listopada 03, 2017

(666) Nikt mnie nie ma

Tytuł: Nikt mnie nie ma
Autor: Åsa Lindenborg
Wydawnictwo W. A. B.
Stron 352


Opis wydawcy:


Szwecja, lata 70. Kilkuletnia Åsa mieszka wraz z ojcem Leifem, który jest dla niej bohaterem i najważniejszą osobą w życiu. Jednak w miarę upływu czasu dziewczynka coraz wyraźniej widzi, że w rzeczywistości Leif to nieudacznik zagubiony w coraz szybciej rozwijającym się społeczeństwie.

Znakomity, poruszający do głębi opis relacji między ojcem i córką, a także wstrząsający portret Szwecji, daleki od wygładzonych stereotypów. Literatura na najwyższym światowym poziomie.


Moja opinia: 

"Nikt mnie nie ma" to bardzo sugestywna i poruszająca powieść autobiograficzna szwedzkiej pisarki i historyczki, która w swoim ojczystym kraju jest łączona z poglądami komunistycznymi. Åsa Lindenborg przeprowadza czytelników przez swoje dzieciństwo u boku ojca i weekendowej mamy. Po rozstaniu rodziców została z tatą, który jeszcze długo był dla niej bohaterem, mistrzem hutnictwa i najważniejszą osobą w życiu. Jednak z czasem zaczęła dostrzegać, że to co dla niej jest rutyną, modelem życia w jakim jest wychowywana (a więc modelem z założenia: prawidłowym) w innych budzi niesmak i oburzenie. Lindenborg bardzo pięknie i poruszająco odwołuje się do swoich wspomnień z dzieciństwa, jednocześnie oddając swoją ówczesną mentalność... przeprowadza czytelników przez kolejne etapy swojego dojrzewania, rozwój swojej świadomości oraz rozumienia całej sytuacji, a przede wszystkim swojego ojca. Etapy pełne emocji, różnorodnych, często sprzecznych ze sobą myśli. Poprzez ufność kilkuletniego dziecka po rozgoryczenie i żal dorosłej kobiety... 

Opis "Nikt mnie nie ma" nie sugeruje, że czytelnik będzie miał do czynienia z dosyć ponurą, a przy tym ogromnie kameralną i uderzającą opowieścią o alkoholizmie, relacji rodzic - dziecko, o uczuciach dziecka, ale przy tym z niepatetycznym utworem. W opowieści Lindenborg nie ma tanich chwytów. Autorka opowiada swoją historią ze świadomością dorosłej kobiety, ale wielką wyrozumiałością dla siebie z lat dziecięcych. Z wyrozumiałością i zrozumieniem. Czasami coś jej się wymknie... jakaś sarkastyczna, ironiczna uwaga, która sama w sobie znaczyłaby niewiele, ale bardzo dużo nadaje tej powieści przez swój kontrast z dziecięcą ufnością, naiwnością i miłością. Asa nie była głupim dzieckiem, z wiekiem nabierała kolejnych obaw, stawała się coraz lepszą obserwatorką, ale w początkowych latach kierowała nią przede wszystkim miłość do swojego bohatera - najlepszego taty pod Słońcem. 

Problem alkoholizmu został przez autorkę ukazany w szczery, a przy tym osobisty sposób, jednak ona sama - nie wydaje w tej książce osądów. Upływ czasu sprawił, że zdecydowała się przedstawić tę historię tak, aby czytelnik sam mógł wydać swoją opinię - rozstrzygnąć we własnym sumieniu czy możemy Leifa, ojca Asy jednoznacznie skrytykować i potępić. Na myśl przychodzi Marmieładow ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego, który także zmagał się z problemem alkoholizmu i, który także budzi w czytelnikach sprzeczne emocje i myśli. Wydanie osądu nie jest łatwe... i wydaje mi się, że nawet nie jest potrzebne. Leif z jednej strony budzi w czytelniku złość, bo Asa chodzi nieumyta, często głodna, Leif wykorzystuje swoich rodziców, składa obietnice bez pokrycia..., a jednak w dniu wypłaty jest królem - niczego swojej córce nie żałuje, dba o nią, czyta jej bajki na dobranoc, prowadzi długie, dorosłe rozmowy z nią i naprawdę ją kocha, ale może nie na tyle, żeby zerwać z nałogiem? A może jest ofiarą systemu? Państwa, które wcale nie jest tak opiekuńcze jak mogłoby się wydawać? 

Szwecja jest obecnie uważana za jedno z najbardziej opiekuńczych państw na świecie. Państwem zapewniającym obywatelom edukację na świetnym poziomie, opiekę zdrowotną... a jak było w XX wieku? Dlaczego ojciec Asy, a tym samym ona sama pozostali pozostawieni sami sobie? Leif miał dobre zarobki, jednak zmęczenie związane z wykonywanym przez niego zawodem było zbyt duże... albo on zbyt słaby? Dużo jest w tej książce myśli politycznych, ponieważ rodzina autorki była silnie związana z ruchami komunistycznymi. Także jej ojciec marzył o wielkim magazynie żywności i innych produktów, do którego wszyscy będą mogli po prostu wchodzić i brać... wierząc, że to rozwiązałoby jego problemy.

Z wypowiedzi autorki czasami przebija może nie tyle rozgoryczenie co poczucie zawodu, że jej ojciec, kiedy była dzieckiem nie potrafił się podźwignąć. Przebija lęk, że nie będzie potrafiła stworzyć normalnej rodziny... ktoś może powiedzieć, że to obawy, które towarzyszą każdej osobie, która wywodzi się z bardziej lub mniej patologicznej rodziny, ale Lindenberg unika patosu, jakiegoś takiego rozgłosu i jej książka bez wątpienia nie jest typową, kasową powieścią, która przyciągnie do siebie miliony czytelników. Jest jednak utworem, któremu naprawdę warto poświęcić uwagę. To niezwykłe jak na stosunkowo niewielkiej ilości stron... autorka zawarła tak wiele treści, opowiedziała tak wiele historii. "Nikt mnie nie ma" to powieść skondensowana, świetnie napisana, intymna, o psychice dziecka, alkoholizmie i relacjach w rodzinie, które nie zawsze wyglądają tak jak powinny, a także o Szwecji - tak różnej od obrazu ideału, który przekazują nam media. 

Moja ocena: 8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz