stycznia 07, 2017

(589) Lucynka, Macoszka i ja

Tytuł: Lucynka, Macoszka i ja
Autor: Martin Reiner
Wydawnictwo Stara Szkoła
Stron 232

"- Samotność zmienia człowieka – odpowiedział łagodnie.
- Każdy człowiek jest samotny.
- Właśnie dlatego ucieka się do Boga."

Martin Reiner, "Lucynka, Macoszka i ja" 


Moje pierwsze spotkanie z literaturą czeską od dłuższego czasu... i pełen zachwyt. "Lucynka, Macoszka i ja" to piękna opowieść o tym co w życiu ważne – miłości, sile przyszłości i nieprzewidywalności ludzkiego losu. W dodatku rewelacyjnie napisana. Zaplątana historia trójki bohaterów – małej Lucynki, czeskiego, zapomnianego poety i niepozornego brneńskiego listonosza, Tomasza. Ich losy, relacje, poszukiwanie i wybory. Powieść Martina Reinera, pisarza bardzo w Czechach popularnego jest swego rodzaju wędrówką autobiograficzną (choć jak mówi sam autor, nie do końca) i próbą odnalezienia swego miejsca w świecie oraz jego zaakceptowania. Opowieścią o tym co głównego bohatera nurtowało, ukształtowało, co miało największy wpływ na jego życie. "Lucynka, Macoszka i ja" to nieśpieszna literacka podróż do Czechosłowacji lat 1989/1990, po życiu oderwanym od wielkiej poetyki i światowych przemian. Proza bardzo mądra i ujmująca.

Tomasz, jest niepozornym listonoszem, który już od najmłodszych lat zaczytuje się w książkach, najczęściej w tych porzucanych przez miejscową bibliotekarkę. Wybór jest jednak dość okrojony, tym bardziej, że mówimy jeszcze o socjalistycznych czasach i wszechobecnej cenzurze. Wszystko zmienia się, gdy na jego drodze (w sumie przypadkiem) staje pisarz Paukner, który postanawia zainteresować go postacią Macoszki, czyli wielkiego czeskiego poety, który przez ustrój został jednak już dawno temu wyklęty..., a z pamięci wykreślony. Od 1948 roku znajdował się poza granicami Czech (czy też Czechosłowacji), Tomasz zaczyna się coraz bardziej interesować nie tylko jego twórczością, ale także życiową historią. Jego fascynacja posuwa się nawet tak daleko, że postanawia go odnaleźć i zadać mu kilkadziesiąt pytań. To wszystko wymaga od niego dużego samozaparcia... Równocześnie jednak w jego życiu ważne miejsce posiada pewna kobieta, Marta... wraz ze swoją córeczką tytułową Lucynką. Gdy Marta trafia do szpitala to na Tomaszu zostaje wymuszona obietnica zajęcia się dziewczynką. Z czasem mężczyzna przywiązuje się do niej coraz bardziej, zaczyna o niej myśleć jako o "swojej" córeczce, jednak Marta w końcu wychodzi ze szpitala..., a w Tomaszu rodzi się wewnętrzny konflikt. Dylemat.

Powieść Martina Reinera to kameralna czeska historia, w które pierwsze skrzypce grają emocje mężczyzny. Nie chodzi w niej jednak o emocje jakimi mężczyźni darzą kobiety – kochanki czy też matki, ale o emocje, którymi darzą dziewczynki będące pod ich opieką. Emocje jakimi darzą córki. "Lucynka, Macoszka i ja" niespodziewanie stała się przejmującą i rozczulającą historią o ojcostwie. To prosta w swej konstrukcji jak i wydźwięku historia, która właśnie przez to uwodzi. Pokazując rzeczywistość, taką jaką jest bez epatowania tragediami czy namiętnościami ukazuje los zwykłego mężczyzny.  Los, który jest jednak pełen emocji, ponieważ Tomasz wydaje się być postacią świadomą siebie i przemian w sobie zachodzących. Na skutek tego i lekkich zawirowań czasu w powieści czytelnik poznaje powieść Reinera w pełnym napięciu i skupieniu.

I nawet o zawrót głowy nie przyprawia fakt, że autor błąka się między narracją pierwszo- i trzecioosobową. Ten fakt zostaje w trakcie lektury wyjaśniony, ponieważ autor zdradza swe rozterki dotyczące tych obu form... w dodatku ujawnia, że nawet jeśli pozmieniał imiona bohaterów – ta historią nie przestaje być w dużej mierze jego własną historią. Martin Reiner jak jego bohater, Tomasz "uganiał" się za zapomnianym czeskim poetą, Ivanem Blatnym, który tak samo jak powieściowy Macoszka opuścił Czechosławację w 1948 roku, a to nie jedyna zbieżność, bowiem Reiner tak jak bohater jego powieści jest wieloletnim badaczem życia i twórczości legendarnego czeskiego poety. "Lucynka, Macoszka i ja" jest jednak pod każdym względem powieścią uniwersalną, bardzo kameralną, ciepłą i inteligentną. 

"Mój problem polega na tym, że jestem zbyt słaby na historie prawdziwych ludzi. Nie chcę ich znać. Boję się, że zatopią mój suchy kąt, kiedy zbytnio się do nich zbliżę. A jednocześnie coś, co żyje we mnie jak nietoperz w jaskini, pragnie podzielać historie innych. Książki miały jedną wielką zaletę: wszyscy ci ludzie pojawiali się przy mnie, kiedy tylko zaczynałem czytać i przestawałem zwracać uwagę na otaczający mnie świat, ale ja byłem dla nich niewidoczny."

Martin Reiner, „Lucynka, Macoszka i ja” 


Nie wiedziałam do końca, czego mam się spodziewać po utworze Martina Reinera, ponieważ informacje na jej temat jakie znajdywałam w internecie były w większości przypadków bardzo enigmatyczne. Jednak "Lucynka, Macoszka i ja" to jedna z tych powieści, które fascynują już od pierwszych stron, choć czytelnik nie do końca wie na czym ma zawiesić wzrok, w którą stronę spojrzeć, na co zwrócić uwagę, bo to wszystko zaczyna się dość niepozornie. Jednak Martin Reiner zdobył moje serce za sprawą ukazania emocji mężczyzny, w specyficznym okresie w życiu, w którym przed Tomaszem, głównym bohaterem stają trudne wybory. Zrobił to bez patosu, a z dużą dawką wrażliwości. Wreszcie "Lucynka, Macoszka i ja" to jedna z tych powieści, która łamie czytelnikowi serce, a jednak daje nadzieję. Bardzo zaskakująca książka o różnych życiowych rolach. 

"Lucynka, macoszka i ja" ujmuje są prostotą w towarzystwie swej wielowymiarowości. Uwagę bez wątpienia przyciąga fakt, że Tomasz żyje gdzieś obok wydarzeń historycznych mających miejsce w Czechosłowacji. To wszystko się dzieje, to wszystko zostało zaznaczone w książce, a jednak dla Tomasza nie staje się najważniejszym momentem w jego życiu, a jednak towarzyszy tym prawdziwie ważnym momentom dla niego, jako jednostki. Mam wrażenie, że "Lucynka, Macoszka i ja" jest opisem dorastania mężczyzny do roli ojca i odnajdywania pasji, powieścią przemijaniu i odchodzeniu. Wiele pozycji literatury czeskiej zostało naznaczone specyficznym czeskim humorem, którego w tej pozycji brak. I może to dobrze, ponieważ dzięki temu czytelnik otrzymuje spokojną, piękną, a przy tym tak bliską czytelnikowi treść. To nieśpieszna literatura, autor ma czas i wymaga, że czytelnik także będzie miał czas, żeby na chwilę zatrzymać nad historią Tomasza. Historią mam wrażenie spawającą w sobie ludzką egzystencję. Jestem pewna, że do powieści Reinera jeszcze w przyszłości wrócę, ponieważ mimo swej małej objętości jest pełna kontekstów i wątków, które mogą umknąć czytelnikowi. Ma w sobie coś niesamowicie ujmującego i magicznego, a co najważniejsze... widać w niej wielką samoświadomość Martina Reinera. 

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz