marca 18, 2019

(706) Wzloty i upadki młodej Jane Young

(706) Wzloty i upadki młodej Jane Young
Tytuł: Wzloty i upadki młodej Jane Young
Autor: Gabrielle Zevin
Wydawnictwo W.A.B. 
Stron 352

Opis wydawcy:
W dzisiejszych czasach Hester Prynne nie musiałaby nosić szkarłatnej litery, żeby być napiętnowana do końca życia. Wystarczyłoby kilka wpisów w sieci.

Aviva Grossman, młoda ambitna stażystka kongresmena, popełniła błąd, nawiązując romans ze swoim żonatym szefem. Sprawę pogarsza odkrycie anonimowego bloga dziewczyny, na którym opisywała szczegóły tego związku. W dobie masowych mediów i internetu Aviva nie musi już nosić szkarłatnej litery na piersi. I tak wszyscy wiedzą, że jest rozpustnicą.

Kilkanaście lat później kariera kongresmena – podobnie jak jego małżeństwo – nadal ma się świetnie. W przeciwieństwie do Avivy. Ona musiała zacząć wszystko od nowa, porzucić marzenia o polityce, a przede wszystkim wyprowadzić się do innego stanu i zmienić nazwisko. Teraz przeszłość dopada ją w tym samym momencie, gdy jej córka Ruby, którą samotnie wychowuje, odkrywa prawdziwą tożsamość matki…

Moja opinia: 
Gabriella Zevin to autorka mojej młodości – inna powieść jej autorstwa, „Gdzie indziej” była wtedy jedną z najważniejszych książek mojego życia, przemówiła do mnie w niebywały sposób; poruszyła i była mi niesamowicie bliska, a przy tym przyznaję – uroniłam przy niej kilka łez wzruszenia. Od tego czasu minęło jednak kilka znaczących lat. Po „Wzloty i upadki młodej Jane Young” sięgnęłam po trochu z ciekawości, po trochu z sentymentu. Ta powieść zdecydowanie nie zrewolucjonizowała mojego literackiego życia, ale zapewniła kilka godzin dobrej rozrywki. Od kilku miesięcy sięgam w większości literaturę wnoszącą coś do mojego życia, najczęściej zaliczaną do reportażu lub klasyki – w chwili słabości sięgnęłam jednak po powieść Zevin i nie żałuję. To była literacka przyjemność, rozrywka na naprawdę dobrym poziomie. Przeczytałam ją ekspresowo, nie zapadła mi jakoś wyjątkowo mocno w pamięć, ale zostawiła po sobie miłe wrażenie. Naprawdę dobra, dobrze i ciekawie napisana reprezentantka literatury kobiecej. 

Z literaturą kobiecą zazwyczaj mi nie po drodze. Wymagam od niej poruszania także innych problemów niż rodzicielstwo czy problem ze znalezieniem faceta. Gabrielle Zevin daje coś więcej. Historia Avivy może w zbudzać w czytelnikach różne emocje. Bez wątpienia jednak zwraca uwagę na ważne zagadnienie społeczne. Aviva zakochała się w o wiele starszym od siebie, żonatym kongresmenie, który mógłby być jej ojcem. Za tym nie stała jednak jej pazerność, chytrość, czy brak skrupułów… Choć bez wątpienia nie była bez winy – stała się po części ofiarą manipulacji. Kierowała nią miłość, poparta jeszcze dodatkowo (i w pewien sposób wzmocniona i utwierdzona w swej słuszności) opowieściami o braku miłości w małżeństwie, zbliżającym się rozwodzie… Historii jak wiele. Ale dlaczego to najczęściej kobiety, często młode, zakochane nieszczęśliwie dziewczyny stają się obiektami społecznego ostracyzmu? A mężczyźni wracają do żon, dzieci i domów ze spuszczoną głową tłumacząc się kryzysem wieku średniego, stresem, problemami w pracy, poczuciem stania w miejscu, próbą złapania ostatnich powiewów młodości. Zostają rozgrzeszeni, bo przecież to te młode dziewuchy ich uwiodły. Po rozgrzeszeniu, ewentualnej pokucie i zadośćuczynieniu wracają do swojego „starego” życia. Kobiety mają zazwyczaj trudniej – i nie mam tu jedynie na myśli zranionego serca (zazwyczaj „ukochani” się ich w podbramkowej sytuacji wyrzekają.)

Czytelnik może stwierdzić, że Aviva jest sama sobie winna… kiedy romans wyszedł na jaw, jednym z najbardziej obciążających ją faktów był internetowy pamiętnik, w którym dokładnie opisała swój związek z kongresmenem. Możemy zadać oczywiście takie samo pytanie jak jej mama… a mianowicie dlaczego nie mogła prowadzić tradycyjnego pamiętnika – tym bardziej, że w internecie nic nie ginie. Jednak co się stało to się nie odstanie. Warto wspomnieć, że „Wzloty i upadki Jane Young” nie są jedynie opowieścią o Jane Young, a o kobietach w ogóle. Poznawanie historii opowiedzianej w tej powieści z różnych perspektyw pozwala spojrzeć na ten romans od strony nie tylko jego samego, ale także jego przyczyn… i przede wszystkim skutków. Cztery kobiety: Aviva jako młoda dziewczyna i dorosła trzydziestotrzyletnia kobieta, jej córka, matka i żona kongresmena. Wszystkie one w jakiś sposób zostały dotknięte przez zachowanie Avivy i kongresmena. To wywarło wpływ na ich życie…  tym bardziej, że sprawa stała się medialna. W pamięci ludzi została na lata.

Cztery punkty widzenia, różny wiek kobiet, mentalność, poglądy na życie… i sytuacja w której się znajdują sprawiają, że każda kobieta – niezależnie od wieku może znaleźć w tej książce bohaterkę, perspektywę, która do niej przemówi. „Gdzie indziej” mnie zachwyciło, ale byłam dużo młodsza… i miałam za sobą  zdecydowanie mniej przeczytanych książek. Tym bardziej jestem zaskoczona tym jak duże wrażenie wywarła na mnie powieść o Avivie.  Jest zabawna, poruszająca… i przede wszystkim inteligentna. Nie miałam ani przez chwilę wrażenia, że czytam coś pustego. Mimo trudnego tematu, jaki porusza… niejeden raz spowodowała, że zrobiło mi się cieplej na sercu, tak samo jak w przypadku „Między książkami” Zevin.

„Wzloty i upadki młodej Jane Young” są odpowiedzią na dzisiejszy świat, którym jesteśmy bardzo srodzy i chętnie wydajemy osądy. Zarówno względem innych jak i samych siebie. Wydajemy osądy, mówimy o nich głośno, skreślamy ludzi po zaledwie jednym potknięciu czy też gorszym dniu, oceniamy ludzi po okładce, a zapominamy patrzeć na nich całościowo. Jako na zbitek emocji, ludzkich doświadczeń, problemów i oczekiwań. Mamy coraz większym problem z wyjściem poza określoną sytuację… z ujrzeniem całego tła. Nie tylko skutków, ale także przyczyn. To opowieść o ludzkich błędach, która pokazuje jak łatwo  w dobie internetu jest kogoś oczernić i przekreślić. 

Ładunek tematyczny  tej powieści jest cięższy niż ten pojawiający się w innych książkach Zevin, przez co powieść wraz ze swoją problematyką nie przypadnie do gustu nastolatkom – problemy poruszane tym razem przez autorkę mimo, że w pewnej dozie są uniwersalne… to jednak kwestia obrania za główny motyw, z którego wynikają wątki poboczne  - romansu – zawęża grono odbiorców. Metki, stereotypy, narzucane przez społeczeństwo ograniczenie – główna myśl płynące ze „Wzlotów i upadków młodej Jane Young”  to fakt, że mimo tego wszystkiego warto podążać za swoimi marzeniami i pragnieniami. Błędy nie powinny determinować i przekreślać naszego życia… Szeroko rozbudowany został wątek psychologiczny umieszczony w książce Zevin – bohaterki radzą sobie z krępującymi wydarzeniami w różny sposób… niektóre nie potrafią uporać się ze wstydem przez lata. Inne potrafią ruszyć dalej… Zevin stworzyła odrobinę feministyczną powieść, którą rewelacyjnie się czyta…, a raczej pochłania. Otwiera oczy i zmusza do przeanalizowania własnych osądów. Dodatkowo jest piękną opowieścią o relacjach na linii matka -  córka, wraz ze związanymi z nimi problemami, zawikłaniami, próbami zrozumienia, tolerancją oraz trudną sztuką wspierania i wybaczania. 


marca 06, 2019

(705) Kroniki

(705) Kroniki
Tytuł: Kroniki. 
Autor: Bob Dylan
Wydawnictwo Czarne
Stron 240

Opis wydawcy: 
Kiedy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczynał swoją przygodę, amerykańska scena muzyczna była dosyć monotonna. Popularne stacje radiowe nadawały piosenki łatwe i przyjemne. Słuchacze dopiero czekali na rewolucję, nową energię i nowe życie. Dylan nie chciał być rewolucjonistą, ale i nie wpisywał się w promowany przez radio nurt muzyki popularnej. Robił swoje, nie przejmując się, że – jak mu się zdawało – nie ma szans na komercyjny sukces. Muzykę folkową uważano wtedy za coś gorszego: trochę prostacka, trochę wstydliwa. Ale Dylan chciał ją grać – i żeby grać, porzucił dom, rodzinę i wyruszył do Nowego Jorku – miasta legendy i mekki artystów.
Kroniki to zapis pierwszych muzycznych doświadczeń i niezwykłych spotkań, które zapoczątkowały karierę jednego z najważniejszych artystów XX wieku.

Moja opinia: 
Kiedy w 2016 roku Bob Dylan otrzymał nagrodę Nobla... wybuchło wiele dyskusji (zresztą jak zawsze) odnośnie tego czy piosenkarz na pewno swoim dorobkiem literackim na nią wystarczająco zapracował - dyskusje były tym żywsze, że główną literaturą tworzoną przez Dylana są jego piosenki. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o kronikach (a w sumie kronice) jego autorstwa, na której wydanie już w 2014 roku zdecydowało się wydawnictwo Czarne. Co ciekawe... były wtedy zachwalane również przez moją polonistkę, która była zafascynowana ich zwykłością i faktem, że Dylan opisał nawet robienie tostów. Mnie może tak nie zafascynowała, ale bez wątpienia to dobra książka. Zdecydowanie nawet dla osób niezainteresowanych muzyką, postacią Dylana. To ujmująca swą prostotą historia o chłopaku, który wyruszył z wioski do wielkiego miasta... i zawojował cały świat swoją muzyką. 

"Kroniki" przez kilkanaście tygodni znajdowały się na listach bestsellerów, choć... zdecydowanie nie są bulwersujące, nie poruszają żadnych tematów tabu jak seks, ćpanie, romanse czy też aspekt żydowskiej tożsamości. Bob Dylan skupia się w nich na swoich muzycznych początkach i Nowym Jorku lat 60. Przestrzeni sztuki i muzyki, na którą jednak pewien cień rzuca wojna, a także obecna sytuacja polityczna. To zbiór spisanych bez patetyzmu, na pozór zupełnie zwykłych wspomnień. Bardzo luźnych refleksji, obdartych z jakiekolwiek pikanterii i sensacji.

240 stron "Kronik" może inspirować, stanowić bezpieczną przystań, uspokajać przez ukazanie zwykłości wielkiego człowieka. Nie jest to jednak biografia. Dylan pokazuje czytelnikom tylko i wyłącznie to co chce. Wpuszcza i wypuszcza ze swojej głowy i serce... Pisze tak jak mu się podoba i choć jego język jest dopracowany, to jednak sama konstrukcja książki nierówna. Są fragmenty, które porywają zwykłością ukazanych wspomnień... a są takie, które zasypują czytelnika dziesiątkami nazwisk, które dla Polaka, który nie jest zafiksowany na punkcie muzyki - nie będą miały żadnego znaczenia. Po przeczytaniu całości, po zdobyciu wiedzy, że kolejnych części kronik Dylana nie będzie... nie wiem co myśleć o tej książce. Ale jedno jest pewne: jeśli jesteście fanami Dylana - musicie ją przeczytać. 

Za książkę serdecznie dziękuję księgarni megaksiazki.pl :)

marca 03, 2019

(704) Szklany klosz

(704) Szklany klosz
Tytuł: Szklany klosz
Autor: Sylvia Plath
Wydawnictwo Marginesy
Stron 344
Opis wydawcy: 
Esther jest wyjątkowo inteligentna, piękna, utalentowana, jednak powoli jej świat się rozpada – i być może nie ma już dla niej ratunku.
Kiedy ma dziewiętnaście lat, przyjeżdża do Nowego Jorku – miasta spełnienia, szczęścia, zabawy, kariery – na miesięczny staż w redakcji miesięcznika dla dziewcząt. Ma poznać miasto, spędzić miło czas. Esther nie potrafi się jednak odnaleźć. Nie ma ochoty na nocne zabawy, nie umie znaleźć odpowiedniego towarzystwa, jest zniechęcona. Odkrywa, że dobre oceny, które zawsze zdobywała w szkole, tutaj nie mają znaczenia. Esther nie umie zdecydować, na czym jej zależy, co ją interesuje, czy w ogóle istnieje taka rzecz. Nie czuje się taka jak inne dziewczyny – śliczne, uśmiechnięte i zadowolone z życia. Przychodzi załamanie…

Moja opinia: 
"Szklany klosz" to amerykańska powieść, która chodziła za mną od lat. Odstraszała jednak swoją melancholią, smutkiem i pozorną trudnością. Jej wznowienie za sprawą wydawnictwa Marginesy stało się dla mnie idealnym pretekstem do sięgnięcia po nią. Paradoksalnie... cieszę się, że do tego literackiego spotkania doszło dopiero teraz. Czułam się przygotowana na spotkanie z prozą Sylvii Plath, na zetknięcie się z zagadnieniami poruszanymi w "Szklanym kloszu". Lata stykania się z problemem depresji i zaburzeniami osobowości pozwoliły mi podejść do tej książki z odpowiednią dawką wyrozumiałości i dojrzałości psychicznej. "Szklany klosz" czytałam jako dojrzała, młoda kobieta bez fascynacji śmiercią, samookaleczeniem i próbami samobójczymi. W gimnazjum wiele dziewczyn okaleczało się, a przy tym czytało z zafascynowaniem książkę Coelho "Weronika postanawia umrzeć". Mnie ta fascynacja ominęła. W "Szklanym kloszu" odnalazłam inny skrawek siebie - utożsamiałam się z bohaterką na poziomie młodej kobiety wchodzącej w etap decydowania o sobie, o tym jak będzie wyglądało jej życie w przyszłości, robienia planów i podejmowania prób określenia samej siebie. 

"Wiedziałam, że róże, pocałunki i intymne kolacyjki po restauracjach mężczyźni fundują swoim dziewczynom tylko w okresie narzeczeństwa. Natychmiast po ślubnej uroczystości ogarnia ich jedno jedyne skryte pragnienie. Chcą, żeby żona rozłożyła się pod ich nogami, jak ta mata w kuchni pani Willard. Nawet moja własna matka opowiadała mi pewnego razu, że gdy powróciła z podróży poślubnej [...] papa westchnął z ulgą i powiedział: - No, nareszcie będziemy mogli przestać się wygłupiać i być sobą! - i od tego dnia moja matka nie zaznała już ani chwili radości."

Sylvia Plath, "Szklany klosz" 

Poruszający monolog młodej kobiety, która wkracza w wielki świat, ale nie potrafi korzystać i cieszyć się w pełni z tego, co jej oferuje. Ta depresja towarzyszy Esther już w Nowym Jorku. Zostaje zmuszona do zetknięcia się ze światem i zaczyna rozumieć, że to, że zawsze była prymuską, miała najlepsze oceny - w życiu pozaszkolnym / pozauczelnianym nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się to, żeby być w czymś najlepszym... wtedy bycie bardzo dobrym we wszystkim ma o wiele mniejsze znaczenie. W tym najtrudniejszym momencie, kiedy ma zadecydować o swojej przyszłości - nie daje rady. Informacja o niedostaniu się na kursy literackie stanowi ostateczny cios - a plan zostania pisarką nagle wydaje się nierealny. Depresja, poczucie wyalienowania wygrywa. Próby samobójcze, szpital psychiatryczny i długie próby dochodzenia do zdrowia... wynurzanie się i zanurzenie w ciemnej otchłani... 

Sylvia Plath wydała "Szklany klosz" pod pseudonimem w 1963 roku. Niecały rok później popełniła samobójstwo. Może dlatego "Szklany klosz" jest tak autentyczną, przejmującą opowieścią. Opisuje obawy i pragnienia nie tylko Esther / czy też samej Sylvii, a pokoleń młodych ludzi, którzy stają na rozdrożu i na progu dorosłości stykają się z wieloma trudnościami i wątpliwościami, które niekiedy doprowadzają ich do choroby psychicznej. Nie ma w tej książce patetyzmu, nadmiernych łez ani ckliwości. Esther jest zawsze, niezależnie od momentu, w którym się znajduje błyskotliwą, inteligentną dziewczyną, niekiedy ironizującą, niekiedy bardzo przykrą dla swojego otoczenia, ale zawsze błyskotliwą... nawet w chwilach, gdy dopada ją największy marazm.

"Byłam pewna, że znajdę wówczas odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego dusznego worka, z którego już nigdy się nie wydostanę." 

Sylvia Plath, "Szklany klosz" 

"Szklany klosz" przez niektórych może zostać odebrany jako silnie sfeminizowana powieść. Faktycznie - główną siłą "Szklanego klosza" są kobiety. Feministyczny wymiar rzuca się w oczy tym silniej, że Esther z czasem nabiera coraz negatywniejszego podejścia do instytucji małżeństwa, upatrując w nim końca kobiecej indywidualności. Powieść Plath to piękny utwór o depresji, szpitalu psychiatrycznym, trudnej drodze do wyleczenia, relacjach międzyludzkich i samoakceptacji... powieść, której się nie czyta, ale którą się połyka. Przejmująca, pięknie napisana, wartościowa, poruszająca, uwrażliwiająca, niewydumana. Prawdziwa. Mimo lat, które upłynęły od jej pierwszego wydania - cały czas aktualna. Przenikliwa klasyka literatury amerykańskiej, którą trzeba przeżyć - bo przeczytać, to za mało powiedziane. Niezwykle trafna w obrazowaniu świata.

Zdecydowanie jedna z najważniejszych, najpiękniejszych i najlepszych książek przeczytanych przeze mnie przez ostatnie 8 lat...