października 28, 2016

(557) Kobieta, która ukradła moje życie

(557) Kobieta, która ukradła moje życie
Tytuł: Kobieta, która ukradła moje życie
Autor: Marian Keyes
Wydawnictwo Sonia Draga
Stron 544

"Czasami dostajesz to, czego chcesz, czasami dostajesz to, czego potrzebujesz, a czasami dostajesz to, co dostajesz." 

Marian Keyes, "Kobieta, która ukradła moje życie"

Przypadkowe spotkanie, spojrzenie, jedno słowo może odmienić życie drugiego człowieka diametralnie, a my możemy sobie nawet nie zdawać z tego sprawy. Nie mniej przypadki chodzą po ludziach, a ich konsekwencje niekiedy stają się widoczne dopiero po upływie wielu miesięcy, lat... gdy połączenie ze sobą faktów wydaje się być czasami wręcz niemożliwe. Marian Keyes w swoją powieść zgrabnie wplata ten wątek.... tworząc tym samym ciepłą, uroczą, pokrzepiającą historię. "Kobieta, która ukradła moje życie" to rewelacyjna reprezentantka literatury kobiecej. Najlepszym dowodem na to jak bardzo mnie oczarowała jest fakt, że zakupiłam już zbiór felietonów tej autorki pt. "Pod pierzyną".

Stella Sweendey to mieszkanka Dublina, żona i matka - kobieta jakich wiele. Czytelnik poznaje ją gdy chcąc spełnić dobry uczynek doprowadza do drogowej kraksy (oczywiście nieświadomie). Kierowca Range Rovera od razu prosi ją o numer telefonu (bynajmniej nie po to, żeby zaprosić ją na randkę... ale raczej dla spraw związanych z ubezpieczeniem). Po tym dość żenującym i nieprzyjemnym wydarzeniu Stella wraca do pracy w salonie kosmetycznym, opieki nad dwójką dorastających dzieci i wspierania swojego męża - niespełnionego artysty z wielkimi ambicjami.
Wszystko zmienia się, gdy kilka miesięcy później budzi się z mrowieniem w kończynach... już pod wieczór znajduje się na oddziale intensywnej terapii w szpitalu. Sparaliżowana, niezdolna mówić, a jedynie co jej pozostaje to mruganie... tylko nad powiekami jej mózg sprawuje jeszcze kontrolę. Stella zapadła na ciężką, bardzo rzadką chorobę neurologiczną. Lekarze każą czekać... Życie jest jednak nieprzewidywalne, a los stawia ponownie na jej drodze kierowcę Range Rovera.

Stella to bohaterka, która ujmuje swoją prawdziwością, zwykłością. Nie jest ani nazbyt urokliwa, ani piękna, ani nad wyraz inteligentna. To kobieta jakich wiele. I to jest w tej powieści właśnie wspaniałe. Marian Keyes nie daje opanować się wszechobecnemu kultowi młodości i całego przemysłu i biznesu z nim związanego. Ukazuje zwykłą kobietę z jej wszystkimi ułomnościami, problemy nie tylko rodzinnymi, ale także takimi z rzędu... diet, dbania o figurę i zdrowie. Co prawda wychodzi momentami poza obraz "zwykłej" bohaterki, ale nieznacznie, fundując jej chwilę medialnego zainteresowania, szumu i sławy. A jednak nawet wtedy Stella pozostaje kobietą jak inne, nieidealną - pod względem fizycznym jak i psychicznym. Niekiedy irytująca, niekiedy bardzo optymistyczna. Prawdziwa.

Prawdziwe są także sytuacje i obraz relacji, których uczestnikiem jest Stella. Oczywiście bardzo mało kobiet ląduje w szpitalu w stanie zupełnego porażenia, ale jest to po prostu pewien symbol - symbol sytuacji ekstremalnej w której niejedna kobieta się znalazła lub kiedyś się znajdzie. Symbol sytuacji, która staje się próbą, a jednocześnie jednym z najtrudniejszych doświadczeń w życiu. Próby, która jednocześnie może stać się przyczyną / powodem zmian... ważnych decyzji życiowych. Decyzji, które także Stella jest zmuszona podejmować. Jednak Marian Keyes opisała to wszystko w sposób bardzo ludzki - zauważając obie strony medalu, dobre i złe aspekty. W "Kobiecie, która..." nic nie jest czarno - białe, choć mimo braku nadmiernej ilości lukru powieść Keyes zdecydowanie napawa optymizmem, a tym samym poprawia humor. 

Fabuła książki Keyes jest wielowątkowa. Wątki rodzinne przeplatają się z tymi miłosnymi, jednak to wszystko razem nie tworzy banalnej, przewidywalnej całości, a wręcz przeciwnie. Sceny zabawne przeplatają się z tymi wzruszającymi, ściskającymi za serce. Jednak tym co ujmuje najbardziej jest wielobarwność bohaterów - brak ich zafałszowania, brak postaci idealnych. Są prawdziwe problemy, rozterki i spory. To połączenie tworzy zabawną, piękną powieść, którą czytelniczki będą czytały z wypiekami na twarzy z niecierpliwością przewracając jej kolejne strony. (Uwaga! Możliwe zaniedbywanie z tego powodu obowiązków!). 

"Kobieta, która ukradła moje życie" to ujmująca historia, która w dodatku jest bardzo bogata w treść. To ponad pięćset stron ciekawej, świetnej literatury, która mimo, że opiera się na stwierdzeniu, że warto podążać za marzeniami... nie jest infantylna ani banalna. Marian Keyes zdaje się pamiętać, że człowieka spotykają w życiu dobre jak i złe chwile, i żadnych z tych zdarzeń swoim bohaterom nie szczędzi. Stella jest jedną z tych bohaterek o których losach można czytać i czytać. Bez znużenia, znudzenia czy też irytacji. Keyes stworzyła świetną pozycję literatury kobiecej o nieprzewidywalności ludzkiego losu i dobrych, i złych jego odcieniach. Zabawną historię w której komizm przeplata się z tragedią... a to wszystko w odpowiednich i jak najlepszych proporcjach!

Moja ocena: 8+/10!

października 26, 2016

(556) Krótka historia siedmiu zabójstw

(556) Krótka historia siedmiu zabójstw
Tytuł: Krótka historia siedmiu zabójstw
Autor: Marlon James
Wydawnictwo Literackie
Stron 750

"Te pokojowe wajby zrobiły z niego głupca. To jest właśnie problem z pokojem. Pokój usypia czujność." 

Marlon James, "Krótka historia siedmiu zabójstw" 

"Krótka historia siedmiu zabójstw" to jedna z najgorętszych premier tej jesieni. Wyjątkowa pod każdym względem, wspaniała, a jednak jej czytanie jest prawdziwą katorgą... Do bólu prawdziwa i przejmująca, przez to niezwykle trudna. Pełna brutalnych, a jednak jak prawdziwych scen charakteryzujących niesamowite zróżnicowanie społeczeństwa jamajskiego XX wieku. Niesamowity styl pisania, zróżnicowany język - genialne oddanie emocji bohaterów. "Krótka historia siedmiu zabójstw" to powieść pełna silnych osobowości, świetnych portretów psychologicznych bohaterów. Ona żyje i pulsuje - językiem, postaciami, fabułą. 

Marlon James stworzył powieść silnie zainspirowaną zamachem na muzyka reggae Boba Marleya, który miał miejsce w 1976 roku. Zamach jest punktem wyjścia tej historii. Zamach, który się nie powiódł, a jednak bez wątpienia odmienił życie wielu osób. Napastnicy nigdy nie zostali schwytani, ale to właśnie oni rozpoczynają tą trudną historię. Autor wciąga czytelnika w brutalny świat, pełen przemocy i korupcji, narkotyków, prostytucji i zbrodni. Smutny świat jamajskiej, trudnej rzeczywistości ogarniętej korupcją, nierównościami społecznymi... lub równościami na poziomie skrajnej nędzy. "Krótka historia siedmiu zabójstw" to historia stworzona na wiele głosów. To niesamowicie ważna książka o Jamajce, która bez problemu może stać się odzwierciedleniem problemów dotykających cały świat.

W powieści Marlona Jamesa pierwsze skrzypce grają bez dwóch zdań bohaterowie. Różnorodni i wielobarwni, choć wszyscy spowici aurą tajemniczości i pewną dozą ciemności. Opisanie fabuły, czy też poszczególnych bohaterów tej powieści wydaje się być niemożliwym, bo jest tego zbyt dużo... zbyt dużo wątków, które składają się jednak na ogromnie wyrazisty obraz całości. James serwuje czytelnikom całą paletę bohaterów - od dzieci slamsów, baronów narkotykowych dziennikarzy, po prostytutki, gangsterów, agentów CIA, policjantów i polityków. Z dużą dokładnością przedstawia ich psychikę, pozycję i rolę w społeczeństwie... przez połączenie tych wszystkich małych elementów  - poszczególnych postaci Jamajki i pokrzywdzonego, skazanego na krzywdę i nieład społeczeństwa.

"Żywi czekają i patrzą, bo oszukują samych siebie, że mają czas. Umarli patrzą i czekają...Umarli nigdy nie przestają gadać i żywi czasem ich słyszą."

Marlon James, "Krótka historia siedmiu zabójstw" 

Powieść jamajskiego pisarza to jeden z tych utworów na których opisanie po prostu brakuje słów. "Krótka..." Uderza i burzy komfort psychiczny czytelnika, wyciągając go z jego bezpiecznego kokonu. Autor przez ukazanie myśli różnych warstw społecznych niepokoi. Jednak jego najważniejszym zabiegiem jest oddanie sposobu ich wysławiania się, ich żargonu. To nie tylko nadaje tej powieści klimatu, prawdziwości, realności, ale także znacznie utrudnia jej czytanie. Marlon James niejednokrotnie konfrontuje czytelnika z "prostym jamajskim" ludem, a więc także z jego nieeleganckim sposobem wypowiadania się. Ba! Wymową wręcz niepoprawną w której roi się nie tylko od błędów stylistycznych, ale także ortograficznych. Stopień hierarchii społecznej, którą zajmują bohaterowie jest różny... przekłada to się także na język jakim została napisana ta powieść. Tym samym czytelnik otrzymuje rozdziały pełne kalekiego, okraszonego wulgaryzmami języka jak i tego niesamowicie poprawnego i eleganckiego. Ten zabieg stylistyczny wprowadza do tej powieści zamęt. Zamęt, który jednak jest przede wszystkim zaletą. To tylko powoduje, że "Krótka historia siedmiu zabójstw" jest powieścią tak ludzką, tak intensywną... i tak prawdziwą. 

Ponad siedemset stron wybitnej, niepokojącej literatury. Pełnej brutalnych scen z jamajskiej rzeczywistości. Gwałty, zbrodnie, demoralizacja, przestępczy świat i poczucie,że za pieniądze można kupić wszystko. Poczucie, że za pieniądze mogą zostać sprzedani ludzie, kraj. James stworzył ciekawą fabułę, ale wydaje się, że ważniejsze niż sama fabuła, jej wątki są sami bohaterowie - ich emocje. Stwierdzenie, że są ofiarami miejsca w którym przyszło im żyć... rodziny w której się urodzili, ram w które wbrew sobie zostali wtłoczeni. A przetrwanie w szarej rzeczywistości okazuje się niekiedy bardzo trudne. Książka Jamesa jest brutalna, w swej brutalności i wulgarności niekiedy bardzo wstrząsająca. Czasami jednak potrzebny jest taki wstrząs. 

"Krótka historia siedmiu zabójstw" nie jest książką krótką, lekką, przyjemną. Jest straszna, czytanie jej to katorga. Męcząca i trudna. Marlon James napisał jednak powieść przy tym wszystkim ujmującą. Niełatwą, bardzo niepokojącą... z ciekawie rozgrywającą się akcją. Powieść Jamesa tętni emocjami i jest ważnym jamajskim głosem. Głosem pełnym muzyki reggae, przekleństw, buntu i niezgody na otaczający świat. To ważna powieść, wstrząsająca, ale przede wszystkim nietuzinkowa i oparta na ciekawych zabiegach językowych. Marlon James genialnie posługuje się piórem, manipuluje emocjami czytelnika... i jest w tej książce na 100%. "Krótka..." nie jest tym czego się po niej spodziewałam. Jest wymagającą literaturą z wyższej półki. Równie trudną jak wspaniałą.

Moja ocena: 8+/10

października 25, 2016

(555) Interwencje 2

(555) Interwencje 2
Tytuł: Interwencje 2
Autor: Michel Houellebecq
Wydawnictwo Literackie
Stron 256

"[...] między dzieciństwem a dorosłością istnieje niezwykle ważny etap, jakim jest dojrzewanie. We współczesnych społeczeństwach nie jest to etap drugorzędny i przejściowy; przeciwnie, to stan, na który - choć nasza fizyczność stopniowo się starzeje - jesteśmy skazani, musimy w nim żyć zarówno dzisiaj, jak i do końca naszych dni."

Michel Houellebecq, "Interwencje 2" 

"Interwencje 2" to zbiór tekstów autora mdz. innymi "Uległości" i "Poszerzenia pola walki" publikowanych od 1992 roku. Wywiady, felietony, eseje, recenzje - zbiór inspirującej krótkiej formy. Houellebecqa jedni kochają, drudzy równie mocno nienawidzą. W "Interwencjach..." widać jednak wyraźnie jego rozwój psychologiczny. To zbiór w dużej mierze myśli zaskakujących i odkrywczych, zawsze jednak równie niepokornych, odważnych i ciętych. Niektórzy uważają Houellebecqa za szaleńca, którego system moralny już dawno uległ deformacji. Zwyrodnieniu. Bez wątpienia jego niektóre teksty i myśli w nich zawarte odrzucają czytelnika. Jednak jeszcze więcej tekstów czytelnika inspiruje i porywa. Zmusza do przyznania autorowi racji. 

"Interwecje 2" nie są jednak zbiorem bez wad. Tym bardziej, że we współczesności niektóre myśli uległy dezaktualizacji... myślę, że nawet w wypadku takiej osobowości jaką ma Houellebecq. To teksty sprzed kilku / kilkunastu lat. Czy ma znaczenie co kilkanaście lat mówił Houellebecq na temat islamu? Jego poglądy z pewnością uległy zaostrzeniu - szczególnie po wszystkich tragediach, które dotknęły Paryż - bezpośrednio właśnie przez islam. W książce zostały jednak także zawarte myśli ponadczasowe, cały czas aktualne. Może nie tyle co ponadczasowe, co cały czas aktualne - np. na temat seksualności, relacji międzyludzkich, logiki konsumpcjonizmu czy też literatury. 

"Dzisiaj swoich współczesnych czytam nieco mniej, raczej wracam do dawnych lektur - to normalne, starzeję się. Teraz już wiem, że czytać będę do końca swoich dni - może przestanę palić, na pewno uprawiać seks, a rozmowy z innymi ludźmi stopniowo przestaną mnie bawić; nie potrafię jednak sobie wyobrazić siebie bez książki."

M. H., "Interwencje 2"

Houellebecq jest francuskim pisarzem, a więc w jego tekstach nie mogło zabraknąć też tej kultury... Niestety czytelnik - "laik" w tym temacie nie będzie czerpał informacji z lektury "Interwencji". To ogromny minus tej książki. Być może tytuły powieści przewijających się przez te teksty są utworami dla Francuzów tak znanymi jak dla Polaków "Lalka", a jednak większość z nich nie została przetłumaczona na język polski. Czytelnikowi tym samym naprawdę trudno odnieść się do kpin Houellebecqa na temat pewnych francuskich wydań czy też książek, jeśli nie otrzymuje (chociażby od tłumacza w przypisach) choćby najmniejszego, najkrótszego zdania na temat fabuły takiej powieści, która pada "ofiarą" Houellebecqa czy też zdobywa jego aprobatę. Tym samym "Interwencje 2" tracą niekiedy swoje podparcie w rzeczywistości, a szkoda. To z pewnością utracony potencjał - autora czy tłumaczki? 

"Interwencje 2" są ciekawą lekturą, która bez wątpienia wzbogaca czytelnika. Nie można jej przeczytać od deski do deski, ale krótka forma tekstów w niej zawartych pozwala na jej swobodne "podczytywanie". Teksty zawarte w tym zbiorze są ciekawe i bez wątpienia intrygujące. To książka reprezentujące myślenie Houellebecqa, które jest odważne, nietuzinkowe... czasami wkraczające wręcz na grząski grunt. Chyba nie ma czytelnika, który zgodziłby się ze wszystkimi myślami autora. Tym bardziej, że niektóre są wręcz odrzucające. Jednak nie ma wątpliwości co do tego, że "Interwencje 2" to bezkompromisowy komentarz do świata, który znajdzie swoje zastosowanie również dzisiaj - może nie we wszystkich kwestiach, ale w wielu - niezależnie od tego, że na ten komentarz składają się teksty sprzed lat. To po prostu ciekawa książka, którą warto chociażby przejrzeć. 

Moja ocena: 7/10

października 23, 2016

(554) Para zza ściany

(554) Para zza ściany
Tytuł: Para zza ściany
Autor: Shari Lapena
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Stron 336

"Prawda leży blisko. Zawsze jest blisko. Trzeba tylko ją zauważyć."

Shari Lapena, "Para zza ściany"

Elektryzujący kryminał, którego moc jest oparta na narracji, niedomówieniach i narastającym napięciu. Historia podczas czytania której czytelnik będzie niejednokrotnie zmieniał stronę barykady, po której zamierzał stanąć. Thriller emocjonujący, stale zaskakujący i trzymający w napięciu. Shari Lapena stworzyła powieść sensacyjną, której nie oparła na tanich chwytach, a na naprawdę ciekawej narracji i zgłębieniu psychologicznych motywacji bohaterów. "Parę zza ściany", którą polecają między innymi Tess Gerritsen, Harlan Coben i Lisa Gardner czytelnicy będą czytali z zapartym tchem. Z niemiłym poczuciem, że nikt nie jest bezpieczny, że nikomu nie można ufać... 

Zaczyna się dość niewinnie. Młoda para, świeżo upieczeni rodzice, szczęśliwe małżeństwo - Anne i Marco, zostają zaproszeni przez przyjaciółką zza ściany, Cynthię na kameralną imprezę z okazji czterdziestych urodzin jej męża, Grahama. Cynthia nie życzy sobie jednak, żeby na imprezę przyszli wraz z dzieckiem... opiekunka dla dziecka w ostatniej chwili odwołuje swoje przyjście, a Anne po wielu namowach męża postanawia zostawić dziecko same. Ich zabezpieczeniem przed ew. zagrożeniem ma być elektroniczna niania oraz fakt, że postanawiają co pół godziny, na zmianę chodzić do dziecka. Impreza jednak nie przebiega do końca tak jak chciałaby Anne. W dodatku martwi się tym, że zostawiła dziecko same... Małżeństwo w końcu udaje się do domu. Tam jednak okazuje się, że ich córeczka zniknęła. Do ich domu wkracza tłum policjantów, z dziesiątkami pytań, a przed drzwiami zaczynają gromadzić się dziesiątki dziennikarzy, a oni sami stają się głównymi podejrzanymi. 

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że Anne choruje na depresję poporodową. Jednak to niejedyny fakt wskazujący na to, że za zniknięcie małej Cory mogą odpowiadać sami rodzice. Marco ma kłopoty finansowe. Przeszłość Anny pozostawia wiele wątpliwości. Pojawiają się nieścisłości związane z jej wspomnieniami z tej ostatniej nocy. Społeczeństwo już wydaje wyrok - za zniknięcie dziecka są odpowiedzialni rodzice. Śledczy także dają im wyraźnie do zrozumienia, a ich przesłuchiwania nie mają końca. Kręcą się po domu, badają ich przeszłość... Gdy wydaje się, że zagadka zniknięcie niemowlaka jest bliska rozwiązania - pojawiają się kolejne pytania. Pytania i zaskakujące wydarzenia nie mają końca, a jednak czytelnik cały czas ma wrażenie, że najważniejsze dopiero przed nim... 

"Para zza ściany" to powieść, która intryguje już samą fabułą, a potem jest już tylko lepiej.  Co ciekawe Shari Lampena nie skupia się i nie zamyka się na jedynie jednego czy też dwóch bohaterów. 
Specyficzna narracja, która pozwala poznać czytelnikom można by rzec, że jednocześnie emocje i myśli wszystkich bohaterów występujących w danej scenie zdecydowanie wzbogaca i w pewien sposób charakteryzuje tę powieść. Genialne oddanie ich wewnętrznej udręki, zależności i relacji. Przy tej okazji pojawiają się niestety niekiedy powtórzenia... nie jestem pewna czy celowe. Być może pojawiają się po prostu dla podkreślenia emocji bohatera - ich zaktualizowania (czy też potwierdzenia, że nadal są takie same). Shari Lapena w bardzo zgrabny i ciekawy sposób przedstawiła motywacje bohaterów. Zrobiła to w sposób tak interesujący i dokładny, że bez wątpienia możemy w tym wypadku mówić o thrillerze psychologicznym.

Czytając "Parę zza ściany" czytelnik wyraźnie czuje wzrastające napięcie i niepokój, ponieważ powieść Lapen nie zapewnia czytelnikowi odpowiedzi już od pierwszych stron. Niejednokrotnie myli tropy i tak naprawdę czytelnik nie ma możliwości wybiegania na przód, a jeśli taka możliwość się pojawia... jest bardzo ograniczona. Wpływ na to ma także z pewnością fakt, że akcja toczy się w większości w domu małżeństwa... na zamkniętej przestrzeni, w zamkniętym gronie, które niegdyś było szczęśliwe. Teraz to jednak właśnie tam rozgrywa się wielki dramat utraconego dziecka. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Shari Lapena zafundowała czytelnikom narrację w czasie teraźniejszym, co już samo w sobie zaskakujące, ponieważ bardzo rzadkie. Także w thrillerach. Może to jednak to powoduje, że "Para zza ściany" tak wciąga? Tak silnie wpływa na emocje czytającego?

Pisząc, że "Para zza ściany" zapiera w dech w piersiach nie mam na myśli jedynie tempa akcji, a także emocje, które budzi w czytelniku. Cierpienie, udręczenie, zagadkowość, poczucie zagrożenia i lekkiego szaleństwa - to wszystko w trakcie czytania udziela się czytelnikowi powodując, że książkę Lapen trzeba czasami odłożyć na bok... żeby ochłonąć. Nabrać dystansu do rozgrywających się wydarzeń, bo to przecież właśnie potencjalna krzywda dzieci budzi w człowieku najsilniejsze uczucia, ponieważ dzieci są nieskalane. Niewinne. Bezbronne. Thriller Lapen pokazuje, że nie da się nigdy poznać drugiego człowieka do końca. Autorka w zgrabny sposób operuje ludzkimi słabościami i ułomnościami tworząc świetny thriller, z genialnie skonstruowaną zagadką, która będzie trzymała czytelnika do ostatniej strony w napięciu... aby tam zadać ten ostateczny cios. Jak dla mnie rewelacyjny, ogromnie ciekawy i dopracowany powieść. Idealna na długi, jesienny wieczór.

Moja ocena: 8/10


października 21, 2016

(553) Kolekcja Harrego Pottera i specjalny rabat dla czytelników! :)

(553) Kolekcja Harrego Pottera i specjalny rabat dla czytelników! :)
Przed nami weekend z Harrym Potterem... z tej okazji wszyscy czytelnicy bloga "Książki - inna rzeczywistość" mogą zakupić wybrane książki ze strony Znaku z dodatkowym rabatem :) Wystarczy przenieść się na stronę: http://www.znak.com.pl/innarzeczywistosc :) Tam już dalej zostaniecie poinstruowani... ;) Dla zachęty kilka fotek produktów... które są dostępne w tej promocji.





października 18, 2016

(552) Stosik... na poprawę humoru?

(552) Stosik... na poprawę humoru?
Ten znak zapytania dlatego, że już sama nie wiem jak mam usprawiedliwiać te stosiki ;) Kiedy czytacie te słowa... (obojętnie czy robicie to o 20 - ej o której ten post miał się pojawić czy o północy)... ja ślęczę nad fascynującą historią starożytnej Grecji ;) A może w przerwach dla relaksu podczytuję "Krótką historię siedmiu zabójstw"? Okaże się... Ale teraz przejdźmy już do sedna sprawy... 


1. Parmenion & Aleksaned & Olimpias - trylogia antyczna o życiu Aleksandra Macedońskiego... zamierzam sobie nią troszkę osłodzić życie, kiedy aspekt nauki (wkuwania) o starożytnej Grecji  i Aleksandrze Macedońskim przejdzie do historii. 
2. Pasażer do Frankfurtu & Pięć małych świnek - namiętnie kolekcjonuję powieści Christie... na półce mam ich już 26? Co zawstydza mnie tym bardziej, że nie przeczytałam jeszcze żadnej, a znam jedynie ich fragmenty. Zmienię to. Do końca roku 2016 z pewnością. 
3. Nana - druga powieść Emila Zoli na mojej półce. Rozglądałam się za nią już od dawna, więc tym bardziej cieszę się, że udało mi się ją w końcu zdobyć. Teraz tylko pozostaje znaleźć czas na jej przeczytanie. 
4. Piętaszek Michel Tournier - wiedziałam, że z jakiegoś powodu ta książka powinna znaleźć się w mojej biblioteczce, ale nie mogę go sobie przypomnieć... za żadne skarby świata. Nie mniej - jest.
5. Biedna pani Norris - impulsywny zakup za 50 gr... poza tym: bardzo lubię powieści wydawane przez Wydawnictwo Literackie. 
6. Lesie, ojcze mój - zbiór poezji Papuszy wraz z krótkim wprowadzeniem w jej życiorys i twórczość. Jak dla mnie ogromna perła tego stosu. Tym bardziej, że o Papuszy słyszałam już bardzo wiele, a niestety nie miałam na własność nic z jej twórczości. 
7. Gra w klasy - kolejna perła, poszukiwana przeze mnie w rozsądnej cenie już od maja. W końcu wpadła w moje łapki i na pewno zostanie przeczytana do końca roku. 
8. Tortilla Flat - Steinbeckowi byłoby trudno się oprzeć. 
9. Kocia kołyska
10. I nie było już nikogo
11. Targowisko próżności - żałuję, że tylko pierwszy tom... 
12. Obejrzyj się królu - akcja tej powieści rozgrywa się w bibliotece. Właśnie to mnie do tej powieści przekonało. 
13. Kopacki - recenzje, krótkie eseje... Cieszę się z tej pozycji niezmiernie - tym bardziej, że kupiłam ją w naprawdę okazyjnej cenie :) 
14. Poetyckie debiuty 2013
15. Węgierskie lato. Przekłady z poetów węgierskich
16. Ryżowy podarunek
17. Ofiara - czytałam już jeden thriller tej autorki i bardzo mi się podobał. Mam nadzieję, że z tym będzie podobnie. 
18. Złota godzina - zapowiada się wielka, piękna książka,

Pozdrawiam Was serdecznie :) 

października 16, 2016

(551) Belgravia

(551) Belgravia
Tytuł: Belgravia
Autor: Julian Fellowes
Wydawnictwo Marginesy
Stron 464

"Przeszłość, jak wielokrotnie nam powtarzano, to obca kraina, gdzie wszystko dzieje się inaczej. Może to i prawda... tak, rzeczywiście jest to prawda, gdy chodzi o moralność czy obyczaje, rolę kobiet, rządy arystokratów i mnóstwo innych elementów naszego codziennego życia. Ale istnieją też podobieństwa. Ambicja, zazdrość, gniew, chciwość, dobroć, altruizm i nade wszystko miłość zawsze tak samo potężnie oddziaływały na ludzkie wybory jak i dzisiaj."

Julian Fellowes, "Belgravia"

"Belgravia" autorstwa scenarzysty serialu "Downton Abbey" to wysokiej klasy literatura kobieca. Piękna powieść, której akcja została osadzona w XIX - wiecznym Londynie. Autor zabiera swoich czytelników w podróż po rodzinnych tajemnicach, intrygach i namiętnościach, które mogą wywrócić świat do góry nogami. Napisana świetnym językiem, bardzo dopracowana historia ludzkich namiętności, pragnień, marzeń i porażek. Piękne dwory, londyńska socjeta, skandale, społeczne obwarowania i mezalianse. Powieść Fellowes'a tętni życiem i zachwyca każdą najmniejszą cząstką. Relacje międzyludzkie, barwni bohaterowie, dynamika w zakresie postaci jak i akcji nie pozwala oderwać się od "Belgravii". Zresztą fanów Downton Abbey do tej pozycji przekonywać nie trzeba... 

Rok 1815. W przededniu bitwy pod Waterloo odbywa się bal u księżnej Richmond, w którym uczestniczy arystokracja i oficerowie. Oprócz nich na liście gości znajduje się także dostawca wojskowy Trenchard wraz ze swoją żoną oraz córką. Otrzymali zaproszenie na to wydarzenie, które silnie zapisze się w historii (nie tylko powieściowej), ponieważ ich córka Sophia zdobyła serce młodego, ambitnego hrabiego... a przynajmniej tak im się wydaje. Beztroską zabawę gości przerywa jednak informacja o tym, że wojska Napoleona nadchodzą... Swoją drogą bitwa pod Waterloo będzie jego ostatnią bitwą, ale wtedy jeszcze nikt nie wie jak zakończy się to starcie. Jedno jest pewne: będą ofiary. Bal u księżnej Richmond jest jednym z kulminacyjnych wydarzeń w "Belgravii" - mogłoby się wydawać, że to on jest motorem akcji... nie mniej i w powieści, i w historii było to wydarzenie bardzo ważne. Brukselski bal, który zapisał się na kartach historii już na zawsze. 

Rok 1840, Londyn. Czas względnego spokoju, na tronie zasiada młodziutka królowa Wiktoria. Londyn się rozwija, prze do przodu, powstają nowe, wspaniałe rezydencje i dzielnice elit. Jedną z nich jest Belgravia. Mimo całego postępu w społeczeństwie cały czas panuje silny podział, a arystokracja wiedzie prym. Tu czytelnik znowu spotyka Jamesa Trenchard, kupca, który ciężką pracą osiągnął już bardzo wiele, a jednak cały czas nie uzyskał wymarzonej pozycji społecznej, a wiele drzwi cały czas pozostaje przed nim zamknięte. Wraz ze swoją żoną Anną wiodą w miarę spokojne życie. Wraz z nimi mieszka ich syn Oliver wraz ze swoją małżonką. Młodzi cały czas wyciągają względem rodziców nowe żądania... przyzwyczajeni do luksusu, pragną się w nim pławić, a nie na niego pracować. Napięcia wzrastają, gdy tajemnica Anny i Jamesa sprzed lat daje o sobie znać. Nagle, nieoczekiwanie zostają zmuszeni do złączenia swych losów z arystokratycznym rodem... Społeczna przepaść, chęć ugrania jak najlepszej pozycji dla siebie... to wszystko przestanie mieć tak wielkie znaczenie, gdy w grę wejdzie chęć zachowania wspólnej tajemnicy, która obie rodziny może pogrążyć. 

W internecie można znaleźć informacje, że "Belgravia" jest powieścią historyczną. Wydaje się to być sporym nadużyciem i bez wątpienia takim jest. Oczywiście w książce pojawiają się wydarzenia historyczne, jednak można je zliczyć na palcach jednej ręki. Czy umieszczenie fabuły w XIX - wieku powoduje, że możemy nazwać powieść historyczną? W przypadku "Belgravii" uważny czytelnik będzie skłaniał się jednak ku literaturze kobiecej, której akcja rozgrywa się w ciekawym pod względem historycznym okresie. Julian Fellowes z dużą dokładnością zarysował nastroje panujące w angielskim społeczeństwie, szczególnie wśród arystokracji w której obrębie rozgrywa się ta historia. Rola pieniądza, pozycji społecznej i związane z tym konwenanse. Ograniczenia oddane rzetelnie i bez infantylności. Infantylność jest bowiem czymś czego w "Belgravii" czytelnik nie znajdzie. 

"Belgravia" to książka. która zachwyca już od pierwszych stron. Także pod względem narracyjnym. Narrator wszechwiedzący, który wybiega czasami w przyszłość dodaje tej powieści barw. I tak czytelnik niejednokrotnie będzie miał wrażenie, że po prostu wysłuchuje opowiedzianej przez kogoś historii. Kogoś, kto został bardzo dobrze poinformowany i zna wszystkie niuanse zawarte w tej intrygującej historii. Dzięki temu autorowi udało się stworzyć niespłycone portrety psychologiczne bohaterów. Pełne barw, ponieważ w powieści Fellowes'a nic nie jest czarno - białe, a już z pewnością nie bohaterowie! Głównym wątkiem "Belgravii" jest skrywana od lat rodzinna tajemnica, która stanowi główną oś wydarzeń.  Wokół niej rozgrywają się jednak wydarzenia równie ważne - na tle rodzinnym, emocjonalnym czy też społecznym. I tylko pozostaje pytanie kto w tej powieści pełnej intryg, tajemnic, miłości i ludzkich namiętności oraz pragnień gra główne skrzypce? Kobiety czy mężczyźni? Obie te grupy w powieści Fellowes'a wykazują się przezornością i inteligencją, a ich portrety zostały przedstawione w sposób mistrzowski. W dodatku nie brak im pewnego dostojeństwa i wyważenia, które wyraźnie sugeruje nam, że to nie są bohaterowie nam współcześni, choć "Belgravię" można potraktować jako powieść uniwersalną. 

Julian Fellowes stworzył rewelacyjną powieść, którą czytelnicy pokochają. Za dopracowanie, za mnogość wątków i motywów, za zgrabne połączenie wątków fabularnych, świetne portrety psychologiczne bohaterów, rzetelne oddanie tła historycznego i przede wszystkim język. "Belgravia" pokazuje, że literatura kobieca nie musi być głupia, infantylna i napisana kiepskim językiem. Może zachwycać wykonaniem, zatrzymywać dech w piersi, wzruszać, a jednocześnie być ucztą dla literackiego zmysłu artystycznego. "Belgravia" porywa, oczarowuje i będzie oczarowywała kobiety w każdym wieku, spragnione dawki dobrej literatury. Fellowes napisał powieść, która jest kwintesencją tego co w literaturze kobiecej dobre. Niesamowite oddanie epoki, piękne zakończenie... "Belgravia" to po prostu powieść o której prędko się nie zapomina. Polskim czytelniczkom pozostaje jedynie czekać na kolejne powieści Fellowes'a, które ukażą się w Polsce. 

Moja ocena: 10/10

października 15, 2016

(550) Gdybyś mnie teraz zobaczył

(550) Gdybyś mnie teraz zobaczył
Tytuł: Gdybyś mnie teraz zobaczył
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo Akurat
Stron 288

"[...] nigdy jeszcze nie zaprzyjaźniłem się z dorosłym. To oczywiste dla każdego, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tym typem ludzi. Zawsze trzymają się wyznaczonych planów i terminów, koncentrują się na najbardziej nieistotnych rzeczach, jakie można sobie wyobrazić, jak pożyczki czy wyciągi z konta. Przecież każdy wie, że nie pieniądze, ale otaczający ich ludzie wywołują u nich uśmiech i poczucie szczęścia." 

Cecelia Ahern, "Gdybyś mnie teraz zobaczył"

Ciepła, urocza i napawająca optymizmem powieść podczas czytania której serce czytelnika rośnie. Czasami infantylna, czasami banalna... jednak idealna na poprawę humoru i rozluźnienie. Cecelia Ahern, bestsellerowa pisarka, autorka między innymi "P.S. Kocham cię", "Love, Rosie" czy też "Pamiętnika z przeszłości". "Gdybyś mnie teraz zobaczył" to moje drugie spotkanie z twórczością Ahern po powieści "Miłość i kłamstwa", która okazała się dosyć specyficznym utworem. Sięgając po książkę Ahern chciałam się rozluźnić, oderwać na chwilę od świata i po prostu... uśmiechnąć. I choć powieść irlandzkiej pisarki i historia w niej opowiedziana jest momentami bardzo nieprawdopodobna to jednak czytanie jej jest czystą przyjemnością! Spełniła moje oczekiwania w stu procentach. 

Świat Elizabeth Egan jest poukładany i uporządkowany jak tylko to możliwe. Ze swojego poukładania uczyniła swój pancerz i ochronę przed świat, który niejednokrotnie już ją zranił i wystawił na niejedną próbę. Skupiona na pilnowaniu swojej młodszej siostry, zajmowaniu się ojcem, który nigdy nie pogodził się z odejściem jej mamy zapomina o sobie. Ład graniczący z nudą dotyknął każdej najmniejszej cząstki jej życia. Gdzieś po drodze zatraciła samą siebie, poświęciła swoje życie dla innych... stając się kobietą zgorzkniałą, która nie odczuwa własnych emocji, pragnień w imię dobra innych. Czasami oszukańczego. Jej życie zmienia się, gdy synek jej siostry, którym się opiekuje - Luk, zaczyna rozmawiać z niewidzialnym przyjacielem. To burzy ład w życiu Elizabeth i wprowadza do jej egzystencji iskrę. Iskrę, której nie było w jej życiu już od bardzo dawna. 

"Czasem nagle zaczynałem się zastanawiać, co ona by sobie pomyślała, co by poczuła, co by zrobiła lub powiedziała, gdyby była w takiej chwili ze mną. Tak to się kończy, kiedy dzielisz się z kimś swoim sercem - ta osoba zagnieżdża się w twoich myślach i powoli anektuje je wyłącznie dla siebie." 

Cecelia Ahern, "Gdybyś mnie teraz zobaczył"

Elizabeth to typowa bohaterka, która uważa, że powinna podporządkować swój los innym. Bohaterka, która uważa, że jest odpowiedzialna za czyny swoich bliskich, a jeśli ci popełniają jakieś błędy... jest to oczywiście jej wina. Tkwi w tym przekonaniu od lat. Obwinia się, próbuje zapanować nad niepoukładanym życiem swojej siostry. Ta nieustannie to wykorzystuje, a do Elizabeth przychodzi tylko wtedy, gdy potrzebuje jej pomocy... Jest dorosła, a jednak tak nieodpowiedzialna. Zachowania ojca i siostry Elizabeth względem niej niejednokrotnie budziły moje oburzenie. Elizabeth to bohaterka, która w pewnym momencie staje się po prostu męczennicą... w imię czego? Braku sympatii, podziękowań, ponieważ to ona jest tą, która sobie w życiu jako tako poradziła. A jednak... chociaż postać Elizabeth niejednokrotnie mnie irytowała - potrafię ją zrozumieć, jej zaplątanie w świecie. 

W "Gdybyś mnie teraz zobaczył" pojawia się wiele wątków... jednak to te rodzinne są najważniejsze. Aspekt uzależnienia swojego życia od innych, problem straty, alkoholizmu, braku czułości, rozstań. Historie opisane w książce Ahern, choć podszyte nutą magii są ogromnie realne. Myślę, że każdy z nas wcześniej czy później spotka się sytuacjami jak te przedstawione w powieści Ahern... z toksycznymi relacjami w rodzinie, niepewnością, niezdrowym poświęcaniem życia dla innych, brakiem czułości. Cecelia Ahern stworzyła powieść w której nawet te najbardziej nieprawdopodobne postacie... są postaciami z krwi i kości - bardzo emocjonalnymi i prawdziwymi. Ich relacje zostały przedstawione z dużą dozą przenikliwości, jednak w taki sposób, że podczas czytania czytelnik raz się śmieje, a raz ma ochotę płakać... 

Cecelia Ahern odważnie sięgnęła po motyw niewidzialnego przyjaciela, anioła stróża tym samym wprowadzając w swoją historię wątek magii. Zrobiła to jednak tak zgrabnie, że on tylko wywołuje uśmiech i oczarowuje. Wprowadza w tę powieść pewną lekkość i niewinność. Niewinność, której w w życiu wyraźnie brakuje. "Gdybyś mnie teraz zobaczył" to powieść o odnajdywaniu siebie, poszukiwaniu szczęścia. Historia o tym, że każdy ma prawo mieć marzenia i pragnienia. 
Nie mogło oczywiście zabraknąć w niej wątku romantycznego... nieoczywistego, przyciągającego uwagę. I choć jest to historia dosyć niestandardowa to jednak i ona znajduje swoje odbicie w prawdziwych relacjach. Sam bohater nie jest także standardowym mężczyzną, który przyciąga kobiece spojrzenia. 

"Gdybyś mnie teraz zobaczył" to pełna ciepła, rozluźniająca powieść, która wzrusza i bawi. Szybka akcja, ciekawa fabuła, dobre wykonanie... Cecelia Ahern zachwyca lekkością z jaką posługuje się piórem. Historia Elizabeth to piękna książka. Idealny na jesienny wieczór, dająca nadzieję na lepsze jutro. Niesamowita, urocza historia miłosna, pogłębione relacje rodzinne... powieść o prostej radości płynącej z życia. Cecelia Ahern udowodnia, że potrafi dobrze pisać. Oczywiście "Gdybyś mnie teraz zobaczył" nie jest powieścią bez skaz, ale jest książką idealną na rozluźnienie... aby się uśmiechnąć, oderwać od rzeczywistości. "Gdybyś mnie..." zmusza jednak przede wszystkim do zatrzymania się w tym pędzie w którym żyjemy na co dzień, docenienia prostych radości, odkrycia w sobie jeszcze na chwilę cząsteczki dzieciństwa, beztroski, która w natłoku spraw zostaje gdzieś zgubiona i utracona... miejmy nadzieję, że nie na zawsze.

Moja ocena: 8/10

października 14, 2016

(549) Nie mam nic do ukrycia

(549) Nie mam nic do ukrycia
Tytuł: Nie mam nic do ukrycia
Autor: Wanda Chotomska & Barbara Gawryluk
Wydawnictwo Marginesy
Stron 336

" - Ma pani jakieś dobre rady dla rodziców narzekających, że ich dzieci nie czytają?
- Dziecko musi mieć w otoczeniu ludzi czytających. Już maluchom trzeba pokazywać książki, to nie może być obcy przedmiot, a litery nie mogą być tajemniczymi znakami. Książka musi być w zasięgu wzroku, najlepiej jeśli jest w rękach rodzica." 

Wanda Chotomska & Barbara Gawryluk

Niesamowita książka o jednej z najbardziej znanych polskich pisarek, prekursorce, kobiecie, która ożywiła świat literatury dziecięcej i pokazała jak ważni są młodzi czytelnicy. Podczas rozmów z dziennikarką, tłumaczką i autorką książek dla dzieci Barbarą Gawryluk opowiada o rodzinie, wojennej rzeczywistości, absurdach PRL, przyjaźniach... w szczególności o przyjaźni z Mironem Białoszewskim, o związkach. I o tym co najważniejsze: czyli o swojej twórczości. "Nie mam nic do ukrycia" nie jest jej biografią, czy też przewodnikiem po jej twórczości. Jest świadectwem o kobiecie z krwi i kości, która odmieniła świat tysięcy dzieci w trudnej rzeczywistość PRL - u. Kobiecie, która odmienia dziecięcy świat nadal. Nieustannie. 

Wanda Chotomska to autorka ponad dwustu książek, tysięcy wierszy, setek piosenek (w tym kultowej piosenki "Zabrałaś mi lato"), sztuk teatralnych, kabaretów i słuchowisk oraz autorka pierwszej dobranocki... "Jacek i Agatka". Niesamowita kobieta, artystka, wulkan energii, której uśmiech towarzyszy zawsze wraz ze swego rodzaju powagą, świadomością swojej wartości. "Nie mam nic do ukrycia" to szczera opowieść o jej dorastaniu, jej pracy na rzecz polskiej kultury... związkach w rodzinie. Wanda Chotomska w swych opowieściach porusza także tematy niewygodne, wstydliwe, kontrowersyjne... przez niektórych uznawana za "pieszczoszkę" komunistów otwarcie mówi o absurdach PRL, o artystach, kontaktach ze środowiskami partyjnymi. 

Przez historię Chotomskiej przewija się wiele wybitnych postaci: Melchior Wańkowicz, Bodo, Irena Kwiatkowska, Miron Białoszewski (jej serdeczny przyjaciel), Bohdan Butenko, Jan Brzechwa, Julian Tuwim... Świat Chotomskiej w okresie wojennym jak i tym powojennym, komunistycznym był pełny artystów i twórców o których teraz młodzież uczy się z podręczników szkolnych. "Nie mam nic do ukrycia" to historia pełna anegdot, ale nie tylko. To pasjonujące historie z życia Wielkich. Najlepszy dowód na to, że najlepsze historie pisze samo życie. To książka tętniąca życiem... głos otrzymuje także rodzina Chotomskiej, artyści (z tych współczesnych np. Grzegorz Kasdepke), którzy mieli możliwość z nią współpracować. Czytelnik może jednak dowiedzieć się także co myśleli o jej twórczości Brzechwa czy też Julian Tuwim... za sprawą skanów listów, które pisali do Chotomskiej.

Należę do pokolenia urodzonego już po upadku komunizmu w Polsce, a jednak historia Chotomskiej - jej relacje z innymi autorami, historia kultury dziecięcej była dla mnie niesamowitą i ogromnie wzbogacającą lekturą. Lekturą, która porwała mnie już od pierwszych stron... Rzadko zdarza mi się, żebym miała problem z opisaniem swoich emocji po przeczytaniu jakiejś książki. Tu jednak taka sytuacja zaistniała. Mam ogromny szacunek do Wandy Chotomskiej, do jej twórczości, do jej historii, do jej podejścia do życia. Jest kobietą imponującą, zabawną, piękną, ogromnie ciekawą, niezmordowaną i przede wszystkim mądrą. To wszystko widać w jej opowieściach - opowiedzianych bez patosu, bez egzaltacji tego co było złe czy też dobre. 

"Nie mam nic do ukrycia" zachwyca od początku do końca. Od słów po obrazy. Obrazy, których ta książka jest pełna... to skany gazet w których pojawiały się utwory Chotomskiej, okładek jej książek, jej wierszy, jej autografów, listów, fotografii, także tej rodzinnej. To wspaniałe uzupełnienie tej historii - nie tylko kobiety, ale także kultury dziecięcej. I to zachwyca, i ciekawi, i powoduje, że czytelnik przewraca strona za stroną z coraz większym zaangażowaniem i zafascynowaniem. Niesamowita, czarująca pozycja - po prostu. Pełna kultury, pełna wiedzy i ogromnie ciekawa. W dodatku pozwalająca zaznajomić się z ilustracjami najwybitniejszych polskich grafików takich jak Bohdan Butenko

Nie mam wątpliwości co do tego, że "Nie mam nic do ukrycia", czyli pierwsza książka o Wandzie Chotomskiej to niesamowita pozycja na rynku wydawniczym, w dodatku jedna z najlepszych książek jakie miałam okazję przeczytać w 2016 roku. Pięknie wydana i pięknie napisana. To nie tylko wspomnienia Chotomskiej, to także jej utwory. Autorka udowadnia, że nie ma nic do ukrycia - pokazuje siebie prawdziwą, z wadami, skazami, ale także z zaletami. Jej szala opinii na swój temat nie przechyla się w żadną stronę. Jest szczera. "Nie mam nic do ukrycia" to książka tak wielowątkowa, że opisanie jej wydaje się być niemożliwe. Wystarczy chyba jednak napisać, że to inspirująca, niesamowicie ciepła, zabawna i porywająca historia o Wandzie Chotomskiej i jej twórczości. Historia, która nie skupia się ani na jej osobie, ani na jej twórczości... skupia się na życiu. Urywki wspomnień, wydarzeń, przemyśleń, tekstów - czyżby właśnie w takim sposób powstawały tak fascynujące i ciekawe pozycje? 

Moja ocena: 10/10!

października 11, 2016

(548) Muzyka żab

(548) Muzyka żab
Tytuł: Muzyka żab
Autor: Emma Donoghue
Wydawnictwo Sonia Draga'
Stron 434

"Przychodzi jej do głowy, że życie z drugą osobą ma wiele wspólnego z tresowaniem konia: należy zachować łagodny ton i dawać krótkie, proste sygnały." 

Emma Donoghue, "Muzyka żab"

Emma Donoghue, autorka bestselerowej powieści "Pokój", na której podstawie powstał oscarowy film z Brie Larson w roli głównej stworzyła kolejną powieść, której główną bohaterką uczyniła kobietę postawioną w sytuacji ekstremalnej. "Pokój" to książka, która zachwyciła tysiące, tak jak jej ekranizacja. Niestety znam jedynie filmową wersję tej historii. Historii poruszającej, chwytającej za serce, pięknej i boleśnie prawdziwej - o trudach powrotu do rzeczywistości, o odnajdywaniu się w życiu, o szukaniu swojego miejsca na świecie. Genialny film przy którym człowiek płacze... śmieje się - zawsze do głębi poruszony. I choć "Muzyka żab" wydaje się być w ujęciu społecznym czy też moralnym powieścią "niższą" to jednak i tak zachwyca, bawi i wzrusza. Dotyka problemu ludzkiej godności, macierzyństwa i kobiecej niezależności. To wspaniała historia oparta na prawdziwych wydarzeniach, owiana sporą dawką ludowej muzyki. 

Lato 1876 roku, San Francisco. Miasto nawiedza fala upałów, w mieście panuje epidemia ospy. Niektóre dzielnice zostają objęte kwarantanną. W tym czasie San Francisco jest miejscem różnokolorowym, barwnym i mogłoby się zdawać, że tolerancyjnym. Jenny Bonnet - kobieta, która wbrew prawu chodziła w męskim stroju zostaje jednak zastrzelona przez okno pensjonatu. Jej przyjaciółka, a zarazem jej zupełne przeciwieństwo Blanche Beunon cudem unika śmierci. Poznały się przypadkiem, na ulicy... zwykłe zrządzenie losu, a jednak mimo wszystkich różnic i przeciwności znalazły wspólny język. I tak Emma Donoghue daje czytelnikom wyraźny sygnał, że nie zawsze chodzi w życiu o konwenanse, o dopasowanie... o wspólne pochodzenie, doświadczenie, pozycję społeczną. Czasami o wiele ważniejszą cechą zdaje się być niedopasowanie, życiowa nieporadność czy strach.

"Zbyt wiele zgryzot na co dzień was nęka, 
Zbyt wiele głupot kradnie wam czas, 
Nie warta zachodu ta wasza męka, 
Zostanie tylko brud i udręka, 
Kiedy już dawni nie będzie was." 

E.D. "Muzyka żab"

Blanche to młoda francuska tancerka burleskowa, która po godzinach trudni się prostytucją. W Kalifornii mieszka ze swoim kochankiem i jego najlepszym przyjacielem. Znają się od lat. Rola Blanche z czasem uległa jednak w tym trójkącie sprecyzowaniu - ona pracuje, a panowie używają sobie za sprawą pieniędzy, które przynosi do domu. Ta relacja, ten trójkąt budzi w czytelniku obawy już od pierwszych stron. Lekkie podejście Arthura (ukochanego Blanche) do jej profesji. Ba! Zachęcanie do jej pełnienia, a także dzielenie się swoją kobietą ze swoim najlepszym przyjacielem... nie na tym opierają się zdrowe, szczere i przede wszystkim prawdziwe relacje. Relacje oparte na prawdziwych, mocnych uczuciach. Emma Donoghue mimo to odważyła się na stworzenie bohaterki, która czuje się dobrze w tym układzie. Która nie dostrzega jego wad i dysfunkcji... do czasu gdy poznaje Jenny.

Jenny staje się pewnym katalizatorem. Przyczyną zmian. Ich motorem. Ekscentryczna dziewczyna,
nieprzestrzegająca prawa, poruszająca się na bicyklu wprowadza w życiu Blanche lekki chaos. Czytelnik z czasem dowiaduje się jednak, że pod lekkim podejściem do życia, które prezentuje Jenny kryje się coś więcej. Pewna znajomość życia, dojrzałość i ogromny bunt przeciwko konwenansom, ustalonej, uniżonej roli kobiety i dominacji mężczyzn. Blanche i Jenny są jednak przede wszystkim reprezentantkami barwnego świata postaci, który wykreowała autorka "Pokoju". W "Muzyce żab" to co dobre w kreacji postaci idzie w parze z szybką i dynamicznie rozwijającą się akcją, której głównym wątkiem autorka uczyniła motyw podróży - podróży w poszukiwaniu prawdy, a może odpowiedzi na pytanie w jaki sposób żyć? 

"Muzyka żab" nie bez powodu nosi tytuł... "muzyki". Muzyki jest bowiem pełna - przede wszystkim tej ludowej, francuskiej. Wszystkie utwory, a raczej ich fragmenty zostały wplecione tak mądrze w fabułę / dialogi, że tworzą z nią integralną całość. Mówiąc o powieści Donoghue nie można zapomnieć o jej niesamowitym dopracowaniu na które w dużej mierze składa się posłowie, które wyjaśnia, przypomina czytelnikowi, że "Muzyka żab" została w większości oparta na wydarzeniach, które naprawdę miały miejsce. Jest to oparcie wykraczające poza ramy czasowe czy też wydarzenia dotyczące danego miejsca, w danym czasie, a dotykające także bohaterów. Kolejnym elementem jest spis utworów z których autorka czerpała inspiracje, a których fragmenty zostały zawarte w książce. Nie jest to jednak jedynie ich wypunktowanie, ale także wskazanie ich krótkiej genezy i historii.

Emma Donoghue stworzyła niesamowicie ciekawą powieść - także pod względem psychologicznym. Czasami bulwersuje, czasami bawi, zawsze jednak wykazuje się olbrzymią przenikliwością. W "Muzyce żab" czytelnik znajdzie wątki obyczajowe, miłosne jak i te kryminalne. Moralność w "Muzyce żab" bywa dwojaka, wydarzenia rozdzierające, a główna bohaterka irytująca. Irytująca jednak przez swą bolesną prawdziwość, bo choć bohaterki stworzone przez Donoghue nie są słabe... nie są także silne. Są jednak bardzo ludzkie, zdeterminowane by walczyć o swoją wolność i godność. Nie ma wątpliwości co do tego, że "Muzyka żab" to piękna powieść o kobietach i dla kobiet. Wielowątkowa, poruszająca i tętniąca życiem. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością prowadząc ku zakończeniu, które chyba najbardziej chwyta za serce. Donoghue po raz kolejny oczarowuje i zachwyca odwołując się do emocji czytelniczek. Pisząc odważnie, ale z gracją.

Moja ocena: 8+/10 Rewelacyjna z plusem!

października 09, 2016

(547) Dom śmierci

(547) Dom śmierci
Tytuł: Dom śmierci
Autor: Bernhard Aichner
Wydawnictwo Sonia Draga
Stron 352


"Słychać jej oddech. Twarz dotyka starego dywanu. Gdzieś w Szwarcwaldzie, na wzgórzu. Już nie ma sił. Żadna myśl nie przynosi pociechy, żadne słowo, żaden dotyk, nic." 

Bernhard Aichner, "Dom śmierci" 

"Dom śmierci", czyli kontynuacja powieści "Mścicielka" (której przeczytanie nie jest konieczne dla odbioru tej pozycji) to mrożący krew w żyłach thriller. Mocny... tak mocny, że dla czytelników o słabych nerwach za mocny. Okazuje się, że ja do tej grupy należę. I chociaż musiałam momentami książkę Aichnera odkładać na bok, bo nagromadzenie emocji / natłok mrocznej atmosfery... było dla mnie za duże to jednak bez wątpienia mogę przy tym uznać, że Aichner stworzył porywający thriller. Czy "Dom śmierci" nadaje się na "rozluźnienie"? Na to pytanie nie istnieje jednoznaczna odpowiedź, a wszystko zależy od preferencji czytelnika... i jego odporności na stres podczas czytania. Jedno jest jednak pewne: "Dom śmierci" to świetny thriller. Wytrąca z równowagi, niepokoi i wciąga. 

Brunhilde Blum po śmierci swojego męża, wyśledziła jego oprawców i zamordowała. Po tych tragicznych wydarzeniach wraca stopniowa do zwykłej egzystencji. Pracuje, stara się zajmować najlepiej jak potrafi swoimi córeczkami. Niestety jej pozorny spokój nie trwa zbyt długo... zaczyna się od zdjęcia w gazecie na którym widzi kobietę będącą jej lustrzanym odbiciem. W sumie nie do końca lustrzanym, ponieważ tamta kobieta nie żyje, ma serce pomalowane (a nie namalowane) różową farbą i przeszczepioną skórę... zebry. Blum wyrusza w podróż. Sytuacja zaczyna się komplikować. Okazuje się, że w jednej z trumien podczas ekshumacji na innsbruckim cmentarzu zostały odnalezione dwie głowy i cztery nogi. Szybko na jaw wychodzi, że jedna z głów należy do aktora, który zaginął dwa lata wcześniej. Podejrzaną staje się Blum, właścicielka zakładu pogrzebowego, która jako jedyna miała możliwość ukryć tam ciało... policja jednak nie ma szans wyjaśnić tej sprawy, ponieważ kobieta znika. I tak o to przez głowę czytelnika niejednokrotnie przemknie myśl, że bohaterka wpada z deszczu pod rynnę. 

Większość czytelników przyzwyczaiła się do tego, że w thrillerach główni bohaterowie są zarazem (najczęściej) ofiarami. I tak też jest w pewnym sensie w powieści Bernharda Aichnera. "W pewnym sensie", ponieważ "ofiara" kojarzy się zazwyczaj z osobą, która jest bezbronna, ucieka przed zbrodniarzami, lęka się o swoje życie... Blum jednak nie do końca pasuje to tego (jednak jakby nie było odrobinę stereotypowego portretu). Ucieka przed policją, wpada na dziwne osoby, ale w pewnym momencie to właśnie ona i jej zachowanie budzi w czytelniku największych niepokój i obawy. Jest trochę szalona, nieobliczalna, głupio uparta i nierozsądna. I chociaż zagrożenie czai się z każdej strony powieści to to właśnie ona z każdą kolejną stroną przyciąga wzrok czytelnika coraz bardziej. Budzi coraz większy niepokój. Jej kreacja idealnie wpasowuje się w klimat powieści Aichera...

Klimat "Domu śmierci" budzi niepokój i wyciąga strach czytelnika na wierzch już od pierwszych stron. Działa już sam fakt, że główna bohaterka pracuje w zakładzie pogrzebowym... jej podejście do ludzkiego ciała, zdystansowanie, ba! sympatia do pracy, którą wykonuje. Potem robi się coraz mroczniej, pojawia się coraz więcej znaków zapytania i nawet podczas scen zbiorowych, w miejscach można by rzec neutralnych, które powinny być dla czytelnika wytchnieniem... ten strach mimo to cały czas, gdzieś się czai. Napięcie trwa. Oddech pozostaje wstrzymany. Blisko apogeum znajduje się, gdy akcja przenosi się do starego, majestatycznego hotelu, który stoi pusty od ponad dwudziestu lat, a jego jedynymi mieszkańcami jest dziwny staruszek i młody, kulejący mężczyzna... Powieść Aichnera jest nieprzewidywalna i bardzo mroczna, choć autor pobudza strach i niepokój w czytelniku stosując chwyty wszystkim już znane, a jednak cały czas poruszające.

W powieści Aichnera nie brakuje akcji i jej ciekawych zwrotów. To proza nasycona mrocznymi emocjami, bulwersującymi (czasami wręcz odrzucającymi) scenami, z trochę irytującą (i przerażającą) główną bohaterką. Bernhard Aichner miał ciekawe pomysły i bardzo dobrze wyszło mu ich połączenie. Akcja w jego powieści biegnie nieubłaganie i intrygująco, a czytelnik w pewnym momencie nie ma nawet chwili na złapanie spokojnego oddech. Jest krwawo, jest mrocznie, jest bezpardonowo... jest dobrze, choć czytelnik zaczyna mieć w pewnym momencie wrażenie, że autorowi chodzi bardziej o bulwersowanie odważną fabułą niż o samo pisanie.

Aincher napisał świetny thriller dla ludzi o umiarkowanie silnych nerwach. Szkoda jedynie, że nie pokusił się o ciekawe wątki poboczne, a tym samym o dobrze skonstruowane tło obyczajowe, którego w tej powieści prawie nie ma. "Dom śmierci" to powieść, której choć akcja choć toczy się w świecie nam dobrze znanym to jednak przeraża jego brutalnością i uprzedmiotowieniem człowieka. To straszna wizja rzeczywistości, której poznania nie można życzyć nikomu. Blum nie jest bohaterką, którą można polubić, do której można poczuć sympatię. W niejednym czytelnika mimo dumnej roli matki, którą pełni nie wzbudzi współczucia czy też zrozumienia... jako kolejny mroczny element tej powieści. Powieści bardzo niepokojącej, momentami ciężkiej, często przytłaczającej i jak dla mnie zupełnie "nierozluźniającej". Nierozluźniającej, a jednak tak dobrej.

Moja ocena: 7+/10

października 08, 2016

(546) Stosiki

(546) Stosiki
Ostatni tydzień był zdecydowanie bogaty pod względem książkowym. Ku mojej wielkiej uciesze udało mi się wymienić "wampiry"  na które miałam fazę... będąc jedenastolatkę na książki, które intrygują mnie teraz. W dodatku: antykwariat postanowił urządzić wyprzedaż... w rezultacie na książki, które za chwilę zobaczycie - wydałam jedynie 16 zł :) A jest naprawdę różnorodnie!


1. Czarna Fedora
2.  Po słowiczej podłodze 
3. Hiszpański kochanek
4, Mnich 
5. Mansfield Park 
6 & 7. Pożegnianie z Avonlea & Opowieści z Avonlea
8. Mechanizm serca 
9. Słony smak miłości 
10. Ministerstwo strachu
11. Concerto d'amore
12. Ulica Szalonej Rzeki
13. Łowca autografów


14. Słownik łacińsko - polski
15. Przysięga
16. Zwycięzca jest sam
17. Brida
18. Poznaj siebie
19. Złowroga pętla
20. Kino Venus
21. Do zobaczenia jutro
22. Krew marzeń
23. Kieszeń pełna życia
24. Pogoń za Cezanne'em
25. Dobry rok
26. Miraż 


27. Hotel Transylwania
28. Uciec przed świętami
29. Twierdzenie papugi
30. Przybić piątkę
31. Seven up
32. Wytopić milion
33. Miłość uwięziona w ciszy


34. W dżungli podświadomości
35. Marzenie
36. Żyd - co to znaczy? 
37. Całe piękno świata
38. W porządku, mamo
39. Sprzysiężenie osłów
40. Margot 
41. English. Repetytorium tematyczno - leksykalne

Znacie coś z tego? Posiadacie? A może macie ochotę przeczytać? :) 

października 06, 2016

(545) Ręka, której nie kąsasz

(545) Ręka, której nie kąsasz
Tytuł: Ręka, której nie kąsasz
Autor: Ornela Vorpsi
Wydawnictwo Czarne
Stron 88

"Przekonałam się, że ludzie na ogół bardzo lubią podróżować. Podróż budzi w nich nadzieję na to, że w innym kraju, w innym klimacie, w innym języku znajdą to, czego brakuje im tam, gdzie żyją na co dzień. Wyjeżdżających przyjaciół często postrzegamy jako osoby, które opuszczają więzienie. Ponieważ wolność jest zawsze po tamtej stronie. Dopóki tamta strona nie stanie się twoim miejscem zamieszkania. Wówczas podróż w poszukiwaniu owego "gdzie indziej", które nie istnieje, zaczyna się od nowa." 

Ornela Vorpsi, "Ręka, której nie kąsasz"

Ornela Vorpsi to albańska artystka i pisarka, urodzona w Tiranie. Pierwszą książką jej autorstwa, która została wydana w Polsce była pozycja "Kraj, gdzie nigdy się nie umiera" za którą otrzymała wiele nagród. "Ręka, której nie kąsasz" to kontynuacja tamtej historii, którą jednak można poznawać bez znajomości poprzedniej części. To krótka, ale bardzo wartościowa pozycja w której albańska pisarka wykorzystała motyw podróży. Podróży w sensie nie tylko fizycznym, ale także mentalnym. Podróży jako toposu. To podróż, która ma pomóc pogodzić się z traumami przeszłości, pomóc w przeprowadzeniu rachunku sumienia. "Ręka, której nie kąsasz" to zbiór krótkich, aczkolwiek bardzo trafnych anegdot, historii. 

Główna bohaterka "Ręki, której nie kąsasz" wyemigrowała z Albanii. Żyje szczęśliwie w tej "lepszej" Europie i stara się nie myśleć o swoich korzeniach, przeszłości, państwie z którego pochodzi i jego problemach. Wszystko zmienia się, gdy na prośbę swojego chorego przyjaciela ma udać się do Sarajewa. Sarajewa, którego mieszkańcy, obywatele szybko stają się dla niej przypomnieniem tego co zostawiła, tego od czego uciekła. Sarajewo staje się dla niej odpowiednikiem Albanii - jej wyrzutem sumienia. Wizyta dla bohaterki tej króciutkiej książeczki jest tym trudniejsza, że nie ma wokół siebie osób, które rozumiałyby jej chęć życia w "lepszej" Europie. A raczej one rozumieją tą chęć, ale zazdroszczę jej tej możliwości. Bohaterka jest tym samym uważana w pewnym sensie za zdrajczynię. Tą, która stchórzyła. Skapitulowała. Zostawiła swoją ojczyznę.

"Kiedy narzekasz, ważne jest, aby mieć kogoś obok siebie; gdy jesteśmy sami, przestajemy narzekać. Niezbędność cudzego ucha jest właściwa narzekaniu." 

Ornela Vorpsi, "Ręka, której nie kąsasz"

Ornela Vorpsi pokazała bolączki ludzi mieszkających w tej "gorszej" Europie, zacofanej, zawstydzonej i spoglądającej z zazdrością na tą drugą. Mieszkańców, którzy jednak nigdy nie przyznają, że tak naprawdę chcieliby należeć do tej lepszej. To problem bardzo złożony. Bohaterka "Ręki..." staje się wrogiem, ponieważ "za dobrze jej się żyje". Udało jej się uciec, zerwać ze swoim życiem i coś osiągnąć. Jest ucieleśnieniem pragnień, dowodem na to, że niektórym może się udać. Ale tym samym jest zdrajcą, który zostawił Albanię i, który nie chce do niej wracać. "Ręka, której nie kąsasz" to podróż po smakach, zapachach i ludowych legendach - o dziecięcej krainie. To powieść krótka, ale ważna.

"Ręka, której nie kąsasz" to pozycja wielowątkowa, której wątki spotykają się na wspólnej płaszczyźnie i osiągają pewną spójność, harmonię. To krótka historia o Bałkanach, ludziach i odnajdywaniu własnej tożsamości. Z dzieła Vorpsi płynie jasny przekaz, że nie da się oderwać od swoich korzeni. One zawsze gdzieś w człowieku drzemią, uśpione... czekające na impuls, sygnał, aby się zbudzić. Książka Vorpsi to historia jednej podróży - od pakowania i strachu przed pakowaniem po rozpakowywaniem i "zatracanie" się z powrotem w swojej starej rzeczywistości. Tak bliskiej, a jednak po podróży oddalonej. To książka celna i nieprzegadana. Bohaterka powieści przeżywa wewnętrzną bitwę, wstrząsający bój, który wywrze wrażenie także na czytelniku... to pozycja szczera i napisana bez obłudy. Godna uwagi. 

Moja ocena: 8-/10 Rewelacyjna z minusem!

października 05, 2016

(544) Ja, judaszka

(544) Ja, judaszka
Tytuł: Ja, judaszka
Autor: Ewa Bartkowska
Wydawnictwo JanKa
Stron 375

"Wiesz, jak to jest, kiedy nieuchronnie zbliża się data wykonania wyroku? Kiedy masz go przed oczami od świtu do nocy? Kiedy świadomość jego nieuchronności już cię trawi jak ten rak? I na całej ziemi na ma takiej instytucji, gdzie można by błagać o ułaskawienie. Nawet sny zatruwa niepokojem. Każdą chwilę, każdą czynność odziera z sensu, ukazując jej ulotną tymczasowość. Żyjesz, chodzisz, myjesz włosy, wkładasz płaszcz, ale po co, w jakim celu?"

Ewa Bartkowska, "Ja, judaszka"

"Ja, judaszka" to rozdzierająca serce historia o pięknej miłości, która nie miała prawa mieć miejsca, ponieważ była niestandardowa, odważna, skomplikowana. Była jednak także przy tym niesamowicie prawdziwa i szczera. Historia dwójki ludzi, którzy nigdy nie powinni zwrócić na siebie uwagi. A jednak zwrócili... zwrócili, zakochali się w sobie i odważyli się poddać uczuciu. Ewa Bartkowska stworzyła odważną powieść, która przez niektórych może zostać uznana ze demoralizującą / abstrakcyjną / naiwną czy też głupią. Jednak inni (w tym także ja) uznają, że "Ja, judaszka" to powieść niesamowicie ciepła i wzruszająca, choć momentami zbyt patetyczna. Ewa Bartkowska operuje w swojej książce bardzo znanym motywem jakim jest związek z dużą różnicą wieku czy też miłość rodząca się między nauczycielem a uczennicą. Wystrzega się jednak banalności i płytkości. W nowy, ciekawy i przejmujący sposób porusza problem, który już niejednokrotnie był przez autorów wykorzystywany. I bez wątpienia... "Ja, judaszka" jest książką wyróżniającą się. 

Alicja ma czternaście lat i jest krnąbrną nastolatkę wyróżniającą się na tle rówieśników. Jest cicha, a jednak pewna siebie. Bardzo dobra uczennica, miłośniczka książek... Dziewczyna nad wiek dojrzała, nieprzykładająca wagi do tego co jej rówieśnicy. Świadoma siebie i swoich emocji.Wiktor to wypalony czterdziestoczterolatek. Wychowawca i nauczyciel Alicji. Jak na złość jedynego przedmiotu z którym Alicja ma problemy... Coś ich do siebie przyciąga. Jednak ograniczeni swoim wiekiem, pozycją, którą zajmują w społeczeństwie spotykają się po kryjomu. Stają się dla siebie oparciem, przyjaciółmi. Z czasem ich relacja zaczyna wykraczać poza życzliwość relacji nauczyciel - uczennica czy też zażyłość przyjacielską. Alicja dojrzewa, zaczyna odkrywać swoje pragnienia. W ich związek zaczyna wkradać się coraz więcej emocji i napięcie... Okazuje się, że nie wyobrażają sobie bez siebie życia. 
Dziewczyna jest mentalnie "stara" i otwarta na to co daje jej los. Na miłość, która miała szansę i, która ją spotkała. Wiktor ma do tego inne podejście. Nie skupia się na emocjach, a na wszystkich "ale...". Boi się swoich emocji i miejsca, które Alicja zajęła w jego życiu. Boi się swojego przywiązania do niej, boi się różnicy wieku, która dla dziewczyny nie ma żadnego znaczenia, ale w nim budzi strach. Strach, że zniszczy jej życie, odbierze jej szansę na normalną egzystencję bez cierpienia. Jednak jeszcze większy strach w Wiktorze budzi myśl, że mógłby ją stracić... Ich związek jest owiany trudnościami, przeszkodami, ale może to rzeczywiście jest tak, że prawdziwa miłość może pokonać wszelkie przeszkody? A co jeśli los postanowi zadać im jeszcze jeden, a bardzo celny cios... 

Problemy, którym muszą sprostać główni bohaterowie wydają się być bardzo realne i dobrze przedstawione. Jedyne co może trochę irytować to patos w przedstawianiu emocji Alicji, który momentami staje się aż męczący. Na szczęście taka sytuacja nie ma miejsca notorycznie. Historię tej trudnej, acz kolwiek pięknej miłości poznajemy z perspektywy Alicji i Wiktora. Tak więc Ewa Bartkowska pozwala nam poznać męskie spojrzenie na miłość, na problem różnicy wieku. Bohaterowie wzbudzają sympatię. Szczególnie Alicja, która nie jest perfidna, rozchwiana emocjonalnie czy też przebiegła. Jest szczera, może czasami przemądrzała, ale naprawdę inteligentna i dojrzała. Bartkowska przywiązuje bardzo dużą uwagę do oddania emocji bohaterów - ich nadziei i lęków. Robi to w sposób bardzo dojrzały. 

"Ja, judaszka" to książka w której fabuła i toczące się w ramach niej zdarzenia są tak samo ważne jak emocje i rozterki bohaterów. Powieść Ewy Bartkowskiej jest zaskakująca i trochę nieprzewidywalna, a przy tym wszystkim bardzo poruszająca. Ma niecałe czterysta stron. Czterysta stron pełne treści, pełne fabuły. Historia Wiktora i Alicji jest bardzo długa i rozbudowa. Rozbudowana na tyle, że po przeczytaniu czytelnik ma wrażenie, że wszystko co powinno zostać powiedziane... powiedziane zostało. Autorka postawiła kropkę nad "i", więc co powoduje, że czytelnik mimo wszystko ma nadzieję, że powstaną kolejne tomy historii Alicji? To, że historia Alicji jest prawdziwa i przejmująca. Pokazuje ludzkie obawy, strach przed społecznym ostracyzmem, przed rzuceniem się w wir emocji i ludzkich pragnień. W książce Bartkowskiej nie brakuje namiętności i życiowych rozmów. To obraz miłości - miłości dojrzałej i w pewien sposób nieśpiesznej. 

Ewa Bartkowska napisała piękną, cudowną książkę, która oczywiście posiada małe niedoróbki, ale one giną w tłoku tego co dobre. "Ja, judaszka" to książka, która chwyta za serce. To ujmująca i wzruszająca historia. W dodatku niebanalna. Wątek różnicy wieku aż prosi się o infantylność..., której autorka na szczęście się nie dała. Wbrew pozorom książka Bartkowskiej nie jest skierowana jedynie do młodych czytelniczek, a wręcz przeciwnie. Te najmłodsze mogą bowiem nie dostrzec tych wszystkich życiowych niuansów, które zostały zawarte w powieści Bartkowskiej. W powieści wbrew pozorom dojrzałej i dosyć wymagającej. "Ja, judaszka" pokazuje, że nie warto oglądać się na to co pomyślą inni, że w pewnym momencie warto dbać przede wszystkim o swoje serce, duszę... o swoje emocje. Pokazuje, że prawdziwa miłość nie ma granic. Nie ma granic, ale wymaga odwagi. Odwaga jak pokazuje książka Bartkowskiej może dać szczęście. 

Moja ocena: 9/10 Wybitna!

października 03, 2016

(543) Zima w Lizbonie

(543) Zima w Lizbonie
Tytuł: Zima w Lizbonie
Autor: Antonio Munoz Molina
Wydawnictwo Rebis
Stron 221

"Człowiekowi nigdy nie brak przenikliwości, jeśli idzie o ocenianie życia innych."

Antonio Munoz Molina, "Zima w Lizbonie"

Antonio Munoz Molina to hiszpański pisarz, w Polsce znany przede wszystkim za sprawą powieści "Beltenebros". Jednak i tu jego "sława" jest ograniczona i panuje przede wszystkim wśród starszych roczników. I pewnie tak zostanie, bo powieści Moliny choć wybitne, w dodatku ekranizowane nie są powieściami lekkimi, "kasowymi" i przyjaznymi względem czytelników gustujących w lekkiej, łatwej i przyjemnej literaturze. "Zima w Lizbonie" to powieść charakteryzująca się dużym kunsztem językowym, wyrafinowaniem i pewną smakowitą powolnością. Antonio Munoz Molina nieśpiesznie stopniuje napięcie... co bywa wadą, jak i zaletą. To książka owiana przede wszystkim smutkiem i samotnością. 

"Zima w Lizbonie" to książka wydana pierwotnie w 1987 roku. To historia muzyka, Santiaga Biralba, który podczas jednego z koncertów poznaje kobietę. Kobietę tajemniczą i jak się później okaże dla niego niebezpieczną. Lukrecja jest piękna, niepokojąca... i zajęta. Mimo to szybko ogarnia ich uczucie, wzajemna satysfakcja, jednak jak się wydaje silniejsza ze strony Santiaga. Partner Lukrecji, Malcolm zaczyna się jednak czegoś domyślać... atmosfera zaczyna się zagęszczać, a Lukrecja niespodziewanie znika z życia muzyka. Pozostają listy. Listy przychodzące nieregularnie, a jednak wyznaczające rytm życia Biralba. Jego nadzieje, pragnienia. Chwile szczęścia, gdy przychodzi list. Załamanie, gdy listy przestają nadchodzić. Jego życie w momencie gdy zakosztował szczęścia przy Lukrecji, obrało nagły zwrot. Potem już nic nie mogło być takie jak wcześniej. Jego egzystencja została naznaczona nieustającą tęsknotą i smutkiem. 

Historię Biralba poznajemy z relacji jednego z jego przyjaciół. Może przyjaciela to za dużo powiedziane? Raczej z relacji kompana, który stał się powiernikiem historii jego życia, a przede wszystkim historii jego wielkiej miłości. Miłości nienasyconej, nieszczęśliwej i trudnej. Trudnej, a momentami także niebezpiecznej, ponieważ Malcolm stanowi dla Biralba bezpośrednie zagrożenie. Jest niebezpieczny, ma na sumieniu niejedno przestępstwo... a nawet morderstwo. Przyjaciel Biralba jest dla czytelnika postacią niejednoznaczną. Opowiada historię Biralba, czasami wtrąca coś na swój temat i czuć w jego wypowiedziach pewien zawód, rezygnację z tego powodu, że w jego życiu nie pojawiły się ani takie niebezpieczeństwa, ani takie namiętności. Tak jakby trochę zazdrościł Biralbowi... emocji. Ich życie jest jednak bez wątpienia bardzo podobne. Podobne, bo owiane ogromną samotnością. 

Tytuł "Zima w Lizbonie" pozwala wysunąć czytelnikowi wniosek, że Lizbona będzie miejscem akcji i miastem bardzo ważnym pod względem nastroju książki oraz jej ważnym elementem klimatyczny. Okazuje się, że to jednak tylko pozory, ponieważ choć Lizbona pojawia się w książce to nie jest jej ważnym elementem ani nie wpływa wyraźnie na jej atmosferę. Podczas czytania czytelnik ma wrażenie, że akcja toczy się jedynie nocą. W zadymionych barach, klubach, w rytmach jazz'owych utworów. Atmosfera owiana jest nieustającą aurą niepokoju, smutku, niebezpieczeństwa i tęsknoty. Miasto nie ma znaczenia. To jedynie ciemne, pełne samotności obrazy... a bohaterowie wydają się być w pewien sposób odizolowani od świata zewnętrznego. Gęsta atmosfera, mrok, samotność i tęsknota to główne czynniki determinujące "Zimę w Lizbonie". 
Antonio Munoz Molina w swojej historii nie śpieszy się z rozwojem wypadków. Narrator niejednokrotnie stosuje wybiegi w przyszłość, zaburzając tym samym nieco chronologię wydarzeń. Nie zakłóca to jednak ogólnego odbioru książki. Siłą "Zimy w Lizbonie" jest przede wszystkim atmosfera - przytłaczająca, ciężka, pesymistyczna. Molina stworzył bohaterów, którzy na pierwszy rzut oka nie są w stanie poddać się większym / wyższym emocjom. Czytelnik szybko jednak przeżywa zaskoczenie, bo Santiago potrafi przeżywać emocje całym sobą. Jest wrażliwym mężczyzną, który otrzymuje baty od życia. 

"Zima w Lizbonie" nie jest pozytywną powieścią. Bywa wręcz bardzo trudna w odbiorze. Hiszpański pisarz stworzył powieść o ciemnym społeczeństwie, o ludzkiej samotności i o przypadkach, które powodują, że życie staje się nieustanną udręką. Czarną strefą, sferą wypełnioną jedynie tęsknotą i samotnością. Brak w niej optymizmu, jasnych sfer... wszystko zmierza ku tragedii, która w tym wypadku może objawić się po prostu jako brak dobrego zakończenia. Antonio Munoz Molina stworzył powieść niejasną, napakowaną emocjami, która jeszcze długo po przeczytaniu zostawia w czytelniku uraz. To literatura specyficzna, a przez swoją specyfikę nie każdego oczaruje. Trochę ciężka, jednak przy tym hipnotyzująca... idealna na jesienne popołudnie z kubkiem ciepłej herbaty. To piękna opowieść o miłości, ludzkiej samotności i tęsknocie - z muzyką jazz'ową i drobnym wątkiem kryminalnym w tle. Proza Moliny przywodzi na myśl powieści Grahama Greena... a to bardzo dobry znak. 

Moja ocena: 8/10 Rewelacyjna!

października 02, 2016

(542) Stosik i Kolekcja Empik Agnieszki Osieckiej

(542) Stosik i Kolekcja Empik Agnieszki Osieckiej
Ostatni tydzień był dla mnie ciężki pod względem książkowym, ponieważ choroba uniemożliwiła mi czytanie jak i wizyty w antykwariacie, który normalnie odwiedzam bardzo często. Wczoraj jednak to nadrobiłam.. i jestem bardzo zadowolona! Stosik poniżej to pozycje, który przybyły do mojej biblioteczki w ciągu ostatniego tygodnia... 


Od góry: 
1. Kamyk Agata Miklaszewska - 2 zł / są takie wydawnictwa, których książki kupuję "w ciemno". "Czarne" bez wątpienia do nich należy, a ta pozycja zapowiada się niezmiernie ciekawie! W dodatku skusiła mnie cena, a także stan tej książki. Wygląda jak nowa. (Zresztą przypuszczam, że nigdy nie była czytana...) 
2. Sekretne życie CeeCee Wilkes Diane Chamberlain - z wymiany. Już od dawna chciałam przeczytać jakąś książkę tej autorki, a że pojawiła się okazja... postanowiłam z niej czym prędzej skorzystać. 
3. Gra na wielu bębenkach Olga Tokarczuk - 3 zł. Za mną już dwie książki Tokarczuk ("Prawiek i inne czasy" , "Prowadź swój pług przez kości umarłych"). Pierwsza ujęła mnie na szczególnie. Na półce czeka jeszcze książka "E.E.", a obok niej teraz stanie "Gra...". Mam nadzieję, że którąś z tych pozycji uda mi się przeczytać jeszcze w tym roku. 
4. Danny mistrz świata Roald Dahl - 3 zł. Niezniszczalny Roald Dahl i powieść, której nigdy nie czytałam, a bez wątpienia to zmienię... w wolnej chwili ;) 
5. Pokój z widokiem E.M.Forster - 3 zł. Klasyka romansu. Czaiłam się na nią od dawna... 
6. Hrabina Cosel Józef Ignacy Kraszewski - 3 zł. Powieść Kraszewskiego, która intrygowała mnie już od bardzo dawna. Kiedyś wpadło mi w ręce takie stare, zniszczone wydanie... nie skusiłam się wtedy na nie i potem żałowałam. Teraz to nadrobiłam. 
7. Zniknięcie Esme Lennox Maggie O'Farrell - kupiona w księgarni za 4 zł. I w sumie nie wiem nad czym się zastanawiałam, bo inna powieść tej autorki - "Kiedy odszedłeś" zachwyciła mnie. Niesamowita książka. Mam nadzieję, że ta także taką się okaże... 
8. Imperium miłości Bezmen - egzemplarz recenzencki. Nie mogę przeboleć okładki tej książki... ale fabuła mnie ciekawi. 
9. Belgravia Fellowes - j.w. jestem przekonana, że to będzie świetna lektura! I już nie mogę się doczekać, kiedy po nią sięgnę... 
10. Interwencje 2 Houellebecq - j.w. to ostatnimi czasy bardzo popularny autor. W mojej biblioteczce czeka jeszcze "Poszerzenie pola walki" tego autora. Obie pozycje niezmiernie mnie intrygują. "Interwencje..." już zaczynam czytać.
11. Królowa Elżbieta Cherezińska - j.w. Powieść historyczna, podobno świetna... mam nadzieję, że mi także się spodoba. 
12. Wanda Chotomska - j.w. Czyli akcent biograficzny w tym stosiku. Uwielbiam utwory tej pani, tak więc tej pozycji nie mogło zabraknąć... 

* * *

Bonus do tego wszystkiego stanowią trzy produkty z kolekcji empik stworzonej z okazji zbliżających się urodzin Agnieszki Osieckiej... Gdyby żyła skończyłaby 9 października 80 lat.

"Empik, wraz z Fundacją Okularnicy, przygotowali niespodziankę dla wszystkich miłośników twórczości „Poetki Piosenki”- kolekcję Agnieszki Osieckiej.

Kolekcję tworzą przedmioty codziennego użytku ozdobione ilustracjami malarki Marianny Sztymy, która inspirowała się najpopularniejszymi utworami Agnieszki Osieckiej. Powstały barwne i dowcipne grafiki, lekko nawiązujące do stylistyki lat 60., które umieszczone m. in. na kubkach i torbach nadają im literackiego sznytu."

W kolekcji znajdują się pościele, poduszki, kubki termiczne, ołówki i innego rodzaju przybory papiernicze. To kolekcja kolorowa, bardzo pozytywna i naprawdę ładna. Może to dobry sposób na uhonorowanie polskiej poetki?