Autor: Lars Saabye Christensen
Wydawnictwo Literackie
Stron 732
"Czas nie mija. Czas po prostu jest. Zegarki są dla mnie materialistów i ludzi z przerośniętymi ambicjami. [...] Chodzi o to, żeby być teraz [...]. Wspominanie nie ma sensu. Planowanie też. Chodzi o to, co jest tu i teraz."
Lars Saabye Christensen, "Beatlesi"
Lars Saabyer Christensen jest od lat wymieniany jako główny norweski kandydat do Nagrody Nobla. Jego powieści cieszą się ogólnokrajowym uznaniem (w Polsce zostały także wydane mdz. powieści "Odpływ" i "Półbrat"). "Beatlesi" to jego najpopularniejsza powieść, w Norwegii już kultowa, a dodatkowo jest uznawana za najważniejszą i największą powieść 25 - lecia w literaturze norweskiej. Christensen stworzył niesamowitą, wspaniałą książkę o dojrzewaniu. Wielką i niesamowicie prawdziwą. Norweski pisarz ukazał dojrzewanie paczki przyjaciół w sposób wręcz boleśnie prawdziwy. Poznajemy młodych bohaterów - pełnych nadziei i marzeń, a potem jesteśmy świadkiem ich powolnej degradacji, ich upadku.. A wszystko w atmosferze muzyki Beatlesów, na tle wojny w Wietnamie, przemian kulturowych lat 60., protestacji, buntu młodych.
Oslo, rok 1965. Czwórka przyjaciół –
Kim, Gunnar, Seb i Ola jest nierozłączna. Na świecie trwa
beatlemania, która ogarnęła także Norwegię i głównych
bohaterów powieści Christensena. Dla młodych bohaterów największe
święto jakie może być to nowy longplay Beatlesów i wspólne
leżenie podczas jego odsłuchiwania wokół gramofonu. Są młodzi,
mają marzenia i pragnienia. Szybko okazuje się, że chcieliby być
tacy jak zespół z Liverpoolu. Lars Sababye Christensen zabiera
czytelników w świat przemian kulturowych lat 60., ukazuje
dorastanie... począwszy od pierwszych samotnych wypraw na ryby
poprzez pierwsze miłości i randki, a kończąc na protestach
przeciwko wojnie w Wietnamie, balangach, narkotykach. Pokazuje
stopniową degradację młodego człowieka, a w świat jego bohaterów
i ich niewinnych marzeń powoli zaczyna się wkradać mrok i
niepokój. Wraz z muzyką Beatlesów zmieniają się sami
bohaterowie. Fabuła powieści Christensena jest zbyt bogata i
wielowątkowa, by możliwe było jej opisanie w zaledwie paru
zdaniach. Tak naprawdę wystarczy napisać, że to niekiedy rozdzierająca serce historia o dojrzewaniu. Dojrzewania wraz ze wszystkimi jego
odcieniami... Dojrzewaniu, któremu towarzyszą zarazem chwile
bezgranicznej radości jak i bezgranicznego smutku. Dojrzewanie na które czytelnik się nie godzi.
"Beatlesi" to książka
niezwykle mocna przez swój klimat i kreację bohaterów. Niekiedy
przytłaczająca, rozsiewająca smutek w czytelniku... Przy tym
niesamowita. To wszystko za sprawą niewinności bohaterów, która
przeradza się w różne demony... w postaci seksu, alkoholu,
narkotyków i nie tylko. Christensen mydli oczy czytelnikowi już na
pierwszej stronie. Przedstawia można wręcz powiedzieć, że
sielankowy obraz czwórki dzieciaków! Wielkich fanów Beatlesów,
którzy są w stanie skakać pod sufit, gdy dowiadują się o ich
nowym utworze. Beztroskich chłopaków, którzy marzą o założeniu
własnego zespołu. Uczniaków, którzy rumienią się gdy podchodzi
do nich koleżanka... zastanawiając się kogo imię ma napisane na
ręce. Ten obraz zostaje jednak przez autora stopniowo rozmyty, aby
mógł ustąpić miejsca pierwszym tragediom i rozłamom w ich
krótkim życiu. Christensen z dziecięcej beztroski przechodzi do
pierwszych małych, a potem cały czas powiększających się
dramatów. Norweski pisarz tworzy obraz niezwykle sugestywny. Obraz
przypominający czytelnikowi, że to co jest pewne dzisiaj... jutro
już takie może nie być. Także klimat powieści Christensena ulega
przemianie. Z takiej sielankowej, spokojnej, ciepłej atmosfery
zamienia się w klimat pełen niedopowiedzeń i szerzącego się
mroku... A niepokój czytelnika o losy bohaterów wzrasta z każdą
kolejną stroną. Wzrasta na tyle, że w pewnym momencie "Beatlesi"
stają się książką ciężką... niedającą się czytać strona
po stronie. Czytelnik jest zmuszony robić przerwy, aby ochłonąć...
nabrać dystansu do wydarzeń na które nie ma żadnego wpływu.
Zawsze bardzo chętnie sięgam po
powieści/ filmy/ seriale, których akcja rozgrywa się na tle
przemian kulturowych lat 60., a co za tym idzie na tle odrzucenia
wzorców poprzednich pokoleń, rewolucji seksualnej, protestom
przeciw wojnie w Wietnamie. Lata 60. to jednak także niesamowita
muzyka. Beatlesi, Roling Stones, The Doors, Animals i wielu, wielu
innych. W książce Christensena te wszystkie elementy składowe lat
60. mają bardzo duże znaczenie i nie można przejść obok nich
obojętnie. Kłótnie z rodzicami, długie włosy także u chłopaków
(co jednak przed latami 60. było czymś niezwykłym), pewne
rozprężenie obyczajów – alkohol, narkotyki, seks, coraz
ostrzejsze protesty przeciwko wojnie w Wietnamie i interwencji obcych
wojsk. Dla autora te wszystkie wydarzenia są nie tyle tłem jego
opowieści, co jej ważnym elementem. Przykładowo: wojna w Wietnamie
ma dla życia bohaterów i ich losów wyjątkowo duże znaczenie,
ponieważ po raz pierwszy spotykają się z tym problemem jako dzieci
o bardzo małej wiedzy, a potem ta wojna jakoś cały czas towarzyszy
im w dorastaniu. A myśli na jej temat / stosunek wobec niej
zaczynają w nich dojrzewać. Główni bohaterowie zostają zmuszeni do
obrania stanowiska po której stronie barykady stoją. Tu
nietuzinkowe znaczenie ma także fakt, że czytelnik losy bohaterów
poznaje z perspektywy jednego z nich.
"Beatlesi" nie są powieścią jednolitą. Autor
porusza różne problemy – społeczne jak i obyczajowe. Pojawiają
się wątki rodzinne, przyjacielskie, polityczne, kulturowe, jednak z
każdą kolejną stroną "Beatlesi" są powieścią
dojrzalszą, bardziej dopracowaną. Zmienia się także sposób
narracji – jest bardziej gorzki, niepokojący. Emocje narastają, a
czytelnik czeka na chwilę, kiedy dojdzie do ich ostatecznego nagromadzenia i wybuchu... Jest
jednak trzymany w tej niepewności, w swego rodzaju udręczeniu.
Christensen potrafi zawładnąć czytelnikiem, grać mu na emocjach.
Ma niesamowity talent pisarski.
"Beatlesi" są powieścią
niezwykłą. Po prostu. Mimo, że nie są powieścią bez wad.
Posiadają słabsze momenty, kiedy czytanie już nie idzie tak
płynnie, a sama akcja nuży. To jednak nieważne, to jednak
drobnostka. Rozumiem Norwegów, którzy uważają dzieło
Christensena za jedną z najważniejszych powieści norweskich.
"Beatlesi" to książka wielka, wzruszająca,
intrygująca, wciągająca... i niesamowita. Obraz dojrzewania w niej
przedstawiony jest boleśnie prawdziwy i bardzo przenikliwy. Miliony
ludzi uważają ją za powieść, która odmieniła ich życie. Nic w
tym dziwnego, bowiem brakuje tak szczerych utworów. Szczerych aż do
bólu. "Beatlesi" to
literacka uczta, dzieło wieloznaczne, piękne i zaskakujące,
Christensen pisze mistrzowsko, konstruuje akcję z niezwykłą
precyzją i zachwyca... gra na emocjach czytelnika – wzbudza łzy i
uśmiech. Książka Christensena to nie tylko literacka uczta, ale
także niesamowita literacka podróż po meandrach dojrzewania...
Niebanalna i bardzo przenikliwa.
Moja ocena: 9+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz