października 16, 2017

(660) Ludzie na drzewach

Tytuł: Ludzie na drzewach
Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo W.A.B. 
Stron 576

Opis wydawcy:

Kiedy Norton Perina podejmuje studia medyczne na Harvardzie, nikt nie podejrzewa, że arogancki młodzieniec w przyszłości zatrzęsie posadami świata nauki. Tuż przed uzyskaniem dyplomu Perina dołącza do wyprawy naukowej w niezbadane rejony Pacyfiku. Jej celem jest poznanie tajemniczego plemienia Ivu’ivu żyjącego na jednej z mikronezyjskich wysp.
Podczas gdy członkowie ekspedycji pilnie obserwują życie codzienne tubylców, uwagę młodego lekarza skupiają ludzie wyrzuceni poza nawias społeczności plemiennej – fizycznie krzepcy sześćdziesięciolatkowie, których jednak cechuje daleko posunięta demencja. Ze strzępków ich wypowiedzi wynika, że każdy z nich ma ponad sto kilkadziesiąt lat. Czyżby ekspedycja była bliska odkrycia sekretu nieśmiertelności?  

Po powrocie z wyprawy życie Nortona Periny nigdy nie będzie już takie samo. Za swe przełomowe dla świata nauki badania otrzyma Nagrodę Nobla, zyska sławę i uznanie. Za ten sukces przyjdzie jednak słono zapłacić zarówno mieszkańcom wyspy, jak i samemu Perinie. Jego spektakularna kariera zakończy się wielkim skandalem.

Moja opinia: 

"Ludzie na drzewach" to debiutancka powieść autorki bestsellerowego "Małego życia", które wywołało nie małe zamieszanie w literackim świecie. To zarazem moje pierwsze, niezdeterminowane przez "Małe życie" spotkanie z jej twórczością. Niezwykle intrygujące, poruszające, emocjonalne, wciągające, hipnotyzujące i zachwycające spotkanie, podczas którego autorka zadaje nam odwieczne pytanie o to czy genialne umysły mają prawo do życia poza normami moralnymi? Na myśl przychodzi "Zbrodnia i kara" Fiodora Dostojewskiego, której bohater zabija przekonany o moralnym imperatywie, który posiada ze względu na swą inteligencję. To jednocześnie powieść, której napisanie zajęło autorce prawie 20 lat. I to w niej widać.... jej drobiazgowość, szczegółowość, poetyczność. Yanagihara stworzyła fascynującą lekturę, o której naprawdę trudno zapomnieć. 

Głównego bohatera poznajemy z jego własnych wspomnień spisywanych z perspektywy dojrzałego człowieka w podeszłym wieku. Z tym, że w tej opowieści towarzyszy czytelnikowi redaktor tych wspomnień, przyjaciel Periny. Ten zaskakujący i piękny zabieg zastosowany już na początku lektury sprawia, że staje się jeszcze bardziej niezapomniana... to wzbogaca tę historię od pierwszych do ostatnich (jakże zaskakujących) stron. W powieści Yanagihary tym samym pojawiają się wątki rodzinne, wspomnienia dzieciństwa, ale opisany zostaje także proces dojrzewania głównego bohatera, przemiany z krnąbrnego syna, w krnąbrnego studenta aż po genialnego naukowca, noblisty, ale także człowieka, którego dotykają bulwersujące oskarżenia. Obserwacja rozwoju psychicznego  jak i naukowego Nortona jest na tyle ciekawa, że "Ludzie na drzewach" nie były dla mnie lekturą nużącą choćby przez chwilę. 

Pasjonujące były także wątki antropologiczne, ukazanie zderzenia kultur, pogoni za nieśmiertelnością. "Ludzie na drzewach" stawiają przed czytelnikami wiele pytań natury etycznej, a przy tym uwodzą narracyjnie i estetycznie. Kojarzą mi się trochę z genialną "Euforią" Lily King, lecz fabularnie ją przebijają. Jest bardzo klimatycznie - autorka posługuje się niezwykle plastycznym językiem dla opisania mikromalezyjskiej wyspy, na której toczy się wyprawa. Mrok dżungli, nasycenie kolorów, różnice kulturowe i społeczne - wszystko wyraziste, zapadające w pamięć i nadające tej powieści klimat. Szaro w powieści Yanagihary nie robi się jednak nigdy - nawet gdy akcja przenosi się do Stanów Zjednoczonych - wszystko jest nasycone, a bohaterowie z krwi i kości. 

W tej niezwykle klimatycznej i nasyconej opowieści toczy się historia poszukiwania nieśmiertelności, pogoni koncernów farmaceutycznych za lekiem, który pomógłby zachować dłużej młodość, historia niszczenia autochtonicznych cywilizacji. Bogata warstwa etnograficzna, naukowa, ale także psychologiczna "Ludzi na drzewach" sprawiają, że czytelnik bardzo dużo z niej odbiera i wyciąga dla siebie samego. Norton Perina to bohater, który od początku budził we mnie mieszane uczucia, ale zawsze bardzo intensywne - od jakiejś irytacji, złości po żal i współczucie, ale tak naprawdę główny bohater pozostaje dla czytelników swego rodzaju zagadką do samego końca. On sam niekiedy próbuje usprawiedliwiać swoje postępowanie, niektórych czynów żałuje, jest szczery, ale w tym wszystkim... bardzo często bezkrytyczny względem swojego zachowania.

Książka Yanagihary jak już wspomniałam wcześniej powstawała prawie 20 lat... nie bez powodu. Jest inspirowana prawdziwą historią, oczywiście bulwersującą laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1976 roku, Daniela Gajduska. Daniel Gajdusk tak jak główny bohater powieści (o czym dowiadujemy się już na początku) został skazany za pedofilię. Sam Gajdusk przyznał, że uprawiał seks z około 300 chłopcami, wielu z nich adoptował. Najbardziej bulwersujący nie jest wcale fakt samej pedofilii, ale reakcja środowiska naukowego i lekarskiego na świecie. Do sądu przychodziły setki listów, a ich autorzy pisali między innymi o tym, że pedofilia jest czymś naturalnym i uzasadnionym kulturalnie dla tych papajskich chłopców... oraz, że dokonania Gajduska są tak wybitne i ważne dla naukowego świata i jego rozwoju, że nie powinno go się karać za jego słabości. Wszystko to co złego zrobił zostaje zneutralizowane przez jego naukowe dokonania. Chyba nie muszę tego komentować?

Hanya Yanagihara pokazuje w swojej debiutanckiej powieści niezwykle wysoki literacki poziom. Napisała książkę, która zachwyca, jest fascynująca, pasjonująca i niesamowicie dobra. To wielowątkowy, wielopłaszczyznowy utwór, który pomimo swojej objętości nie nuży ani przez chwilę. Jest cały czas bardzo intrygujący, poruszający, momentami odrzucający lub nawet oburzający przez zachowanie głównego bohatera, ale z drugiej strony Norton Perina jest bohaterem na tyle zapadającym w pamięć, że osobiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby poznać jego losy, jego literacką wizję jeszcze bardziej pogłębioną, szczegółową, dotykającą może jeszcze bardziej aspektu ojcostwa, relacji z adoptowanymi dziećmi. "Ludzie na drzewach" to piękna, przenikliwa, niezwykle wartościowa pozycja. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.

Moja ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz