezentantką kobiecej literatury. Bardzo, bardzo polecam!

H: Historia ukryta, czyli książka, która powinna być bardziej popularna

Od lat (już ośmiu) tkwię w przekonaniu, że taką książką jest "Córka żołnierza nie płacze" Kylie Jones, córki tego Jonesa od "Stąd do wieczności". Na chwilę obecną jednak nie wiem... czy dzisiaj ta powieść zachwyciłaby mnie tak bardzo, więc ostatecznie uważam, że książką / książkami bardziej znanymi powinny być pozycji Philipa Rotha (szczególnie 'Amerykańska sielanka" i "Konające zwierzę") oraz Christensena (szczególnie moi ukochani "Beatlesi", którzy wbrew pozorom nie są biografią 😉).

I: Istotny moment w Twoim czytelniczym życiu 

Przeczyta sagi "Zmierzch". Miałam jedenaście lat i nie wychodziłam z pokoju przez tydzień zaczytując się w tej historii. Dzisiaj już nie pałam do niej miłością, ale wtedy mnie zachwyciła... i była jednym z bodźców, które sprawiły, że założyłam tę stronę (jednak czynnikiem bezpośrednim była recenzja "Żelaznego króla"). To ona sprawiła, że zaczęłam się zaczytywać w literaturze młodzieżowej, a szczególnie paranormal romance. Już rok, dwa lata później później ten gatunek porzuciłam i to chyba ta wczesna inicjacja "Zmierzchem" sprawiła, że stosunkowo wcześnie (13 - 14 lat) zaczęłam sięgać po ambitniejszą literaturę dla dorosłych

J: Już skończyłam 

Nie mam problemu z dokańczaniem książek, ale długo nie mogłam skończyć "Shantaramu"... co było o tyle irytujące, że w pewnym momencie już nie mogłam patrzeć na tę powieść (swoją drogą świetną 😉). 

K: Książki, których nie chcę czytać 

Nie mam raczej takich książek gatunkowo przed którymi bym się wzbraniała. Nie chcę już wracać do literatury młodzieżowej (chyba, że jakaś pozycja bardzo mnie zainteresuje), ale planuję za to uzupełnić zaległości z literatury dziecięcej.

L: Ludzie, jaką długą książkę przeczytałam

Nie przeczytałam ostatnio takiej książki. W natłoku obowiązków sięgam po książki cienkie, ponieważ chcę poznać jak najwięcej historii. W planach na ten weekend mam jednak "Na wschód od Edenu" Steinbecka - ponad 800 stron świetnej literatury (jestem tego pewna!). 

Ł: Ładna okładka

Nie przywiązuję wagi do okładki, ale piękna jest okładka "Dzikich łabędzi" Jung Chang.

M: Miałam kaca książkowego przez...

"Frankensteina" - jaka to jest cudowna literatura! Zdecydowanie jedna z najlepszych książek z klasyki, jakie czytałam... drugą taką pozycją jest wydana niedawno "Księga nocnych kobiet" Marlona Jamesa - prawdziwa perła wśród współczesnej literatury.

N: Na półce mam tyle książek 

6 tysięcy

Ń: Nic nie zaczyna się na Ń,  drugiej takiej książki nie ma.

Pewnie gdzieś druga taka jest...., ale "Ludzie na drzewach" Yanagihary są wspaniali. 

O: Odświeżam tę lekturę raz po raz 

Nie mam takiej książki na razie...m ale na pewno wrócę do Ani i Harrego Pottera. 

Ó: Ów autor zachwycił mnie:

Philip Roth - zachwyca mnie nieustannie, a jego pozycje sobie dawkuję... piękna, zmuszająca do myślenia i pod pewnymi względami nietuzinkowa literatura. 

P: Poczytam w tym miejscu 

Fotel lub łóżko. 

Q: KWestia, która została mi w głowie - ulubiony cytat 

Nie zapamiętuję cytatów... :( 

R: Raczej nie powinnam była tego czytać 

Nie czytam złych książek, jeśli coś mi się bardzo nie podoba... nie czytam dalej. Ostatnio zawiodła mnie np. "Droga do ciebie".

S: Seria, którą zaczęłam i chcę skończyć 

Nie czytam serii.... i tym samym chyba żadnej nie mam rozpoczętej. 

Ś: Śmiałam nie polubić

Nie czytam książek, które wszyscy lubią, a ja polubić bym nie mogła ;) 

T: Trzy ulubione książki 

Pierwsze trzy książki jakie przychodzą mi na myśl to: "Frankenstein", "Beatlesi" i "Dziecko Noego", to jedne z wielu moich ulubionych pozycji. 

U: Uwielbiam i nie żałuję 

Ogromnie lubię i nie żałuję "Czas pokaże" Ficner - Ogonowskiej

V: Vielce się cieszę, że to już niedługo! Premiera, na którą czekam

Czekam na "Dziadka do orzechów" w pięknym wydaniu Mg. 

W: Weź zrób coś z tymi nawykami

Takowych nie posiadam. 

X: Postaw IKSA - dwudziesta siódma książka na półce 

Biblioteka narodowa "Wybór dramatów" Witkacego

Y: YUPI! Kupiłam kolejna książkę 

Dzieła wybrane Norwida - cudo! Szczególnie "Czarne kwiaty", w których autor opisuje śmierć / swoje ostatnie spotkanie z Mickiewiczem, Chopinem, Słowackim...

Ź: Źle wymawiam

Nie wymawiam, ja piszę ;-) 

Z: Zamiast spać, czytałam

Lata temu "Akademię wampirów', teraz raczej po nocach nie czytam ;) 

Ż: Żółwie tempo, książka którą czytałam bardzo długo

"Wspomnienia z domu umarłych" Dostojewskiego - przepiękna książka na której lekturę niestety nie miałam czasu... 

A jak brzmiałyby Wasze odpowiedzi? 

października 22, 2017

(663) Wspomnienia z martwego domu

(663) Wspomnienia z martwego domu
Tytuł: Wspomnienia z martwego domu
Autor: Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo MG
Stron 244

Opis wydawcy:

Wspomnienia z martwego domu to najbardziej osobiste dzieło Fiodora Dostojewskiego.

W 1849 roku Dostojewski za przynależność do Koła Pietraszewskiego został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. W ostatniej chwili car zamienił ją na więzienie połączone z ciężkimi robotami. Pisarz przebywał na katordze cztery lata, a doświadczenia zebrane w tym okresie pozwoliły mu przedstawić w powieści obraz życia w syberyjskim więzieniu.

Swoje wspomnienia Dostojewski wkłada w usta szlachcica skazanego za zabójstwo żony na dziesięć lat ciężkich robót. Opisuje zwyczaje panujące na katordze, relacje między współwięźniami, ich historie, zachowania, postawy i charaktery, przedstawia różne fragmenty katorżniczego życia (pobyty w szpitalu, handel wódką, święta, kary cielesne, zachowanie przełożonych, roboty) i wiele sylwetek skazańców. Są pośród nich ludzie dobrzy, wartościowi, z którymi nawiązuje przyjaźnie. Jednak większość katorżników to ludzie ponurzy, dumni, ambitni, zawistni, źli i złośliwi. Awantury, kradzieże i bójki są na porządku dziennym, atmosfera moralna panująca w barakach jest trudna do zniesienia. Większość skazańców pochodzi ze stanu chłopskiego, do byłego „pana” odnoszą się niekiedy z nienawiścią, Aleksandrowi Pietrowiczowi jako byłemu szlachcicowi jest na katordze wyjątkowo ciężko, wrogość większości współwięźniów i samotność – to uczucia szczególnie doskwierające mu podczas pierwszych miesięcy pobytu w więzieniu.

Moja opinia: 
Fiodor Dostojewski, autor "Zbrodni i kary" przebywał na katordze w Omsku, w latach 1850 - 1854  za przynależność do Koła Pietraszewskiego, które było grupą dyskusyjną młodych, rosyjskich intelektualistów krytykujących rosyjski ustrój, rozmyślających o zachodniej filozofii, w rzeczywistości zupełnie niegroźnych, jednak w latach czterdziestych (w 1848 roku ma miejsce Wiosna Ludów), w oczekiwaniu na wybuch rewolucji... zostali uznani przez władzę za grupę groźnych wywrotowców, której członkowie zasługują na najcięższą karę - śmierć. Kompani z Koła Pietraszowskiego stali już na Placu Siennym, egzekutorzy czekali jeszcze tylko na znak do wystrzału. Wtedy 22 grudnia 1849 roku, Dostojewski doznał pewnie przed plutonem egzekucyjnym jednej z największych chwil szczęścia w swoim życiu. Ku zdziwieniu zebranych nadjechał żołnierz z informacją, że decyzją cara wyrok śmierci został zamieniony na cztery lata katorgi. 

"Wspomnienia z martwego" domu diametralnie różnią się od innych utworów Dostojewskiego, chociażby od najpopularniejszej "Zbrodni i kary". To zbiór zapisków szlachcica, który trafił na katorgę po zamordowaniu żony. Osadzonego, który ze względu na stan społeczny z którego pochodzi na katordze jest często pomijany, czuje się wyobcowany, bardzo samotny, porzucony, jest obiektem żartów, kpin... przez lata nie jest uznawany przez ogół za "towarzysza" katorgi, chociaż tak jak innym jest mu ciężko. Te zapiski nie obfitują w akcję, dialogi, z początku czekałam aż nabiorą większe tempa, ale gdy zorientowałam się, że to nie nastąpi - zaczęłam rozkoszować się tymi, czasami nieśpiesznymi historiami, jednak tak wyraźnie oddającymi istotę rosyjskiej katorgi, psychiki więźniów. 

Dostojewski jest w tym utworze drobiazgowy, a świadomość, że jest to dla rosyjskiego prozaika książka tak osobista sprawia, że czytelnik zaczyna odczuwać dziwne uczucie intymności i bliskości. Lektura "Wspomnień z martwego domu" staje się nagle tak empiryczna, tak przejmująca, a historie opisane w nich tak prawdziwe, realne i poruszające. Kiedy znajoma zapytała mnie czy jest to książka inna od "Zbrodni i kary", pierwsze co przyszło mi do głowy to odpowiedzieć: "To trochę tak jakbyś siedziała z przyjacielem, który opowiada Ci o swojej podróży, ale w toku opowieści zbacza z tematu, opowiada o życiu napotkanych osób; zbacza z opowieści o miejscach, które odwiedził, aby opowiedzieć dokładnie o tym co jadł, o osobach, które przygotowały posiłek itd...". Jest intymnie, ciekawie, intrygująco i angażująco psychicznie, a przy tym zachwycająco językowo. Dla mnie to Dostojewski w świetnej formie w małej pigułce. 

Autor nie demonizuje katorgi ani więźniów, raczej pokazuje uniwersalizm bycia uwięzionym. W odniesieniu do postaci przewijających się we "Wspomnieniach z martwego domu" moim zdaniem możemy mówić przede wszystkim o uwięzieniu psychicznych, ponieważ choć skuci kajdanami niejednokrotnie od lat.... mimo wszystko, choć po części sami panują nad porządkiem w katordze - wybierają kucharza, zakładają teatr, ustalają społeczne warunki i podziały, a pod maską zbrodniarzy (którymi bez wątpienia niektórzy są), pod pozorami pewnych siebie, silnych facetów, którzy kpią ze wszystkiego, głośno rechoczą i wdają się w bójki - tkwią ludzie przytłoczeni swoim wyrokiem, wymiarem kary. W katordze stykają się prawdziwymi zbrodniarze z więźniami politycznymi. Prawosławni/ z żydami. Rosjanie z krwi i kości z Polakami, którzy trzymają się z boku (swoją drogą Polakom Dostojewski poświęca w swoim utworze stosunkowo dużo miejsca). Delikatni młodzi chłopcy z rosłymi chłopami. Każdy próbuje się odnaleźć w tej więziennej rzeczywistości, polepszyć swój byt, ułatwić odsiadkę. 

"Wspomnienia z martwego domu" to niezwykle interesująca historia, która przybliżyła mi przede wszystkim postać samego Dostojewskiego. Jego wnikliwe obserwowanie otaczającej rzeczywistości, niezwykłe psychologiczne zdolności, zafascynowanie ludzką psychiką i prawami rządzącymi ludźmi, ich moralnością. Rosyjski pisarz w swoim utworze demaskuje "istotę resocjalizacji" pokazując, że tak naprawdę w katorgach mowa jest jedynie o karze. Często dochodzi do radykalizacji poglądów więźniów, ich moralnej deprawacji. Jednak nawet tam... można znaleźć okruchy przywiązania i przyjaźni. "Wspomnienia z martwego domu" przez swą prawdziwością zapadają w pamięć, a w nielicznych momentach / fragmentach, które mnie nużyły przypominałam sobie, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że to wszystko miało naprawdę miejsce... i wracałam znów do tej pozycji tak samo zafascynowana i oczarowana jak wcześniej.

Moja ocena: 9/10

października 21, 2017

(662) Bałagan, jaki zostawisz

(662) Bałagan, jaki zostawisz
Tytuł: Bałagan, jaki zostawisz
Autor: Carlos Montero
Wydawnictwo Czarna Owca
Stron 528

Opis wydawcy:
Fascynujący thriller psychologiczny nagrodzony prestiżową Premio Primavera 

Raquel jest typową hiszpańską trzydziestolatką: nie ma dzieci, pracuje dorywczo, ma za sobą epizod depresyjny, a jej mąż jest bezrobotnym pisarzem. Kiedy w końcu udaje się jej zdobyć półroczne zastępstwo w  szkole średniej w Novariz, nie waha się ani chwili. Jednak senne i  mroczne miasteczko od początku budzi jej niechęć. Kiedy dociera do szkoły, dowiaduje się, że Viruca, poprzednia nauczycielka, popełniła samobójstwo. Już pierwszego dnia pracy Raquel otrzymuje anonimowy liścik z narysowaną szubienicą i pytaniem:
„A tobie ile czasu zostało do śmierci?“

Raquel chce dotrzeć do prawdy. Co stało się z Virucą? Czy to samo przydarzy się i jej? I dlaczego niektóre ślady prowadzą do jej męża?

Moja opinia: 
"Bałagan, jaki zostawisz" to powieść, do której lektury zostałam zachęcona za sprawą opisu wydawcy, postaci autora oraz ciekawej graficznie okładki. Potrzebowałam dobrego, porywającego thrillera, który pozwoli mi zapomnieć o codziennym zmaganiu się z życiem. Chciałam dać porwać się problemom innych ludzi, licząc na dobre zakończenie. Niestety książka Carlosa Montero sprawdzi się pod tym względem u niewielu osób. To co z początku było ciekawie zawiązaną intrygą kryminalną połączoną z dobrze skonstruowanymi wątkami obyczajowymi - z czasem stało się nużące. Bardzo fajny pomysł na fabułę został zbyt rozwleczony i w rezultacie zamiast porywającej książki czytelnik otrzymał zaledwie powieść fajną, przyjemną, ale nie zachwycającą. 

Carlos Montero w swojej książce porusza temat stalkingu, prześladowania, trudności w zachowaniu bezpieczeństwa i prywatności w sieci. Problemy głównej bohaterki biorą się przede wszystkim z tego, że ona sama o to bezpieczeństwo w odpowiedniej chwili nie zadbała. Kiedy popełniała życiowe błędy, przeżywała małżeńskie kryzysy... ślady po sobie pozostawiała w internetowych chmurach, na Facebook'u, a w momencie gdy w jej życie wkroczyły nieprzyjazne jej osoby i weszły w posiadanie tych materiałów - jej życie diametralnie się zmieniło, ona sama straciła poczucie bezpieczeństwa, a jej umysł ogarnęła panika. Weszła w grę, rozpoczęła układy ze swoimi nowymi uczniami, których podejrzewa o działanie na jej niekorzyść. W tle pozostaje cały czas sprawa samobójstwa poprzedniej nauczycielki języka. 

Viruca wkracza do rodzinnego miasteczka męża. Do małej, zbitej społeczności, której członkowie się świetnie znają, ale mówią o wiele mniej niż wiedzą. Kobieta jest traktowana jako intruz, a przy tym... sama wiele rzeczy ukrywa - czytelnik z każdą kolejną stroną poznaje ją lepiej, ale ona sama raczej nie budzi w nim zbędnej sympatii. Może to za sprawą specyficznego klimatu tej powieści? Jej relacje z mężem, jakieś takie zakłamanie w kontaktach z każdą napotkaną osobą, a jednak... tak wiele jest w niej samej prawdy i mądrości dotyczącej życia. Sporo jest w tej książce myśli, które pozostają w pamięci i szczerze (choć niekiedy boleśnie) charakteryzują współczesność oraz kontakty międzyludzkie. 

Powieść Carlosa Montero jest utworem, który zaczyna się z przytupem, ale potem... podczas rozwijania i dalszego wprowadzania czytelnika w akcję oraz rozwój wydarzeń - autor gdzieś się pogubił. Niemożliwie rozwlókł akcję... do tego stopnia, że czytanie powieści, która rozpoczęła się naprawdę intrygująco (momentami nawet porywająco!) stało się nużące i męczące - do tego stopnia, że niejednokrotnie miałam okazję odłożyć tę powieść na półkę. "Bałagan, jaki zostawisz" to książka bardzo nierówna narracyjnie, jakościowo i "napięciowo" - zaczyna się fascynująco, kończy się fascynująco, ale gdzieś po drodze robi się bardzo nieciekawie. To co udało się Montero to oddanie stanu psychicznego bohaterów - uwikłanych w zdrady, rodzinne problemy, wyrzuty sumienia, narkotyki... to bardzo udane wejście w psychikę młodego jak i starszego człowieka, dzięki czemu "Bałagan, jaki zostawisz" rzeczywiście czymś się wśród innych pozycji na rynku wydawniczym wyróżnia i na skutek tego nie zostaje od razu przekreślona w moich oczach. Nie mniej: oczekiwałam czegoś zdecydowanie lepszego.

Moja ocena: 7/10

października 17, 2017

(661) Trzech panów w łódce nie licząc psa

(661) Trzech panów w łódce nie licząc psa
Tytuł: Trzech panów w łódce nie licząc psa
Autor: Jerome K. Jerome
Wydawnictwo Vesper
Stron 248

Opis wydawcy:
"Trzech panów w łódce, nie licząc psa" to humorystyczna, XIX-wieczna powieść angielska, opisująca wyprawę i przygody trzech londyńczyków: George'a, Harrisa, nieznanego z imienia narratora (którym jest sam Jerome), oraz psa Montmorency'ego, którzy wybrali się w rejs po Tamizie i przepłynęli 123 mile (blisko 200 km) z Kingston do Pangbourne. W zamyśle autora książka miała być poważnym przewodnikiem turystycznym po Tamizie, zawierającym opisy położonych nad brzegami rzeki zabytków, ale górę wzięło ironiczne poczucie humoru Jerome'a. Komiczne zdarzenia, opowiastki i anegdotki umilające trzem panom wyprawę, przyprawione specyficznym angielskim humorem, bawią od stu lat czytelników w różnym wieku na całym świecie.

Moja opinia: 

Na "Trzech panów w łódce, nie licząc psa" czaiłam się długo i intensywnie. Kiedy ta krótka powieść, w zamyśle autora przewodnik turystyczny po Tamizie trafiła w moje ręce... zabrałam się za jej lekturę stosunkowo szybko. A gdzie ją czytałam? Oczywiście na łódce! Może właśnie przez to patrzę na powieść Jerome K. Jerome bardzo sentymentalnie? Czytając historię bohaterów, którzy źle znoszą delikatną chorobę morską - sama się z nią zmagałam. I jak bliskie było mi ich postrzeganie przeprawy łódką, ograniczeń z nią związanych. Angielski humor autora uprzyjemniał mi wakacje, mało zabrakło do tego, żeby stał się przyczyną zgubionego dowodu, wywoływał delikatny uśmiech na mojej twarzy..., a jego obserwacje na temat życia były tak bliskie, ponadczasowe (i prawdziwe!)!

Powieść Jerome K. Jerome jest inspirowana prawdziwymi podróżami, które odbywał wraz z przyjaciółmi: Georgem i Harrisem (który jest "zawsze gotów dźwignąć brzemię obowiązków i włożyć je na cudze barki"). Poczucie humoru autora jest bardzo specyficzne ("Ale nie ma róży bez kolców, jak powiedział jeden pan, kiedy zmarło się jego teściowej i dostał rachunek za pogrzeb."), ironiczne, ale myślę, że trzeba być bardzo smutną i ogromnie poważną osobą, żeby podczas lektury tej powieści nie uśmiechnąć się choć raz. W końcu nie bez powodu jest uznawana za absolutną klasykę angielskiej literatury i bawi czytelników już od 1889 roku. 

To angielski humor, pełen dystansu, subtelnej ironii, błyskotliwości, inteligencji oraz odrobiny absurdu, którego świadkiem jesteśmy podczas podróży Tamizą między Kingston a Oxfordem. "Trzech panów w łódce, nie licząc psa" nie jest powieścią obfitującą w fabułę ani akcję. Przygotowania do wyprawy jak i ona sama są jedynie pretekstem do przytaczania anegdot (często grunt pod nie przygotowywany jest nawet przez kilka stron), które bardzo często mają coś wspólnego z żeglowaniem i wędkarstwem, ale nie brakuje także tych związanych z salonowym życiem, relacjami damsko - męskimi lub pracą ("Stale odnoszę wrażenie, iż robię więcej niż powinienem. Nie znaczy to, że mam wstręt do pracy - proszę dobrze mnie zrozumieć. Lubię pracować, a nawet palę się do roboty. Praca tak mnie urzeka, że mogę całymi godzinami siedzieć i patrzeć na nią.")

Obok komizmu słownego w powieści Jerome równie ważny jest komizm sytuacyjny. Bohaterowie zdecydowanie nie radzą sobie z przeszkodami i trudnościami, które napotykają ich podczas wyprawy. Utwór tętni humorem, angielską obyczajowością i nie widać po nim, że docelowo miał być poważnym turystycznym przewodnikiem jedynie okraszonym anegdotami. Jerome K. Jerome poniosło, wydawca przymknął na to oko, kazał usunąć nieliczne poważne (i nudne) fragmenty i tym samym powstała książka, która bardzo silnie zachowała się w angielskiej literackiej historii. Czyta się lekko, szybko... to taki humor, który czytelnik łapie w lot, jednak jego natężenie nie każdemu będzie odpowiadało w równym stopniu. Nie mniej: zdecydowanie warto jej się przyjrzeć! Tym bardziej, że teraz w księgarni wydawcy kosztuje zaledwie 9 zł - to niewiele jak za kilka godzin uśmiechu / śmiechu. 

Moja ocena: 8/10

października 16, 2017

(660) Ludzie na drzewach

(660) Ludzie na drzewach
Tytuł: Ludzie na drzewach
Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo W.A.B. 
Stron 576

Opis wydawcy:

Kiedy Norton Perina podejmuje studia medyczne na Harvardzie, nikt nie podejrzewa, że arogancki młodzieniec w przyszłości zatrzęsie posadami świata nauki. Tuż przed uzyskaniem dyplomu Perina dołącza do wyprawy naukowej w niezbadane rejony Pacyfiku. Jej celem jest poznanie tajemniczego plemienia Ivu’ivu żyjącego na jednej z mikronezyjskich wysp.
Podczas gdy członkowie ekspedycji pilnie obserwują życie codzienne tubylców, uwagę młodego lekarza skupiają ludzie wyrzuceni poza nawias społeczności plemiennej – fizycznie krzepcy sześćdziesięciolatkowie, których jednak cechuje daleko posunięta demencja. Ze strzępków ich wypowiedzi wynika, że każdy z nich ma ponad sto kilkadziesiąt lat. Czyżby ekspedycja była bliska odkrycia sekretu nieśmiertelności?  

Po powrocie z wyprawy życie Nortona Periny nigdy nie będzie już takie samo. Za swe przełomowe dla świata nauki badania otrzyma Nagrodę Nobla, zyska sławę i uznanie. Za ten sukces przyjdzie jednak słono zapłacić zarówno mieszkańcom wyspy, jak i samemu Perinie. Jego spektakularna kariera zakończy się wielkim skandalem.

Moja opinia: 

"Ludzie na drzewach" to debiutancka powieść autorki bestsellerowego "Małego życia", które wywołało nie małe zamieszanie w literackim świecie. To zarazem moje pierwsze, niezdeterminowane przez "Małe życie" spotkanie z jej twórczością. Niezwykle intrygujące, poruszające, emocjonalne, wciągające, hipnotyzujące i zachwycające spotkanie, podczas którego autorka zadaje nam odwieczne pytanie o to czy genialne umysły mają prawo do życia poza normami moralnymi? Na myśl przychodzi "Zbrodnia i kara" Fiodora Dostojewskiego, której bohater zabija przekonany o moralnym imperatywie, który posiada ze względu na swą inteligencję. To jednocześnie powieść, której napisanie zajęło autorce prawie 20 lat. I to w niej widać.... jej drobiazgowość, szczegółowość, poetyczność. Yanagihara stworzyła fascynującą lekturę, o której naprawdę trudno zapomnieć. 

Głównego bohatera poznajemy z jego własnych wspomnień spisywanych z perspektywy dojrzałego człowieka w podeszłym wieku. Z tym, że w tej opowieści towarzyszy czytelnikowi redaktor tych wspomnień, przyjaciel Periny. Ten zaskakujący i piękny zabieg zastosowany już na początku lektury sprawia, że staje się jeszcze bardziej niezapomniana... to wzbogaca tę historię od pierwszych do ostatnich (jakże zaskakujących) stron. W powieści Yanagihary tym samym pojawiają się wątki rodzinne, wspomnienia dzieciństwa, ale opisany zostaje także proces dojrzewania głównego bohatera, przemiany z krnąbrnego syna, w krnąbrnego studenta aż po genialnego naukowca, noblisty, ale także człowieka, którego dotykają bulwersujące oskarżenia. Obserwacja rozwoju psychicznego  jak i naukowego Nortona jest na tyle ciekawa, że "Ludzie na drzewach" nie były dla mnie lekturą nużącą choćby przez chwilę. 

Pasjonujące były także wątki antropologiczne, ukazanie zderzenia kultur, pogoni za nieśmiertelnością. "Ludzie na drzewach" stawiają przed czytelnikami wiele pytań natury etycznej, a przy tym uwodzą narracyjnie i estetycznie. Kojarzą mi się trochę z genialną "Euforią" Lily King, lecz fabularnie ją przebijają. Jest bardzo klimatycznie - autorka posługuje się niezwykle plastycznym językiem dla opisania mikromalezyjskiej wyspy, na której toczy się wyprawa. Mrok dżungli, nasycenie kolorów, różnice kulturowe i społeczne - wszystko wyraziste, zapadające w pamięć i nadające tej powieści klimat. Szaro w powieści Yanagihary nie robi się jednak nigdy - nawet gdy akcja przenosi się do Stanów Zjednoczonych - wszystko jest nasycone, a bohaterowie z krwi i kości. 

W tej niezwykle klimatycznej i nasyconej opowieści toczy się historia poszukiwania nieśmiertelności, pogoni koncernów farmaceutycznych za lekiem, który pomógłby zachować dłużej młodość, historia niszczenia autochtonicznych cywilizacji. Bogata warstwa etnograficzna, naukowa, ale także psychologiczna "Ludzi na drzewach" sprawiają, że czytelnik bardzo dużo z niej odbiera i wyciąga dla siebie samego. Norton Perina to bohater, który od początku budził we mnie mieszane uczucia, ale zawsze bardzo intensywne - od jakiejś irytacji, złości po żal i współczucie, ale tak naprawdę główny bohater pozostaje dla czytelników swego rodzaju zagadką do samego końca. On sam niekiedy próbuje usprawiedliwiać swoje postępowanie, niektórych czynów żałuje, jest szczery, ale w tym wszystkim... bardzo często bezkrytyczny względem swojego zachowania.

Książka Yanagihary jak już wspomniałam wcześniej powstawała prawie 20 lat... nie bez powodu. Jest inspirowana prawdziwą historią, oczywiście bulwersującą laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1976 roku, Daniela Gajduska. Daniel Gajdusk tak jak główny bohater powieści (o czym dowiadujemy się już na początku) został skazany za pedofilię. Sam Gajdusk przyznał, że uprawiał seks z około 300 chłopcami, wielu z nich adoptował. Najbardziej bulwersujący nie jest wcale fakt samej pedofilii, ale reakcja środowiska naukowego i lekarskiego na świecie. Do sądu przychodziły setki listów, a ich autorzy pisali między innymi o tym, że pedofilia jest czymś naturalnym i uzasadnionym kulturalnie dla tych papajskich chłopców... oraz, że dokonania Gajduska są tak wybitne i ważne dla naukowego świata i jego rozwoju, że nie powinno go się karać za jego słabości. Wszystko to co złego zrobił zostaje zneutralizowane przez jego naukowe dokonania. Chyba nie muszę tego komentować?

Hanya Yanagihara pokazuje w swojej debiutanckiej powieści niezwykle wysoki literacki poziom. Napisała książkę, która zachwyca, jest fascynująca, pasjonująca i niesamowicie dobra. To wielowątkowy, wielopłaszczyznowy utwór, który pomimo swojej objętości nie nuży ani przez chwilę. Jest cały czas bardzo intrygujący, poruszający, momentami odrzucający lub nawet oburzający przez zachowanie głównego bohatera, ale z drugiej strony Norton Perina jest bohaterem na tyle zapadającym w pamięć, że osobiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby poznać jego losy, jego literacką wizję jeszcze bardziej pogłębioną, szczegółową, dotykającą może jeszcze bardziej aspektu ojcostwa, relacji z adoptowanymi dziećmi. "Ludzie na drzewach" to piękna, przenikliwa, niezwykle wartościowa pozycja. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.

Moja ocena: 10/10

października 15, 2017

(659) Najlepszy powód, by żyć

(659) Najlepszy powód, by żyć
Tytuł: Najlepszy powód, by żyć
Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo Znak
Stron 400

Opis wydawcy:

Wszystko trwało ułamek sekundy. Błysk ognia i nagle jestem w ognistej kuli. Dociera do mnie, że się palę. Jestem żywą ludzką pochodnią.

Dominika budzi się po kilku dniach. 
Wie, że to był wypadek, a ukochany ojciec wcale nie chciał jej zabić. 
Teraz, kiedy on jest w więzieniu, ona leży w szpitalu i walczy o życie.
Chociaż właściwie, to inni walczą za nią, ponieważ ona się już poddała. 
Ale to, co miało być końcem, okazuje się być początkiem… 

Przewrotny los stawia na jej drodze ambitnego młodego lekarza, który dostrzega w niej coś więcej niż tylko pacjentkę. Gdy on będzie leczył jej ciało, jego brat Marcel, czarna owca szanowanej rodziny, spróbuje uleczyć jej duszę.
Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Czy pęknięte serce potrafi jeszcze kochać?
I czy ktoś, kto ma tyle powodów, by się zabić, odnajdzie ten jeden, by żyć?

Moja opinia: 
Zacznijmy od tego, że Augusta Docher to literacki pseudonim polskiej pisarki. O czym ja przed lekturą nie wiedziałam, ale wielu mądrych mogłoby się odezwać, że mogłam to wywnioskować z imion głównych bohaterów - kiedy je poznałam, faktycznie fakt ten wywnioskowałam. Augusta Docher, a tak naprawdę Beata Majewska stworzyła polską powieść w nurcie tak popularnym teraz new adult. Historia mnie zaintrygowała, wykończona po ciężkim tygodniu postanowiłam sięgnąć po coś lekkiego, niezobowiązującego, choć po literaturę młodzieżową nie sięgałam już od lat. Powieść Docher w moje czytelnicze gusta się nie wpasowała - może z moimi osiemnastoma latami na karku, a przede wszystkim patrząc na literaturę, którą czytam w większości przypadków jest na nią za stara? Potrafią dojrzeć co może się w niej podobać innym czytelniczkom, dla mnie były to jednak trzy... nie do końca dobrze spędzone literacko godziny. 

Historia opowiedziana przez Docher toczy się w dwóch perspektywach czasowych: "Przedtem" i "Teraz". W "Przedtem" zostały opisane wydarzenia związane bardzo blisko z wypadkiem Dominikiem, jej walka o zdrowie, skomplikowane relacje z matką. "Teraz", czyli teraźniejszość rozgrywa się ponad dwa lata po wypadku. Czytelnik poznaje dojrzalszą niż jej rówieśnicy bohaterkę, która wiele przeszła, zniosła wiele bólu i strat. Dziewczynę z dobrego, bogatego domu, okaleczoną w wypadku, bardzo kruchą, niepewną, wycofaną społecznie dziewczynę, na którą wszyscy dziwnie patrzą, bo nosi specjalny kombinezon, mieszka sama w wielkim domu, jej ojciec jest w więzieniu, a matka nie wiadomo gdzie. 

Dominika jest postacią, która bardzo boli się zbliżenia, a jednocześnie bardzo go pragnie. Została opuszczona przez chłopaka, najbliższych przyjaciół, musiała zrezygnować z edukacji w szkole. To ambitna bohaterka, której losy wzruszają czytelnika, a jednak jej dojrzałość dla mnie wydawała się czasami niedostateczna. Na scenę wkracza Marcel, 21- latek, który rzucił studia, skupia się na piciu i zabawie, ale i jego historia jest boleśniejsza i bardziej skomplikowana niż myśli o niej z początku czytelnik. Jest dosyć obcesowym chłopakiem, który potrafi powiedzieć, że nie lubi tłustych dziewczyn (w jego ujęciu to dziewczyna, która nosi 42 rozmiar), a jednak zakochuje się w Dominice... i jej wszystkie obrażenia (jak np. brak brodawki na piersi, duża ilość blizn, prawie przezroczysta, bo naciągnięta skóra) przestają mieć dla niego znaczenia, choć rzeczywiście - początkowo robią na nim wielkie wrażenie, co próbuje ukryć przed samą Dominiką, ale co zostaje jasne dla czytelniczki, która ich historię, poznaje zarówno z perspektywy Dominiki jak i Marcela. 

"Najlepszy powód, by żyć" to romantyczna historia o radzeniu sobie z innością, pokonywaniu własnych psychicznych barier. Powieść pełna czułości i problemów, które jednak są dosyć ekstremalne i wyrastają poza katalog "typowych problemów związanych z egzystencją młodego / starego człowieka". Mi osobiście coś w tej powieści nie gra... historia Dominiki i Marcela nie wywoływała u mnie wielkiego wzruszenia ani innych emocji. Czytałam, poznawałam, ale rozstałam się z tą historią bez żalu, choć przyznaję: zakończenie jest bardzo intrygujące. Na tle wielu świetnych pozycji, które przeczytałam w ostatnim czasie powieść Docher wypada przeciętnie, żeby nie powiedzieć, że słabo. Książka autorstwa Docher jest nierówna fabularnie - ciekawy pomysł na fabułę nie do końca dobrze został wykorzystany, niektóre dialogi były słabe, banalne, irytujące... bohaterowie też byli jacyś nierówni, momentami sztuczni - nie zakochałam się w nich.  Ich los mnie nie przejął, nie doprowadził do łez. Pozostawił mnie obojętną. Jednak... autorce należą się brawa za ukazanie kłopotliwych relacji damsko - męskich w obliczu niedoskonałości jednej ze stron, ukazania; że wygląd, kiedy poznamy bratnią duszę nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Żałuję jedynie, że autorka nie zrobiła tego w trochę lepszym stylu. 

Moja ocena: 6/10 Dobra

października 04, 2017

(658) Mroczne zakamarki

(658) Mroczne zakamarki
Tytuł: Mroczne zakamarki
Autor: Kara Thomas
Wydawnictwo Akurat
Stron 412

Opis wydawcy:
W Fayette, prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii, na każdym kroku czają się ponure tajemnice. Tessa, która wyjechała stąd w dzieciństwie, cały czas starała się nie myśleć o tym, co wydarzyło się tamtej letniej nocy. Tak mroczne przeżycia mogą zostawić w pamięci niezatarty ślad, jeśli tylko im się na to pozwoli.
Callie, jej przyjaciółka, została w Fayette. Przeprowadziła się do innego domu, więc nie musi codziennie patrzeć na te same ściany, ale Callie zawsze była tą silniejszą. Dlatego potrafi stawiać czoła demonom i ma nadzieję, że pewnego dnia znikną na dobre, jeśli będzie ostro imprezowała.
Jako dziewczynka Tessa nigdy nie rozmawiała ze swoją przyjaciółką o tym, co wtedy widziały. Nie przed procesem, w którym obie zeznawały. Ani tym bardziej potem. Po procesie Callie zamknęła się w sobie, a Tessa wyjechała, co tylko sprawiło, że przyjaciółki całkowicie straciły ze sobą kontakt.
Ale od wyjazdu Tessę nurtują pytania. Pewne rzeczy nieustannie budziły jej podejrzenia. A teraz musi wrócić do Fayette – tam, gdzie Wyatt Stokes czeka w celi śmierci na proces apelacyjny, gdzie przed laty zginęła Lori Cawley, kuzynka jej przyjaciółki, i gdzie ukrywa się ktoś, kto może znać prawdę.

Moja opinia: 
Okładka powieści Kary Thomas zachęca do lektury i przywodzi na myśl mroczne kryminały/thrillery/horrory... w rezultacie zaś czytelnik otrzymuje powieść obyczajową z rozbudowanym wątkiem kryminalnym, ale za to jakim! Nie mam wątpliwości co do tego, że "Mroczne zakamarki" to idealna powieść dla osób, które nie zaczytują się na co dzień w kryminałach /thrillerach/horrorach. Zaczytujące mogłyby oczywiście stwierdzić, że powieść Thomas jest mało mroczna, ale chyba nawet oni nie odmówią przyznania, że jest niezwykle zawikłana i zaskakująca. Autorka zaczyna dosyć niepozornie przywodząc na myśl wydaną niedawno powieść "Miasteczko kłamców", ale kończy z wielkim przytupem, wbijając czytelnika w miejsce na którym obecnie siedzi i pozostając ze swoją powieścią długo w jego pamięci. Oczywiście nie jest to genialna, wybitna proza, ale jeśli szukamy od literatury rozrywki w dobrym stylu, powieści, która porwie nas na kilka godzin i nie pozwoli się od siebie oderwać to "Mroczne zakamarki" są do tego idealną pozycją. 

Morderstwo sprzed laty i spotkanie przyjaciółek sprzed laty. Niewyjaśnione tajemnice, nocne strachy i kolejna zbrodnia do której dochodzi po powrocie bohaterki. Ten początek - niejednokrotnie już w literaturze się pojawiający może odstręczać czytelników. Fabuła początkowo jak z żywca wzięta z powieści Megan Mirandy "Miasteczko kłamców". Przeprowadziłam jednak małe prywatne "śledztwo" i odkryłam, że oryginalnie, to właśnie "Mroczne zakamarki" pierwsze miały swoją premierę - jedynie dwa miesiące wcześniej, ale zawsze. Więc nie zwracam na to uwagi, bo przecież tak naprawdę "Miasteczka kłamców" mogłam nigdy nie przeczytać, a tym samym nie dopatrzyć się podobieństw. Analizuję wrażenia z lektury powieści Thomas w oderwaniu od innych literackich doświadczeń i dochodzę do wniosku, że otrzymałam więcej niż się spodziewałam. 

Po latach intensywnego czytania stałam się raczej spokojnym czytelnikiem, który nie zarywa dla książek nocy, nie rozkopuje koca w irytacji, nie dostaje wypieków ani nie rzuca książką, kiedy coś dzieje się nie po jego myśli. Książka Kary Thomas to we mnie zmieniła, sprawiła, że ekscytowałam się lekturą tego typu powieści jak już to od dawna nie miało miejsca. W "Mrocznych zakamarkach" autorka z początku zapoznaje nas z kolejnymi skrawkami i elementami życia bohaterki, które złożyła się na jej dzisiejszą osobowość (swoją drogą taką, która niekoniecznie wzbudza wielką sympatię czytelnika, a może raczej kilka gramów współczucia), ale choć w niektórych zagranicznych opiniach możemy przeczytać, że mamy do czynienia z thrillerem psychologicznych - radziłabym odchodzić zarówno od nazywania tej powieści thrillerem jak i powieścią psychologiczną. Pomimo tego, że zadatki na takową ma. Docieramy do wydarzeń sprzed 10 lat, do życia dwóch 8-9 latek, które zostają zmanipulowane przez dorosłych, śledczych, aby doprowadzić do skazania człowieka. Dorastają, dojrzewają, ale nie wyrastają ze świadomości, że to ich zeznania sprawiły, że człowiek został skazany na śmierć. Pomijając już nawet aspekt winny czy niewinny - zachowania śledczych z tamtego okresu budzą w czytelniku i obawy. Winny zawsze się znajdzie? Dajcie mi winnego, a dowody się znajdą? 

Autorka zdecydowała się na przedstawienie dwóch zupełnie różnych dziewczyn, które wychowywały się w różnych domach, w różnych środowiskach i których życie potoczyło się różnie, choć zdeterminowała je te same wydarzenia. Po latach spotykają się na tej samej płaszczyźnie i uczestniczą w tych samych wydarzeniach, które ponownie ich ze sobą łączą. Może nie czynią ich przyjaciółkami, ale przynajmniej sojuszniczkami... I nagle "Mroczne zakamarki" nabierają naprawdę szybkiego tempa, a jedna tajemnica goni drugą. Akcja staje się coraz bardziej zawikłana, rodzinne tajemnice przeplatają się z wydarzeniami dotyczącymi morderstw, krąg podejrzanych się poszerza, a kiedy wydaje się, że doszliśmy już do rozwiązania zagadki... następuje nagły zwrot - okazuje się, że to był dopiero początek, a tak naprawdę zmierzaliśmy ku zupełnie innej prawdzie.

"Mroczne zakamarki" Kary Thomas to rewelacyjna powieść na jeden z jesiennych wieczorów. Wciąga, zaskakuje, a pod koniec... niejednemu czapka zleci z głowy. Jest niebanalnie, jest ciekawie, jest emocjonująco, niezbyt mroczno, ale tempo akcji wzrasta i sprawia, że książka naprawdę zapiera dech w piersiach, a czytelnik staje się niespokojny. Częściowym zaskoczeniem było dla mnie z pewnością to, że główna bohaterka znajduje się gdzieś na granicy między byciem nastolatką (a takich bohaterek na chwilę obecną w literaturze unikam) a dorosłą młodą kobietą. To wszystko sprawia, że "Mroczne zakamarki" ujmą szczególnie nie dość, że czytelniczki, które nie czytają dużo thrillerów to także te, które szukają w powieści przyjaźni, rodzinnych tajemnic, ale w obliczu młodej, jeszcze nie do końca doświadczonej, choć zdecydowanie niegłupiej bohaterki. Co więcej! Jej przenikliwość była momentami naprawdę zaskakująca i to co mi się bardzo podobało... to, że między bohaterkami występowała dobra interakcja dzięki czemu nie dochodziło do czegoś takiego, że jedna drugiej zapomniała o czymś powiedzieć na skutek czego wpadały w tarapaty. Literacki debiut Kary Thomas czyta się naprawdę dobrze, autorka posługuje się dobrym językiem, potrafi stopniować napięcie, stworzyła niebanalną historię, która trzyma w napięciu jeszcze długo po skończeniu lektury... W dodatku to idealna pozycja dla czytelniczek, które nie chcą nawet słyszeć o wątku miłosnym.

Moja ocena: 8+/10

października 02, 2017

(657) Sztuka oddechu

(657) Sztuka oddechu
Tytuł: Sztuka oddechu
Autor: Danny Penman
Wydawnictwo Znak
Stron: 128
Opis wydawcy:

ZAPANUJ NAD ODDECHEM, A ZAPANUJESZ NAD SWOIM ŻYCIEM
Oddychasz 22 000 razy dziennie. Ilu oddechów jesteś świadomy?
Zaczynamy i kończymy nasze życie oddechem. To oddech odzwierciedla nasze emocje, sprawia, że czujemy się silni i mamy kontrolę nad naszym ciałem. 
Danny Penman, światowej sławy trener uważności, pokazuje, że tak naturalna czynność życiowa jak oddychanie to cenny skarb, który może poprawić jakość życia, jeśli tylko będziemy ją wykonywać bardziej świadomie.


Moja opinia: 
"Sztuka oddechu" to kolejna z książek pokazujących jak funkcjonować, jak żyć... aby osiągnąć chociażby względny spokój i szczęście ze swojej egzystencji. Danny Penman poleca skupić się na świadomym oddychaniu, a tym samym treningu uważności, czyli mindfullness. Mindfullness to trening polegający na skupianiu się na chwili obecnej - bez cofania się w przeszłość i wybiegania w przyszłość. To wszystko ma prowadzić ku odstresowaniu się, przejęciu kontroli nad swoim życiem. Są różne metody i sposoby medytacji - powtarzanie jak mantry wybranych słów, liczenie czy też skupienie na oddechu, które proponuje nam autor w tej ślicznie wydanej pozycji. 

Danny Penman oprócz tego, że jest pisarzem, dziennikarzem, światowym trenerem uważności... jest przede wszystkim człowiekiem, którego oddychanie uratowało. Uległ wypadkowi podczas lotu paralotnią. Połamany czekał na ratunek... jedno wiedział na pewno - jeśli zamknie oczy... ryzyko, że już ich nie otworzy jest ogromne. Był sam. Sam na sam ze swoim bólem i oddechem. Postanowił skupić się na tym drugim. Osiągnął stan spokojnego wyciszenia, głębokiej uważności, mindfullness - to go uratowało.  Sztuka oddychania jemu ocaliła życie, wielu osobom pomogła poradzić sobie z bólem, pokonać depresję. Oddech to coś nierozwiązalnie związanego z naszym życiem, z nami samymi, od dnia narodzin aż do dnia śmierci. To naturalna terapia? 

Treść książek tego typu zazwyczaj w mojej głowie po lekturze się zaciera. Lubię je czytać, lubię robić postanowienia wniesienia myśli w nich zawartych do swojego życia, wykorzystania porad, osiągnięcia stanu mindfullness. "Sztuka oddechu" nie jest pierwszą książką tego typu z jaką mam do czynienia, ale chyba pierwszą tak konkretną. Autor skupia się na przedstawieniu kilku sposobów medytacji, która przy regularnym wykonywaniu rzeczywiście może przynieść efekty. Mam wrażenie, że odwoływanie się do oddechu w sytuacjach stresowych to coś normalnego... wyrównywanie oddechu, jego liczenie, skupienie się na nim - na jego głębokości i czasie. Penman te medytacje jednak pogłębia. Samo czytanie o nich niejednokrotnie przyprawiało mnie o dreszcz i rozluźnienie. "Sztuka oddechu" nie zrewolucjonizowała mojego życia, ale jest z pewnością najładniej wydaną, najciekawszą i najkonkretniejszą książką dotyczącą mindfullness dla laików z jaką dotychczas się spotkałam. Zachwyci fascynatów tematu, a dla takich ignorantów jak ja... pozostanie niekrzywdzącą pozycją. 

Moja ocena: brak.

października 01, 2017

(656) Przed premierą: Księga nocnych kobiet

(656) Przed premierą: Księga nocnych kobiet
Tytuł: Księga nocnych kobiet
Autor: Marlon James
Wydawnictwo Literackie
Stron 480

Premiera: 12.10.2017

Opis wydawcy:
Lilit rodzi się jako niewolnica, ale nikt nie potrafi jej zniewolić. W jej żyłach płynie „krew Kromanti, co nigdy nie zna stanu niewolnego, zmieszana z białą krwią, co zawsze zna wolność, i gna w żyłach Lilit jak pożar lasu”. Inne niewolnice dostrzegają w dziewczynie obecność ciemnych, pradawnych mocy. Patrzą w zielone oczy tej „rogatej duszy” z podziwem i przerażeniem. Widzą w Lilit sprzymierzeńca w swojej sprawie – w zaciszu pobliskiej jaskini planują bowiem rewoltę przeciwko znienawidzonemu massa, nadzorcom i batowym. Z czasem jednak niepokorna czarna dziewczyna zaczyna stanowić zagrożenie dla pozostałych negra. Jej lojalność wobec białego massa może zaprzepaścić długie przygotowania...

Moja opinia:
Hipnotyzująca, niezwykła, pochłaniająca, wielkie literackie wydarzenie, niezapomniana, przepiękna, choć miejscami brutalna opowieść o niewolnictwie, brudach historii, sile kobiet i istocie przyjaźni  w ekstremalnych sytuacjach i momentach dziejowych. Marlon James to autor, z którego twórczością po raz pierwszy zetknęłam się podczas mordęczej lektury "Krótkiej historii siedmiu zabójstw" - nowatorstwo języka, które tam ukazał, zabiegi stylistyczne... to wszystko sprawiło, że równie wielu ludzi ją znienawidziło jak i pokochało. To było niesamowite, inspirujące, ale także naprawdę trudne literackie doświadczenie. W "Księdze nocnych kobiet" autor prezentuje zupełnie inny styl i rezygnuje z nowatorstwa językowego, ale i tak tworzy książkę iście epicką, niezwykle poruszającą i pokazuje, że posiada niesamowite literackie umiejętności. Nowatorski staje się więc sam poziom literackiego kunsztu Jamajczyka. "Księgę nocnych kobiet" powinien przeczytać każdy. Dla mnie to do tej pory najlepsza książka 2017 roku. Niezapomniana, zapadająca w pamięć, niezwykle porywająca... książka dla której rzuca się wszystko, porzuca wszelkie obowiązki. 

Hippolyte Taine, francuski filozof doby pozytywizmu uważał, że ludzie są zdeterminowani przez środowisko, rasę i moment dziejowy (rozumiany jako poziom rozwoju intelektualnego człowieka). Historia Lili zdaje się to potwierdzać. Rodzi się jako niewolnica, jej los zostaje z góry przesądzony - ma służyć białym panom. Niewolnictwo to w owym czasie coś zupełnie normalnego. Dziwniejszego jest nieposiadanie niewolników niż ich posiadanie. Być może sytuacja bohaterów książki Marlona Jamesa jest tym trudniejsza, że ma miejsca na Jamajce, będącej angielską kolonią, a więc w pewnym oddaleniu od cywilizowanych enklaw, gdzie o prawa czarnoskórej ludności zaczyna już się walczyć. Marlon James kanwą swej powieści uczynił niewolnictwo, ucisk czarnoskórej ludności, ich brutalne traktowanie, egzekucje, ale także walkę o wolność. Walkę podczas której zginęły tysiące, ale która zakończyła się w 1833 roku zniesieniem niewolnictwa na Jamajce. Marlon James jest podczas opisywania historii inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami brutalny, szczegółowy, naturalistyczny, zachowuje dbałość o najmniejsze detale, kreśli wszystkie sceny tak wyraziście, że czytelnik ma je przed oczami. Wręcz namacalny terror obecny na jamajskich plantacjach w XVIII i XIX wieku, który budzi bunt i odrazę. Tym samym "Księga nocnych kobiet" to powieść dla osób, które o "Powrocie do domu" Yaa Gyasi mówiły, że jest to powieść kładąca zbyt mały nacisk na problem niewolnictwa. Marlon James postępuje odwrotnie - kładzie wyraźny nacisk, obrazuje, szokuje, przygląda się, ale jednocześnie... potrafi wydobyć ze swojej powieści prawdziwe piękno. 

Marlon James napisał książkę przemyślaną od A do Z, wywołującą w czytelniku bardzo silne emocje. Na każdej stronie, za sprawą każdego zdania. Barwni bohaterowie, a wśród nich główna bohaterka - krnąbrna, niepoprawna, uparta, nieakceptująca żadnych autorytetów, przeklinająca, niepokorna, ściągająca na siebie niebezpieczeństwo za niebezpieczeństwem, karę za karą. Nie jest potulnym barankiem, ani niewinną pokrzywdzoną przez życie osobą. Jej zachowanie często wzbudzało we mnie irytację, niekiedy budziło nawet odrazę. Książka Marlona Jamesa to chyba jedna z niewielu książek, które za sprawą irytującej głównej bohaterki nie straciły w moich oczach. Jedna z niewielu książek, w których krnąbrna bohaterka jest niesamowitym atutem. Jej niewyparzony język, niezgoda na los, nawet poczucie bycia kimś lepszym... oczywiście w pewnym momencie popadamy z jednej skrajności drugiej - nagle to biali stają się tymi gorszymi "rasowo". Szybko jednak okazuje się, że wszyscy ludzie, niezależnie od koloru skóry... są równie podatni na wpływ zawiści i poczucia urażonej dumy. 

A kobiety? Wszystkie są tak samo dumne, pewne siebie i zdeterminowane by walczyć o to co kochają. Powieść Marlona Jamesa to tym samym także bardzo niekonwencjonalna historia damskiej przyjaźni. Takiej szczerej, bolesnej i ogromnie prawdziwej. Główne skrzypce w jego powieści jak łatwo się domyślić grają właśnie one - kobiety. Mające w sobie coś z kochanych matek, ale także strasznych czarownic i zaklinaczek, dziwek i czułych kochanek, sióstr i córek, ale także kobiet żądnych zemsty, niekiedy także morderczyń. To czarne i białe kobiety dyrygują światem w "Księdze nocnych kobiet" - to one rozdają karty, decydują o losie ludzi... to one walczą, to one nienawidzą, to one kochają. To one nadają rytm i piękno tej powieści.

"Księga nocnych kobiet" to księga emocji i ludzkich zachowań. Opowieść o żądzy zemsty, lojalności, kobiecej sile, miłości, cielesności, dojrzewaniu, marzeniach, cierpieniu, podeptanej godności, gwałtach, zniewoleniach i walce o wolność. Marlon James napisał mroczną, dopracowaną w każdym najdrobniejszym szczególe powieść. Autor pokazuje, że świat nie jest czarno - biały, a ludzkie wybory są zdeterminowane przez wiele czynników. Świat nie jest prosty... tak samo jak ludzka psychika. "Księga nocnych kobiet" to hipnotyzująca powieść, w której autorowi "Krótkiej historii siedmiu zabójstw" udało się zgrabnie, niezwykle lirycznie przedstawić historię niewolnictwa, walki o wolność, ale także obraz relacji na poziomie niewolnik - pan, relacje panujące wśród niewolników... ten obraz jest niekiedy bardzo brutalny przez swą prawdziwość, świadomość tkwiącą w czytelniku, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Piękna, poruszająca, obowiązkowa lektura. Do pokochania i zapamiętania. 

Moja ocena: 10/10