Autor: Terry Eagleton
Wydawnictwo Aletheia
Stron 250
Wydawnictwo Aletheia i pozycje przez nie wydawane to zdecydowanie moje odkrycie roku 2018. Inteligentne, ciekawe, erudycyjne... po świetnych wykładach Nabokova i wywiadach z nim przyszedł czas na książkę "Jak czytać literaturę", której autorem jest Terry Eagleton. To swego rodzaju przewodnik po kontakcie z literaturą, instruktaż jak z nią obcować, żeby z kontaktu ze słowem pisanym wynieść jak najwięcej. Profesjonalnym krytykom literackim ta pozycja może wydać się dosyć płytka - kompletnych laików może zachwycić lekkością z jaką została napisana. Osobiście plasuję się gdzieś pomiędzy - "Jak czytać literaturę" ani mnie ziębi, ani parzy. To ciekawa pozycja, która znajdzie tak wiele fanów jak i zdecydowanych oponentów.
Zacznijmy jednak od początku: brak znaku zapytania w tytule, a więc forma oznajmująca sugeruje, że autor przedstawia pewien sposób, receptę na czytanie literatury. Jednak o ile tytuł pozostawia nam pewną podpowiedź związaną ze specyfiką książki... to potem od strony formalnej książka zawodzi w pewnej kluczowej kwestii. Przez pozycję Eagletona przewija się mnóstwo tytułów i ich autorów - czasami jest to odwołanie zaledwie jednozdaniowe, czasami kilkunastostronnicowe, aby potem autor przeszedł do innego zagadnienia krytyki literackiej... i ponownie do danego utworu powrócił. Tym sposobem w "Jak czytać literaturę" czytelnik natrafi na ponad 20 utworów i ich autorów. Dochodzi tu do pewnej sprzeczności, bowiem to nie czytelnicy tych ponad dwudziestu utworów... zaznajomieni z nimi dokładnie są grupą docelową dla tej pozycji. Dla krytyka dzieło Eagletona będzie zbyt banalne. Z kolei laik... niezaznajomiony dokładne z utworami, o których wspomina autor... będzie się gubił. Jestem pewna, że każdy z nas, czytelników mógłby z tej pozycji wyciągnąć więcej... gdyby na końcu książki znajdował się indeks tytułów lub chociaż autorów. Usprawniłoby to poruszanie się po tej pozycji... i sprawiło, że np. ja, osobiście sięgnęłabym po nią jeszcze nie raz - nawet po przeczytaniu jej od deski do deski. Przykładowo po przeczytaniu "Magazynu osobliwości" Dickensa, który już czeka pod ręką, aż zacznę jego lekturę... chętnie wróciłabym do fragmentów dotyczących jego analizy w "Jak czytać literaturę" - autor (a może jego wydawca?) nie daje mi jednak tej szansy. Ktoś mądry powie, że oczywiście mogę przekartkować od deski do deski utwór Eagletona... ale szczerze? Kto z nas będzie na tyle zmotywowany? A potem... przy czytaniu "Dumy i uprzedzenia" znowu mam przekartkować od deski do deski "Jak czytać literaturę". I tak ponownie po lekturze "Moby Dicka", "Raju utraconego", "Judy nieznanego", "Hamleta", "Burzy", "Otella", "Czekając na Godota", "Maleńkiej Dorrit"... i kilkunastu innych dzieł literatury światowej, które już na zawsze zapisały się w historii literatury? A teraz pomyślcie: jak wiele ułatwiłby indeks tytułów.
"Realni ludzie, ponieważ są czymś więcej niż tworami językowymi, mają pewien stopień niezależności od otoczenia [...] . Ponieważ potrafią rozpoznawać swoje sytuacje, mogą również je zmieniać, podczas gdy karaluchy i bohaterowie literaccy tkwią w nich na zawsze."*
"Jak czytać literaturę" to pozycja, w której widać ogrom erudycji autora i jego oczytanie, skupienie (pod różnymi względami) na słowie pisanym. Znajomość przywoływanych przez autora pozycji zdecydowanie podnosi komfort czytania utworu Eagletona, jednak nie jest niezbędne, więc słowo "erudycja" nie powinno nas odstraszać. Utwór składa się z pięciu części: początki, bohater, narracja, interpretacja i wartość - w których autor nie dzieli się z nami receptami na to jak najlepiej czytać, a raczej luźnymi refleksjami dotyczącymi poszczególnych dzieł... przez większość czasu jego wypowiedzi nawet w obrębie jednej części są dosyć nieskładne, a jednak ze względu na fakt, że płynie z nich miłość do literatura - zapoznawanie się z nimi może być rozwijające (a raczej dla osoby, która choć trochę jest z literaturą zaznajomiona - ugruntowujące wiedzę). Zabrakło mi wyraźnego zakończenia, podsumowania, zamknięcia... wywód autora zostaje nagle urwany... i przez chwilę do czytelnika nawet nie dochodzi, że to koniec.
Eagleton nie przekazuje czytelnikowi konkretnej, świeżej wiedzy. Mimo zróżnicowania, którego się dopuszcza, a więc zahaczania nie tylko o prozę, ale także o poezję i dramat w swoich przemyśleniach - na przykładach przekazuje jedynie ogólne prawdy dotyczące istoty literatury, a nie interpretacyjne nowinki. Skupia się raczej na przedstawieniu wielości, a także rozbieżności interpretacji; ukazaniu, że krytyk literacki zakłada, że nic w dziele literackim nie dzieje się bez powodu. To co bardzo mi się spodobało to fakt, że autor nie stara się tworzyć w literaturze sztucznych podziałów na dobrą i złą, niską i wysoką literaturę. Nie wytwarza także algorytmu oceny co jest dobrą literaturą. Dzięki temu... kilkanaście stron poświęca na analizę pewnych zagadnień z Harry'ego Pottera.
"Jak czytać literaturę" została lekko napisana, jednak wielość literackich odwołań może nastręczać pewnych trudności. Daleko tej pozycji do podręczniki, a jednak istnieje spora szansa, że czytelnik wyciągnie coś z niej na temat technik tworzenia postaci, narratorów, światów nierealistycznych czy też naginania fabuły, podstawowych pojęć związanych z analizą. Eagleton przypomina, że literatura to w swej istocie nierealny świat... w jego książce sporo jest oczywistości, co sprawia, że "Jak czytać literaturę" polecam zdecydowanie "nie-krytykom" literackim. Czy kogoś książka Eagletona może zafascynować? Wątpię, ale z pewnością każdy może wyciągnąć z niej coś wartościowego... rozbudza literacki apetyt, niezaspokajając go.
Moja ocena: 6+/10
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Jak czytać literaturę" Terry Eagleton